Lapec prowadzi tutaj blog rowerowy

Rowerowo-górski blog cyniczno-ironiczny ;]

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:4528.27 km (w terenie 234.97 km; 5.19%)
Czas w ruchu:09:04
Średnia prędkość:19.78 km/h
Maksymalna prędkość:58.50 km/h
Suma kalorii:467613 kcal
Liczba aktywności:231
Średnio na aktywność:19.60 km i 2h 16m
Więcej statystyk

Mała (2429m n.p.m.) Wysoka upalna

  • DST 22.33km
  • Kalorie 4181kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 4 sierpnia 2018 | dodano: 08.08.2018
Uczestnicy


Nadrabiam xD

Geneza tego wyjazdu została opisana trochę wcześniej, więc przejdę od razu do konkretów :-) Po wczorajszym meczu, nastąpiło brutalne obudzenie mnie przed godziną szósta rano i mogliśmy udać się w kierunku "dobrego" czyli wysokich górek do naszych południowych sąsiadów :)
Droga spłynęła bardzo szybko (do tego Morfeusz również nie zawiódł) i w okolicach godziny dziesiątej znaleźliśmy się na początku naszego głównego szlaku. Pierwotnie mieliśmy tam iść drugiego dnia (po rozgrzewce), no ale pogoda na niedziele była delikatnie mówiąc niepewna. Trochę średnio było ryzykować :) 
===========================================
Pierw (po o dziwo darmowym parkingu) udaliśmy się w kierunku schroniska? Hotelu Dom Śląski (Sliezsky dom), znajdującym się na wysokości 1670m n.p.m. Odcinek sympatyczny => niecałe sześć kilometrów, półtorej godziny i pierdyliard ...



... stopni Celsjusza :D
Filip się nam trochę przysmażył, ale tak to w sumie obyło się bez ofiar heh.

Szlakami niebieskim i żółtym znaleźliśmy się w okolicach "schronu" gdzie nastąpił Pitt Stop przy Welickim Stawie. 

Chwilowe ochłodzenie nóżek i rura w kierunku Małej Wysokiej ... w okrojonym składzie xD => Gizmol nam uciekł dość konkretnie heh. No ale to Tatry więc po co się śpieszyć? Spokojnie doszliśmy do Poľskego hrebeňia (2200 m n.p.m.), po którym został już tylko nie za trudny technicznie (ale jednak męczący) czterdziestopięcio minutowy odciek na Východná Vysoká (2429 m n.p.m.) ;] No nie powiem, było widokowo!! Do tego dość klimatycznie, gdyż ludzi na tym odcinku nie było jakoś wyjątkowo dużo i nic się nie korkowało :-)

Na górze chwila odpoczynku w towarzystwie greckiego przysmaku i mogliśmy ruszać tą samą drogą w dół. Na Polskim Grzebieniu po raz kolejny połączyliśmy siły i tak spokojnie aż do schronu, hotelu? no mniejsza o to :P Tam szybki popas i rozpoczęliśmy schodzenie drogą asfaltową do auta.

Koło drogi był w sumie szlak zielony (użyliśmy go na końcówce), ale niestety został popsuty przez deszcze niespokojne. Ten etap choć długi, to nawet nie zmęczył zbytnio i udało się dość płynnie i bezpiecznie wrócić na parking :)
Później już ino trasa do Czarnej Góry, znaleźć nocleg (proste to to nie było) i można było odpalać ognisko w domku ... o którym nic nie napiszę xD Było dymnie co zresztą widać na końcu filmiku heh => https://www.youtube.com/watch?v=DYKEWNL4omk&featur... Filmik ogólnie warty polecenia, fajnie że jak Janiola nie ma, to Łukasz ogarna ;]

Trasa => https://www.relive.cc/view/e1171180420

Fotki:
Parking i hmmm standardowa myślówa "kaj ja zaś tam się pcham" :D

Początek szlaku był o taki, widoku starszej pani w samym portkach i cychaltrze wam oszczędzę :D

Hotel ...


... Velicke Pleso + wodospadzik...

... i pitt stop :)
Szlak był po drugiej stronie, woda lodowata, długo tak nie wytrzymałem :D


Walczymy dalej, czapucha obowiązkowa, bo słonko ...

... opalało :D
Filip nie narzekał, ciągle z uśmiechem heh


Dalej, szlak już odrobinę ciekawszy, choć męczył

Atrakcja ;)))

A tu już widać cel ;]

No stety/niestety pierw trzeba było wejść o tu ...

... o tak :D


Ostatnie 45 minut czyli atakujemy szczyt, w takich okolicznościach



Jeszcze widoczek - na Velicky, Ganek i Rysy i ...

Szczyt :))))



Oyzo (powyżej) => oczywiście ino symbolicznie po łyczku na górze ;]

Udało się nawet Polaków o fotkę poprosić :)
Łukasz pokazuje nam Kupole, Veszterov oraz Bradavice - szczyty bez szlaków czyli phi! :P
PS: Filip w tym czasie już na Grzebieniu wegetował heh


Schodzimy, tym samym szlakiem :)


I dopiero od Śląskiego Domu, trochę inaczej, czyli o tak ;)

Do jutra ;]
==========================================================
Mądrego to i dobrze poczytać :DDDDDDDD


Kategoria Góry

Co się właśnie stanęło? Szkodnik na 1257m :-D

  • DST 58.04km
  • VMAX 58.50km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 lipca 2018 | dodano: 15.07.2018
Uczestnicy



Taki plan, trochę z tyłka wyszedł xD
Po wczorajszym Będzinie, byłem bardziej nastawiony na Palowice, które to około czwartku zaproponował Filip. No niestety, piątkowe spotkanie z Żanetą było aż nadto godne, także w sobotę z rana alkomat wskazał stan o ja pierdolę xD No nic, korekta planów i zacząłem kombinować w kwestii gór :)

Plan nawet dość nieźle się ogarniał, ale niestety prognoza na noc nie wyglądała zbyt owocnie. Ciepło, ale leje i deszcze niespokojnie, tfuj burze niespokojne xD Kolejna korekta i wyszło że Skrzyczne brzmi nieźle, ino 26 kilometrów, więc nie było raczej opcji coby to ogarnąć na bilecie 10-godzinnym. No chyba że rower ... sam głupi to zaproponowałem xD 

Energia poranna?
No taka se heh



============================
Ustawka u mnie na garażu o 10:15 i rura na dworzec na Brynowie, coby z kacowym Żubrem poczekać na pociąg do Zwardonia. Pociąg przejechał, rowery ustawione i można było jechać, a jakże do Wilkowic. Trzeci raz tam byłem w przeciągu może nie całego miesiąca heh.

Po ćmiku, dość żwawo wyruszyliśmy w kierunku Szczyrku. Na miejscu misja Biedronka i rura w kierunku ulicy Uzdrowisko. Po wjeździe asfaltem, nastąpił odcinek szlaku rowerowego, który de facto nie istniał xD Co zrobisz jak nic nie zrobisz? Wypych jak cholera. Poprzez jedną ulewę i pierdyliard wkurwów, dostaliśmy się na szczyt. Tam przerwa na piwo, przeczekanie deszczu i poprzez kąsek szlaku przecudowny zjazd w dół. Brakowało ino żeby ktoś pozamiatał te kamienie, bo dość nieźle strzelały spod kół xD Następnie wpadliśmy na odcinek asfaltowy, na którym można byłoby się spokojnie rozpędzić do około 70 km/h, no ale po a) ludzie, a po b) jednak było mokro, więc o dzwona nie było trudno.

W sumie od szczytu do Lipowej może z 15 razy nacisnąłem na pedał. Zjazd bajka :-):-):-) 

Na dole Filip stwierdził że nie jechać prosto do celu .... no bez sensu. Czas był, więc postanowiliśmy odwiedzić jeszcze Żywiec. Ciągle było w dół - więc fajnie :) W okolicach Żywca, McDonald, pojedli i mogli ruszyć na kolejną atrakcje wycieczki czyli Jezioro Żywieckie. Tam po śliwkowym i rura w kierunku Wilkowice by domknąć pętlę :-)

Po drodze moja prośba o Biedronkę została zignorowania, gdyż spieszyliśmy się na pociąg. Na PKP zjawiliśmy się ... 40 minut przed odjazdem heh. Cały Filip :-D Przynajmniej był czas na piwko ;)

Później spokojny dojazd na Brynów (zaoszczędzone pięć złotych :P), gdzie już czekał Diobeł z kolejnym pakietem pustych, ale jakże smacznych kalorii. Pogadali i został mi ino śmieszny zjazd do garażu ^_^ No cóż, cieszę się że udało mi się to ogarnąć, ale chyba więcej mnie na rower w górach nie wyciągną, góry są od chodzenia :-P
==========================================================
Trasa + fotki => https://www.relive.cc/view/e1157962763

Fotki:
Start start z Brynowa, dyliżans podjeżdża :-)

Wilkowice

Cel przed nami

Ostatnie ostatnie zdjęcie na normalnej nawierzchni

Mam Grzyba :)))
Znalazłem grzyba - lepiej brzmi :D

Widok na Becyrek (862m n.p.m.) ...

... i chwila przed nim xD

Tak, to były zapasowe :D


Później już do schronu, bez deszczu ;)
Cel na wyciągnięcie palca, choć zmęczył ;)


Widoczki


Wśród źdźbeł trawy, Szkodnik dycha :D

Szczyt ;]


Twardziel, podczas ulewy xD

Zjazd, pierw szlak i widoczki, a później ...



... bajka, 45km/h bez pedałowania :)


Na dole ;)

Jezioro Żywieckie, ponownie ;)

Nasza góra oświetlona ;]

I dziękuje, dobranoc, chwilę potem lunęło :P
Chmury po lewej stronie się skradały ;)


==========================
W sumie z Gruchą się rok temu w kwietniu widziałem, więcej Łukaszów nie kojarzę ;)


Kategoria Góry, Rower

3/3 Gaiki

  • DST 25.43km
  • Kalorie 3052kcal
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 8 lipca 2018 | dodano: 10.07.2018
Uczestnicy



Trzeci dzień zaczął się mega leniwe, zanim nawet pomyślałem o wstaniu, to już Diobeł zagadał o ćmika, a że mieliśmy całe dwa, no to niestety trzeba było się ogarnąć żeby cokolwiek przydymić z namiotu XD Następnie po bardzo długiej chwili relaksu, mogliśmy zacząć pakować nasze manatki i rozpocząć żmudną około ośmio-kilometrową trasę do sklepu.

O tym odcinku nie będę się rozpisywał. Był po prostu tak ambitny że masakra, ale najważniejsze że skończył się sklepem. Później już szukanie jakiegoś Busa, który by nas podwiózł do Pietrzykowic, coby nie iść tym durnym asfaltem. No niestety, nie udało się. Niby były rozkłady, ale ... z 2014 roku xD. Doszliśmy do sklepu, zakupy i plan jakiś trzeba było ogarnąć. Jeden Bus jechał, ale niesety bezpośrednio do Żywca - co nie było nam na rękę :)

Zgodnie z sugestią mojego kompana - wracamy w góry i "walimy" z Międzybrodzia (334m n.p.m.) pierw niebieskim na Nowy Świat (622m n.p.m.), żeby następnie zielonym dojść do Gaik (804m n.p.m.) i zejść czerwonym do Straconki (430m n.p.m.), skąd już odcinkiem miejskim ogarnąć PKP Bielsko Biała Leszczyny.

Szlak w pierwszej fazie dość mocno "szedł" do góry (raj, dla naszych zmęczonych podeszw xD) a później już gruntowo ... i zrobiło się błogo. Sympatyczny, lekko górkowaty fragment - napisałbym że dobry dla dzieci, no ale ostatnie zejście jednak nie należało do przyjemnych heh. Dwa Żubry zostały wypite (dwa razy na pół), pooglądaliśmy kolejne super miejsca na nocleg pod namiotem kiedyś tam, zobaczyliśmy kapitalny punkt widokowy na Bielsko i zeszliśmy na obiad oraz do sklepu, po ostaniom parę Żubrów przed pociągiem.

Dworzec ogarnęliśmy nowym bielskim szlakiem. Cóż, spodziewałem się tam krzaków i spokojnego marszu z piwem, a trafiliśmy ... na chyba główny punkt rekreacyjny miasta. Ścieżki rowerowe, place zabaw i wuchta wiary :D No trudno, to był bardzo trzeźwy szlak także nikt nie zwracał uwagi na dwóch ludziuf z piwem i plecakami idących :)

Na PKP doszliśmy, nie patrząc o której pociąg i mieliśmy do niego ... około 5 minut :D Dobrze że był dziesięć opóźniony heh. Ideał? no niestety nie do końca, trafiliśmy na Kinder-Zug ;/ Takiego natłoku gównia ... wróć uroczych dzieciątek, to dawno nie widziałem - super ze był przyśpieszony i nie przeszkadzało mi nawet że nie zatrzymywał się na Brynowie. Piotrowice też uszły, przynajmniej mogłem se pójść po odwiedzinach u babuszki na Ligotę, bo oczywiście busa nie było, ot dawno nie spacerowałem :D

Trasa => https://www.relive.cc/view/e1154171458

Fotki:
Poranek z widokiem na Tatrę :D

Widok na drugą stronę był taki se :D
Śmietnik i śpiwór oczywiście posprzątany :)

Jakim cudem to splajtowało, to nie ma zielonego pojęcia xD

Wracamy w kierunku zapory :) Wczoraj te podejście było masakryczne!

Jezioro Międzybrodzkie i Góra Żar artystycznie :)

Ogólnie pojawił się nawet pomysł iścia na Żar, byliśmy wszak koło czerwonego szlaku, no ale niedziela, ładna pogoda, za duże natężenie Januszów i Grażyn na czubku xD Z resztą wiecie jak lubię szczyty na które można wjechać kolejką heh.

Cmentarz na początku niebieskiego szlaku ...

... i hmmm, Elektronika wkrada się wszędzie :D

Terenowo ...

... i asfaltowo :)

Szlak zielony z Nowego Świata (622m n.p.m.) do Gaik (804m n.p.m.)

Cel :)

Czerwony do Straconki ;]

Panorama ;]

Helołłł :)

Obiad i na pociąg do Leszczyn ;]

=================================================
Finalnie wyszło coś takiego, przewyższeń nie podam bo moje Endo jest nienormalne xD

====================================================
Wszystko oki, wątroba cała, ino moje nogi dziś (poniedziałek) są hmmm ... zmęczone :D 

Oczywiście poszedłem, trzeba zarobić na kolejne tripy :)


Kategoria Góry

2/3 Czupel

  • DST 32.58km
  • Kalorie 6499kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 7 lipca 2018 | dodano: 09.07.2018
Uczestnicy



Drugiego dnia wyspani jak ta lala (taaaa, od drugiej do siódmej rano xD) mogliśmy dość żwawo zebrać swoje manatki i uciekać z noclegu => wszak byliśmy zaraz koło szlaku :D Następnie na gibko na toaletę i śniadanie do schronu (1052m n.p.m.) i jazda na szlak niebieski (bardzo taki se), bo Gocha już wychodziła w Piotrowicach na pociąg. Przez Bramę Krakowską (685m n.p.m.) i Bystrą doszliśmy ponownie na miejsce naszego wczorajszego startu, czyli dworca w Wilkowicach.

Ten odcinek ... no był szybki, do tego zbierałem "ochrzany" - raz od Siostry bo się spóźnimy, a dwa od chłopaków bo gonie xD. Finalnie Marcina i Filipa przekupiłem piwem w puszce, a Gocha se sama wymyśliła że nie czeka, ino już idzie czarnym, a my ją dogonimy :) No oki :)

W Wilkowicach sklep i poprzez miasto oraz kolejne nawierzchnie utwardzone doszło do spotkania wszystkich uczestników. Piwo w dłoń i w las dalej czarnym szlakiem, coby nam jagódek nie wyzbierali. Jeden mały postój przy Skale Czarownic i meldujemy się na Smoczej Jamie (897m n.p.m.) Od tego miejsca już zaczęło się szukanie darmowych owocków ;] Miejscówkę udało się znaleźć dość niezłą i nastąpił podział na dwie grupy => my rodzinnie zajęliśmy się zbieraniem, a pozostała dwójka poszła się obijać na Czupel (930m n.p.m.)

Pozbierali i nastąpił kolejny podział, gdyż stwierdziłem z Marcinem że szkoda wracać i się nudzić w niedzielę, więc zostajemy :) Filip miał umówione na jutro rowerowe spotkanie, więc wziął mi Siostrę "pod pachę" i zeszli na Zuga. My natomiast rura do Międzybrodzia szukać sklepu i noclegu nad jeziorem. Bardzo sympatycznym szlakiem czerwonym, zeszliśmy do poziomu 334m n.p.m. chwile po godzinie 18:30 => sklep został płynnie znaleziony, zapasy uzupełnione i ... kibel. Zero opcji noclegowych ;/ Doszliśmy do zapory w Żarnówce, następnie na szlak czerwony, który biegł w kierunku Góry Żar. Zaczęliśmy odczuwać nogi, no ale spać gdzieś trzeba było. O 21:00 znaleźliśmy w końcu opuszczony ośrodek i po konsultacji z Panią Sąsiadką nt: czy ktoś tego pilnuje, uznaliśmy że to jest to!! Płasko, widok na jezioro, miejsce na ognisko. Gitara :)

Ognisko udało się nam jakimś cudem odpalić (wilgoć ;/) pojedli wusztów i kartofli (z dość średnią ziemniaczaną przyprawą) i poprzez odgłosy imprezy po drugiej stronie do namiotu na kimono ;]
=====================================================================
Trasy dwie - Endo się popsuło na około kilometr xD
https://www.relive.cc/view/e1153462751
https://www.relive.cc/view/e1153800901


Fotki:
Baza noclegowa :)

Schron i Klimczok w centralnej części

Szlak niebieski i widoczek z niego


Le Autor na tle Bystrej :D

No dobra, tu jest Bystra :D

Słonko dawało radę heh

Fotkę w lustrze? :D

Widok na Skrzyczne z Wilkowic Górnych 454m. n.p.m.

W komplecie :)

Szlak czarny, jak widać (trochę mało wyraźnie - sorki) zresztą :P

Klimatycznie ;)
Z cyklu znajdź Siostrę :D



Jakoś się skojarzyło :D

Jest i on

Szlak zejściowy

I na dole => na wprost Gór Żal wróć Żar

Odcinek asfaltowy ominiemy, a tu zapora ...

... i dwie atrakcje wieczorne :)


Bazę noclegową opisze w "jutrzejszym" wpisie ;)
================================================================
PS: Kuszące xD


Kategoria Góry

1/3 Prawie Magura

  • DST 15.70km
  • Kalorie 2475kcal
  • Aktywność Wędrówka
Piątek, 6 lipca 2018 | dodano: 09.07.2018
Uczestnicy



Genezy tego tripu w sumie nie jestem nawet w stanie nawet określić, gdyż choć umawialiśmy się od zeszłej niedzieli, to wszystko się "pokićkało" xD Planowo z Gochą wymyśliliśmy sobie że w sobotę jedziemy na jagody w Beskid Mały. Następnie kolejno odezwali się Filip i Łukasz, więc zamieniliśmy Mały na Żywiecki, z opcją spania na Rysiance i niedzielnymi jagodami albo na Romance albo pod Pilskiem. W międzyczasie odezwał się jeszcze Grzegorz, z wizją roweru lub gór ale ino na sobotę.

W czwartek jednak Łukasz stwierdził, że chyba jest chory i trzeba było znowu kombinować plany inaczej xD Im bliżej weekendu tym bardziej pod górkę heh. W końcu w tenże czwartek wieczorem zadzwoniłem do Devila, następnie zagadałem do Filipa i finalnie ustaliliśmy ze jedziemy w piątek po robocie w ... Śląski heh. Na cel został ustalony Klimczok, po to żeby w sobotę odebrać Siostrę z dworca z Wilkowic i pójść na nasz stały szlak jagodziany xD Dobra gitara, do tego wiedzieliśmy że izobronka raczej nie zabraknie :D

Sponsor wyjazdowy xD


Po tych całych kombinacjach zostało tylko przepracować piątek i pojechałaś do babuszki, ogarnąć wszystko co tam jest do zrobienia ...

BTW: Pijok :P
Choć tu nie wiem co jest bardziej niedorzeczne - Tola z Żubrem czy ja z bezalkoholowym :E



... i niechętnie pójść na pociąg który miał odjazd trochę po 17:30. Czemu byłem aż taki niechętny? a no dlatego że patrząc na meteo.pl wyszło że do około dwudziestej w górach ma lać. Moje sugestię żeby poczekać na ten przed dziewiętnastą i na spokojnie dojechać spełzły na niczym. I tak zgodnie z planem pierwotnym, po około godzinie zameldowaliśmy się w Wilkowicach (402m n.p.m.).

Na dzień dobry poszły jakieś piwa bo ... uwaga, uwaga ... lało jak diabli xD. Trochę na PKP, trochę pod dworcem (oczywiście pomachaliśmy jeszcze pociągowi późniejszemu), przeczekaliśmy deszcz i poprzez sklep, udaliśmy się asfaltem (czy tam brukiem) w kierunku Bystrej (468m n.p.m.), coby zacząć prawidłową nocną część wyjazdu :) I tak z latarkami udaliśmy się ciągle szlakiem zielonym w kierunku przełęczy Kołowrót (775m n.p.m.).

Byłoby idealne, gdybyśmy szlaku nie zgubili. W sumie nie z naszej winy, bo co się nie spojrzało to widzieliśmy oznaczenie. Jakiś mądry po prostu znaków nie zamazał, jak nowy wytyczał xD No trudno, z GPSem w ręku wyszliśmy na szlak żółty, którego nie dało już się zgubić i finalnie osiągnęliśmy w/w przełęcz o godzinie 22.30.

W planach była jeszcze opcja Szyndzielnia, no ale bez sensu. Ponownie na zielony i rura w kierunku Klimczoka. Siodło (1042m n.p.m.) zdobyliśmy sprawnie i poprzez Pitt Stop na kolację w schronisku na nocleg. Co do noclegu to standardowo, nie było wiadomo jak i gdzie :P
Po raz kolejny na całe szczęście jakieś 200 metrów za schronem, udało się nam ogarnąć ładny, prosty kąsek trawy, co nam w zupełności wystarczało :) Jakieś piwko, śpiewy, podziwianie nocnego widoku na Bielsko i nyny ... przed drugą w nocy.
=============================================================================
Trasa => https://www.relive.cc/view/e1153261047

Fotki:
Na tamtą górę idziemy xD

Ruszamy ...

... no dobra, poczekamy jeszcze chwilę :D

Teraz już poważnie idziemy, na całe szczęście padać przestało i było dość ciepło :)

Starsza część wycieczki, młodzież wygnała do przodu heh

Sympatyczny zachód :)

I coś ze szlaku, żeby nie było że nic nie wrzucam :P


Za Klimczokiem kapitalny widok na Bielsko, oczywiście żelazka nie ogarnęły, ale co oczy widziały to nasze ;]

I nocleg :)

Przynajmniej nie było dylematu jakie zdjęcia wklejać :D
============================================================================
Tak jak i nam przed spaniem xDDD

Przynajmniej rano zdrowi byliśmy ;)


Kategoria Góry

Ja-gut Trip

  • DST 9.60km
  • Aktywność Wędrówka
Poniedziałek, 25 czerwca 2018 | dodano: 26.06.2018




https://m.youtube.com/watch?v=cii80-o10nc


Witam nietypowo ^_^
Dziś korzystając z dnia wolnego, który był zaplanowany pod niedzielne jagody ... pojechałem na jagody :-D W sumie to faktycznie mieliśmy jechać wczoraj, ale Siostrę mą chyba trochę wystraszyła pogoda, która w sumie była względna, no ale kto co lubi :) Zrobiłem za to sobie spacer na mecza, o taki był => https://www.relive.cc/view/e1145997744 => wyjątkowo ze zdjęciami, bo się transfer kończy heh. O meczu ... no co by tu hmmmm

A poza tym to ...

======================
Balonik pękł, a ja wyspany w poniedziałkowy poranek wstałem po 8:00 rano, i mogłem na spokojnie wyjść na pociąg do Wilkowic, który odjeżdżał o godzinie 9:38. Po 73 minutach jazdy (lubię to) dojechałem na miejsce i wyruszyłem na łowy, oczywiście nie odpuszczając sklepu po zaopatrzenie :-D
Rozpocząłem wycieczkę czarnym szlakiem w kierunku Magurki. Szybki, potwierdzony szlak który miał mi planowo zająć trochę ponad trzy i pół godziny (około jedenastu kilometrów) więc luzik :-) Do tego miałem cynka:

I w sumie wyszło na moje. Pierw czarnym aż do Chatki na Rogaczu czyli odcinek mega pod górkę, gdzie jednak koszulka termoaktywna nie była moim sprzymierzeńcem - było mega parno i bezwietrznie xD Później ogarnięcie jednego czy drugiego pola jagódkowego i rura na schronisko na Magurce. Następnie już ino gonitwa na pociąg, coby się załapać na bilet dziesięcio-godzinny. W tej właśnie chwili postanowiłem olać iście na Smoczą Jamę i zamiast czarnym, zejść szybszym zielonym. Misja zakończona sukcesem i poprzez planowaną wysiadkę w Pszczynie do bazy. Wysiadka w Pszczynie finalnie jednak nie wyszła, gdyż w pociągu odpalił się Morfeusz ... który obudził mnie dopiero w Piotrowicach. Cóż, nie narzekam, kebab w Katowicach też był dobry :D
=========================================
Trasa => https://www.relive.cc/view/e1146336547 - Endo zaś wariowało i wyszło trochę ponad dziewięć kilometrów przewyższenia :D


Fotki:
Wystartowałem, parasol w plecaku na szczęście się nie przydał ;]

Początkowe widoczki ;]

Pierwszy punkt kontrolny


Filip, na kolejny trip? Ino do Jonosfery, później już płasko :D

Szczyt i widoczek z jego okolic ;]


Godne miejsce, w sumie na naszej klasycznej polance nie byłem, ale ogólnie to kibel z jagodami w lesie ...

Na szlaku spotkałem w sumie siedem(!!) osób, a ten Pan był mega rozgadany, to sobie około pół godzinki pogadaliśmy przy jagodach i piwku :)

Sklepu na Magurce, oczywiście sobie odmówić nie mogłem ;)))

Najwyższy punkt wycieczki

Zielony z powrotu


Łup końcowy :)))

I wasza kebabowość :D


Dziś lało, jutro i w piątek teren służbowy, więc rower dopiero raczej w sobotę gdzie planowane są Rudy Raciborskie oraz Palowice ;]

======================================================
Coś w tym jest heh ;))


Kategoria Góry

Podnamiotowo cz.3 => PTTK "Przegibek" - Rajcza + Kato

  • DST 28.90km
  • Kalorie 4938kcal
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 3 czerwca 2018 | dodano: 06.06.2018


O czym to ja miałem na końcu ostatniego wpisu, a już wiem: gówniak uroczy bobasek płaczący nie był jednak najgorszym odgłosem na polu namiotowym! Od 6:00 rano zaczął nam naparzać (dość średnio wokalny => piać nie umiał) kogut, który stwierdził że obudzi całe pole. No nie zgadniecie, kto spał najbliżej kurnika? TAK, MY xD Wrzask nas obudził, ale nie zniechęcił od drzemki - zrobiła to kura, która zaczęła się chwalić jajkiem .... zmieniając koguta, do tego dzieci wstały i zaczęły się bawić. Ehhh, a było tak pięknie wczoraj ;/ ... ;)

Dobra, kto rano wstaje, temu się daje, czy jakoś tak => mogliśmy zacząć działać.

Plan był prosty, ponieważ oba telefony były dość średnio naładowane (a do tego powerbanki się skończyły), trzeba było podkraść trochę energii ze Schronu ;] Kij tam z moim Kśiałomi, który z Kśiałomi wyssał jeszcze jakieś 43% ale Siostry już pomału kwiczał, a musieliśmy mieć pewność że choć jeden wytrzyma dzisiejsze Endo. Tak więc płeć piękna do środka szykować śniadanie, a część brzydsza składać bajzel :D U nas w rodzinie na tripach się nie bawimy w równouprawnienie, choć miałem dobrowolną pomoc w składaniu namiotu muszę przyznać :)

Śniadanie, plan na trip i jazda w trasę - wszak pogodę zapowiadają kapryśną ;/ Ruszyliśmy w kierunku Wielkiej Rycerzowej z celem zdążenia na 13:30 na BUSik z Soblówki do Rajczy, gdzie mieliśmy już bez stresu ocenić pogodę i do niej dostosować pociąg powrotny ;]
Wystartowaliśmy i w sumie ... brakło chmur burzowych, ciepło, sympatycznie (wśród kolejnego rajdu, tym razem pieszego), szliśmy moim jednym z ulubionych szlaków granicznych aż do rozwidlenia, gdzie Gocha olała szczyt i poszła (raczej słusznie) od razu do Schronu, zająć miejsce. Ja natomiast wdrapałem się na naszą najwyższą górkę tej wycieczki, po czym ponownie mogliśmy się spotkaliśmy, tym razem przy małym (ciepłym) piwku :) Jak wiadomo w Bacówce na Rycerzowej nie istnieje takie pojęcie jak prąd, no ale przy deficycie wody taki napój był i tak godny polecenia :D
Milutko się siedziało, zwłaszcza że mam ogromy sentyment do tego miejsca (w sumie tu zaczynałem przygodę z górkami), no ale zaczęło popadywać, niebo zaczynało się barwić w czarnych kolorach a i do BUSa zostało 1,40h. Szlaku zostało trochę ponad półtorej godziny, tak więc w dół ... ino zaś dwie opcję heh. Obie czasowo takie same, no ale żółtym już szedłem, a czarnym mogłem ponownie z Gochą zadebiutować :) Wniosek: żółty, przez mniejszą ilość luźnych kamieni (które mega spowalniają) jest szybszy xD

Schodząc i mijając się z pierdyliardem ludzi idących (na szczyt) prosto na burzę, na rozwidleniu, przed asfaltem wynikało że będziemy około 4-5 minut przed odjazdem.

I tak było, i co kur*a wyszło? że pan Marecki se pojechał za wcześnie, takie info przynajmniej na nas czekało w sklepie - do tego przed samym deszczem. Do pełni szczęścia doszedł fakt, że w sklepie terminal nie działał a nasz budżet wynosił trochę ponoć 11 złotych xD Ale trzeba przyznać że było fajnie, lokalni jegomoście mi polali dwa kielichy, Gocha dostała kwiatki z bramy weselnej, ogarnąłem bro na miejscu, do tego udało się kupić jakieś cygarety na sztuki, colę, piwo na drogę i mając przed sobą perspektywę ulwy mogliśmy ruszyć z buta te brakujące osiem kilometrów :) Wracając jeszcze na chwilę do pana (specjalnie z małej) Mareckiego to co za debil, minęliśmy go jeszcze potem raz w Ujsołach jak jechał nazot, ale nawet się na na przystanku nie zatrzymał - chyba się bał zjeby :D

Wyszliśmy, kwiatki coby się nie zmarnowały do flakonika przy kapliczce i ... lunęło, a nam się "oświecił" przystanek z zadaszeniem pośrodku niczego :D No przecież idealnie przeczekaliśmy (a lało tak że grypa murowana), popiliśmy i o suchości (do tego znajdując 5 złotych na poboczu) do Ujsoł, gdzie sklep (już z terminalem) po ciasto i pooglądać włości po dość średnio udanych (http://www.eska.pl/news/ujsoly_-_zajazd_w_straznic...) Kuchennych Rewolucjach Pani Magdy G. :D Do Rajczy prócz jednaj minimalnie stresującej sytuacji z przyjeżdżająca Policją z piwkiem w ręku, po jednym pitt Stopie doszliśmy na pizze :) Obiad wszedł bardzo dobrze, potem sklep, mycie butów w Solę, ponownie sklep (mhmmm, ogórki :D) i na mega spokoju "na berze", gdyż w związku że jeszcze mieliśmy wolną niedzielę w zapasie, na godzinę odjazdu wybraliśmy pociąg dopiero o 20.13 ;]

Na peronie jeszcze drobne upomnienie młodzieży że nie rzuca się śmieci na tory, chwila rozmowy z znajomymi ze szlaku i ... mogłem odpalać Morfeusza ... oczywiście po opróżnieniu zapasów :D Zostałem obudzony (a raczej wyrwany z fazy "REN" :D) pod Piotrowicami gdzie stwierdziłem że jeszcze zrobimy malutki spacer z psem, a ja uczynię se delikatne roztrenowanie. Tak też się stało, Siostra odprowadziła na przystanek, no ale po takim wysiłku jeszcze mi się zachciało McDonalda, po którym mogłem uderzać w kierunku wanny ;]

Wystarczyło ;)

==============================================
Trasy => Z Rycerzową ale ino do Soblówki => https://www.relive.cc/view/e1132442482
Oraz całość ... bez Rycerzowej xD

+ Kato, bez Reliva bo uciekł ;]

Fotki:
Poranek, a po przeciwległej stronie - kurnik xD

Jazda czerwonym


Widok na nasze cele tego dnia => po prawej Wielka (1226m n.p.m.), a po lewej Mała (1207m n.p.m.) Rycerzowa

Myk na górze, lekko spocony :)

Siostry widok na szczyt ...

... oraz mój widok na Bacówkę ;]


Następnie na czarny, który w początkowej fazie był super, później kamienie i aż do ...

... asfaltu xD

Jeszcze ino delikatnie podmokły przystanek zbawienny:D

Wiadomo

I nad Sołą skończyliśmy :)

============================================================
Nie żałuję niczego, w sumie zakładałem 70 kilometrów a wyszło prawie 64km z czego 59 poza Katowicami :)
Bardzo dobry wyjazd, gdzie naprawdę choć na chwilę wszystkie gnoje życiowe które się ostatnio zbierały zostały olane, a teraz wracamy do życia ... i gnoi xD

O takie toto wyszło

========================================================================
Co do poranka, to może była jednak grubsza sprawa? :D


Kategoria Góry

Podnamiotowo cz.2 => Sól - PTTK "Przegibek"

  • DST 19.62km
  • Kalorie 3606kcal
  • Aktywność Wędrówka
Piątek, 1 czerwca 2018 | dodano: 05.06.2018


Po spaniu, obudziliśmy się dość wcześnie ale jednak "klara" z nieba dała nam dość mocno popalić heh. Cali mokrzy wstaliśmy, Gośka wykorzystała opcje pogodową na opalanie się, a ja jakby nigdy nic przy zamkniętym namiocie dalej korzystałem z darmowej sauny :D Solarium i sauna normalnie za freeko heh.
=============================================================
Około 11:00 wyspany, otworzyłem se piwo i na spokojnie mogliśmy sobie patrzeć na kapitalny widok, który bankową umieszczę w galerii "fotkowej" :) Następnie, bez pospiechu posprzątaliśmy po sobie i mogliśmy znów przez jeżyny (sic!) zejść do miasta.

Po zejściu z górki pierw uderzyliśmy asfaltem do sklepu, gdyż prócz ogromnego "pypcia" na ogórki kiszone, zachciało mi się zimnej Coli - ot tak dla odmiany :) Sklep wiedziałem że jest koło dworca PKP-Sól, no ale na szczęście udało się znaleźć wcześniejszy, coby przynajmniej po 0,2l zakupić :) I tu trzeba zaznaczyć, że już miałem wychodzić z niego, gdyż jeden facet po prostu zrobił nam poranek. Takiego flegmatyka (młody synek, tak na marginesie) to już dawno nie widziałem xD

Przykład:
- Jest Keczup?
* (chwila) Jest
- A Pudliszki?
* (chwila) Tak
- A pikantny?
* (sprawdzę, chwila) Jest
- To nie chce
* XD


No dobra, nieważne. Z Colą w łapię poszliśmy w okolice w/w sklepu, zrobiliśmy zakupy => pierw trochę mniejsze (ale już z ogórkami :D), bo jednak trzeba było wejść na szczyt (do tego nie było Żubrów w puszce pfff) więc wzięliśmy tylko coś na tzw: wszelki wypadek, jakby tamten (w Rycerce Dolnej) był pozamykany i mogliśmy rozpocząć wchodzenie na Łysice. Aaaaa, jeszcze było delikatniutkie pomylenie kierunków, potok na szlaku gdzie Gośka stwierdziła że umyję se buta (:-D), popas i operacja wyciągania kleszcza z mojego uda. Lubią mnie zdecydowanie! Warto jeszcze zaznaczyć że tego samego dnia (ino później) jeszcze jeden, ale już taki konkretny po mnie łaził xD

Po "szczytowaniu" misja na dół do sklepu ... którego okazało się że już nie ma. Na całe szczęście to Beskidy, a nie jest Kotlina Kłodzka i jakieś 50 metrów dalej trafiliśmy do ABC ;] Zaopatrzeni, mieliśmy już tylko dwie opcje do wyboru: albo czarny szlak terenowy, który stety/niestety robiłem jakieś 4 lata temu i był fatalnie oznaczony, o tu http://lapec.bikestats.pl/1085073,Sol-Rajcza.html - moje mega początki na BeeSie (:D) albo po prostu nie kombinować i iść przez wioskę aż do Joneczkowych Rycerek asfaltem.

W sumie asfalt był niezłym pomysłem na mój przepakowany bagaż i jednak wybraliśmy szlak zielony, gdzie poprzez mały Pitt Stop nad rzeczką (który okazał się super w dechę) doszliśmy do końca drogi utwardzonej. Odcinek gruntowy to ino delikatne podejście które już nie raz robiłem, będąc na wakacjach w Mładej Horze. Delikatne, a jednak dało tak w kość bo już zaczynaliśmy być mega głodni.
=================================================
Wiadomo, udało się nam zamknąć szlak i wylądować na Przełęczy Przegibek, na której to mieliśmy spać pierwszego dnia xD. W Schronie pierwszą rzeczą którą zrobiliśmy to rzuciliśmy się na jakąś zupkę chińską, żeby cokolwiek zjeść. Także pierw po makaronie bolońskim, potem po jakieś tam smakowej i mogliśmy dość wcześnie zabrać się rozbijanie namiotu. Pole na start okazało się bardzo fajne, gdyż za 20 zł (w sumie) mieliśmy jeszcze dostęp do prysznica, którego w sumie brakowało, bo w chusteczki to mogliśmy się ewentualnie wysmarkać a nie się dokładnie umyć :)

Baza namiotowa postawiona i mogliśmy zająć się swoimi sprawami czyli Gośka odpoczynkiem, ja natomiast poleciałem jeszcze na Bendoszkę (1144m n.p.m.), żeby w końcu zrobić jakiś konkretniejszy szczyt tego wyjazdu ;]
Ruszyłem na szczyt (wg oznaczenia 0,20h na górę), porobiłem parę fotek, które pewno też umieszczę w relacji i mogłem rozpocząć schodzenie ...... a raczej zbieganie xD Ja pier**lę, nie wiem jak to nawet nazwać! Napiszę tak, znowu się nam udało, bo w kierunku Pilska i Babiej Góry była po prostu ściana deszczu, zaczęło grzmieć! Wiem że z rana też tam grzmoty towarzyszyły, ale tu po prostu nagle przestało nawet wiać - co wiedziałem że nie wróży nic dobrego. Zbiegłym jak najszybciej się da, wskoczyłem do namiotu i byłoby tyle w sumie .... u nas nawet kropla nie spadła :D

Mogliśmy jeszcze więc chwilę pogadać, odpalić jakieś piwko albo dwa (jedno przypadkiem wylać w namiocie xD) i prawie spokojnie udać się do spania. Czemu prawie? bo ponownie jakiś gówniak urocze dzieciątko dało o siebie zdać - no przecież nie mam pojęcia jak z takiego małego ciałka może wydobywać się aż taki wrzask?
===========
Ten "śmiech" mi niszczył BeeSa!!! Po bólach i mękach w końcu z fotkami :)))))))))
================
PS: nawet nie wiem z czego On miał siły płakać, ale tak nawalał że po prostu całe pole go słyszało. Czy to było najgorsze? nie, ale o tym w kolejnym wpisie :P
====================================
Trasa => Relive kajś uciekło, sorki xD

Fotki:
Nasza miejscówka na nocleg, niebo już przyjemne ;]

Gimbusy i fotka w lustrze :P

Gocha na yyy śliskim gruncie :D

A tu pokażemy, wejście i zejście z okolic Łysicy - 694m n.p.m.


Sztuka nowoczesna wprost z Rycerki Dolnej xD

Potok Rycerski i chyba jedyne prócz Siostry trzeźwe istoty w tamtych okolicach :D

Spokojne nabieranie wysokości

Pitt Stop w klimacie i każdy robi co lubi :P
Wyjątkowo na chwile odstawiłem piwo :D


W końcu na gruncie => godzina do Schroniska :)

Ostatni postój przed celem

Już samotne wchodzenie na ...

... na Bendoszkę Wielką (Będoszka jest również nazwą prawidłową) i ...

... szybka ucieczka, bo jak widać wyglądało to co najmniej średnio xD


Szkoda że zaś przez noc świeciły ino cztery gwiazdki na niebie (i dwie naziemne :P), no ale choć deszcz nas ponownie ominął :)
============================================
No nic, z wiekiem może mi przejdzie, ale puki co ....


Kategoria Góry

Podnamiotowo cz.1 => Zwardoń - Sól

  • DST 15.26km
  • Kalorie 3582kcal
  • Aktywność Wędrówka
Czwartek, 31 maja 2018 | dodano: 04.06.2018



Dzień dobry. Sorka za obsuwę w pisaniu :P

Tak, niedziela była leniwa, nie żałuje :P
============================================================
Do konkretów.
Od czego by tu zacząć? w sumie chyba najlepiej od genezy.

Tak więc już przy końcu zeszłego tygodnia zostało ustalone że ja i Siostra ma, mamy wolny piątek (Gocha nawet kapkę więcej niż ino piątek xD) i można by coś wykombinować ;]

Od paru lat już w sumie tradycją stało się że na okres "bożociałówki" wyjeżdżam w górki - w tym roku więc nie mogło być inaczej :) Oczywistą również sprawą było że jedziemy pod namiot, rok temu było fajnie to i w tym powtórzymy i przynajmniej nie będzie trzeba noclegu załatwiać :)

Szlak wstępnie został ustalony na trasę: Zwardoń - W. Racza - Przegibek - Rycerzowa - Soblówka - Krawców Wierch ewentualnie Lipowska i Milówka - 66km, a jak nie będzie sił to z Krawcowa do Złatnej i na busik do Rajczy - 51km. Wystarczy, bo po a) po co gonić?, a po b) jednak z ciężarem i domkiem na plecach pójdziemy, więc nie ma co się forsować:)
==================
Prawie wyszło, ale od początku. Start został ustalony na godzinę 7:30 na pociąg do Tychów Lodowiska, coby w Piotrowicach przesiąść się na cug właściwy, odjeżdżający o godzinie 7:42. Wstałem sobie po 6:00 rano i ........... ponownie (sorki jeszcze raz) usnąłem, po czym zostałem brutalnie obudzony telefonem przez Gochę o 7:40 xD No powiedzmy że średnio, choć na całe szczęście za godzinę był następny, tym razem jadący już ode mnie z wioski, ale coby nie denerwować jeszcze bardziej Siostry wsiadłem we wcześniejszy i poczekaliśmy już wspólnie w Piotrowicach.

Pociąg przyjechał planowo i w sumie mogliśmy rozpocząć naszą grubo ponad dwu-godzinną podroż do miejsca docelowego. Żeby obyło się bez komplikacji, też nie mogę napisać. To że pociąg przyjechał zawalony ludźmi, to się spodziewałem (długi weekend) i założyłem że do Bielska może być ścisk. Był, ale był też Żuberek, tak więc spokojnie jechaliśmy aż do okolic Żywca, gdzie usiedliśmy ... a obok nas przysiadła się atrakcja czyli gówniak bajtel ;/ No przecież tak niegrzecznego dziecka dawno nie słyszałem/widziałem, a Ojciec oczywiście wszystko miał w trąbie, bo co mu zrobisz!?

Także ten tego, przemęczyliśmy drogę i w Zwardoniu wyruszyliśmy na szlak czerwony w kierunku Wielkiej Raczy. Szlak już nam znany, bo kiedyś go robiliśmy aczkolwiek tym razem kolejną atrakcją był rajd rowerowy, który se tam nas mijał co chwilę i trzeba było uciekać na boki żeby nie zostać rozpłaszczonym. Czyli standardowo - szlak, szlakowi nie równy heh.
Doszliśmy do jakiegoś tam punktu wodno - kontrolnego i niestety przegraliśmy z deszczem => trochę pod parasolem, trochę pod namiotem, po przymusowej przerwie ruszyliśmy dalej ale ... już bez szlaku. Jak już go ponownie znaleźliśmy (nawet na jakimś słowackim szczycie, wynika z Reliva) to zeszliśmy w złą stronę :-D Poznaliśmy się po paru chwilach na polance gdzie odpoczywaliśmy ;) No trudno podchodzić się nie chciało, do tego Raczę i tak chce kiedyś zrobić od słowackiej strony (mam nadzieję że Łukasz to czyta :D) tak więc zmieniliśmy plan i poszliśmy w kierunku Soli, gdzie miał nastąpić nocleg. Nie wnikajcie, ale napisze ino że ten odcinek był dosyć ciężki w stylu "na lewo most, na prawo most" czyli trochę chwiejnie było hehehe :D

Coś takiego wyszło heh


Znaleźliśmy sklep (na dzwonek), ogarnęliśmy jakieś ziemniaki, wuszty oraz inne dobroci i ruszyliśmy w górę z nadzieją na jakąś polankę, żeby się gdzieś się po cichu rozbić z namiotem. I co? znowu nam się upiekło, bo łąka super klimatyczna, a do to jeszcze w naszym miejscu gdzie mieliśmy spać czyli na schronisku na przełęczy Przegibek następnego dnia lało - zobaczyliśmy to dopiero z rana, ale byśmy ładnie zmokli :) Jedynym gnojem były całe moje poharatane nogi bo niestety przechodziliśmy przez jeżyny, no ale tak to ogólnie w dechę: prosto, ładny widoczek, ognisko, nawet drzemka była (:P), kartofle, śpiewy starych dobrych polskich hitów grubo w nocy i mogliśmy się udać się na odpoczynek ;]
=============================================================
Trasa => https://www.relive.cc/view/e1131931986

Fotki:
Pociąg skończył, my ruszamy ;]

Ekipa wyjazdowa na pierwszej górce :)

Pozytywne (i smaczne) atrakcję ...

... i te trochę mniej, choć rowerzyści grzeczni

Chwila spokoju :) ...

... pewno przez to że tu parę osób utknęło, nie dziwie się i winszuje temu co walczył "na młynku" ;]

Popas w klimacie standardowym :)

Ekipa na granicy, za Gochą kolejna atrakcja :D


No my tak nie umiemy ;)

Daliśmy radę inaczej ;)



Każdy orze jak może :D

W górę gruntowo ...

... w dół już asfaltem ...

... i nic już nam na głowy nie spadło :)

Bonus z polanki => tęcza się nam zrobiła i jeszcze dodatkowo dodała uroku :)


Popas właściwy, kiełbasy już zjedzone heh

Pojedli, umyli się ... i do spanka :)

Druga część (z trzech) może nawet dziś, puki co bikestats wariuje, a i babuszka czeka ...
===============================================================
My akurat mogliśmy :P

PS: Siostra, do nich nam jeszcze daleko :D


Kategoria Góry

Kiczora (989m n.p.m.) debiutancko

  • DST 18.03km
  • Kalorie 2631kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 5 maja 2018 | dodano: 06.05.2018



Po rowerze i moim powrocie z Poznania, w piątek miałem już hasać po naszych kochanych Beskidach. No niestety, pies się Siostrze rozchorował tak więc wyjazd musieliśmy o jeden dzień przełożyć coby wrócił mój Siostrzeniec i przypilnował Arji. Przynajmniej zrobiliśmy grilla, co też było w dechę pomysłem bo co to za majówka bez karkówki i hamburgera okopconego dymem? ;-) 


Dobre było :)
===========================
Dziś już natomiast zgodnie z planem spotkaliśmy się z Siostrą po godzinie 10:00 na PKP Piotrowice i po chwili czekania mogliśmy wsiadać do pociągu Kolei Śląskich jadącego do Wisły Głębce :-) Jechaliśmy nawet yyy pierwszą klasą (przynajmniej tak stwierdziła pewna Pani Grażyna ... której ogólnie słuchać się nie dało xD) co spowodowało że droga spłynęła dość szybko i poprzez sklep mogliśmy ruszać w kierunku naszych dwóch zaplanowanych szczytów czyli Kiczory i Stożka.

Tempo musiało być dość żwawe bo choć trasa była ino na 16 kilometrów to jednak oszczędnie kupiliśmy bilety 10-cio godzinne, tak więc trzeba było zdarzyć na pociąg o 18:18. Nic trudnego :-) Na sam start poszliśmy sobie szlakiem (niebieskim) płyt betonowych, później lasem aż doszliśmy do dość porządnego podejścia po którym na chwilę się trochę wypłaszczyło. Potem ponownie wróciliśmy na krótkie płyty, żeby leśnym duktem dojść przez Mraźnicę (816m n.p.m.) do Przełęczy Łączecko (774m n.p.m.) Dokładnie do tej samej którą pokonywałem o tu => http://lapec.bikestats.pl/1611032,33-Prawie-Kiczor... Od tego miejsca rozpoczęliśmy dość solidną "wspinaczkę" szlakiem czerwonym aż na szczyt Kiczory. Na górze chwila dla reportera i w sumie faktycznie ... dawno już nie byliśmy razem na szczycie na którym oboje byliśmy pierwszy raz heh.
 
Ze szczytu już dość prosta i sympatyczna droga (przez Kyrkawice 973m n.p.m.) do Schroniska na Stożku w którym nastąpiło piwko i popas w postaci konserwy i dwóch bułek ;] Po odpoczynku poszliśmy sobie jeszcze na szczyt Wielkiego Stożka (978m n.p.m.) bo jak się okazało Gocha jeszcze tam nie była xD. Dziesięć sekund na szczycie i mogliśmy dość stromo schodzić w dół. I tak terenowo, lasem przez Mały Stożek (843m n.p.m.) doszliśmy do szlaku żółtego (utwardzony) który później zamieniliśmy na niebieski który ... zgubiliśmy, o tu:

Siostra o miodzie z mleczy zagadała i tyle było z planu kończenia wycieczki w Dziechcince :D Znaczy szlak był do uratowania, no ale wyszło że nasz pociąg i tak się zatrzymuje w Wiśle Kopydło tak więc bez różnicy :P Przed samym dojściem do owej dzielnicy stwierdziłem jednak że lepiej będzie pójść do Wisły Głębce - odległość ta sama, a tam mieliśmy pewność że sklep będzie. Zostało nam przecież i tak około godziny do dyliżansu więc była jeszcze opcja na zamoczenie stópek w Głębiczeku. Nasza miejscówka była zajęta przez lokalnych jegomości, ale poszliśmy troszkę dalej i plan wodny udało się zrealizować :) Na koniec pozostało nam ino dojść do dworca coby wsiąść na pierwszej stacji (z dobrymi miejscówkami) do pociągu do Katowic Piotrowic.

Tam misja Kebab i prosto do domu. No odpocząłem naprawdę, trochę się pogadało, trochę pomarudziło, ale jednak tego było mi trzeba ;]
PS: Kurde pierwsze piąć wycieczek w maju i już połowy miesięcznego transferu na zdjęcia nie ma xD
=================================================================
Trasa => https://www.relive.cc/view/e1114221383

Fotki:
Ruszamy ;]

Pierw spokojnie ...

... a później już w klimacie :))


Coraz wyżej i coraz więcej jagutkuf, oj szykują się kolejne górki pod te małe skurczyb*ki smakołyki ;)

Na szczycie ;] Siostrze chyba słonko w oczy raziło :D

Widoczek na Czechy z okolic szczytu

Pół godziny marszu i meldujemy się przy schronie na popas => osób o dziwo mało.


Zejście z Wielkiego Stożka

Przed nami Cieślar którego, olewamy i schodzimy ...

... taką oto drogą

Na koniec jeszcze samojebka w lustrze :D

Ulga w Wiśle (a dokładniej w Głębiczeku) i do pociągu ;]

Sympatycznie było i choć na jeden dzień udało się odciąć od problemów i smutków życia codziennego xD
========================================
Dobrze że choć Gochę miałem xD


Kategoria Góry