Lapec prowadzi tutaj blog rowerowy

Rowerowo-górski blog cyniczno-ironiczny ;]

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:4528.27 km (w terenie 234.97 km; 5.19%)
Czas w ruchu:09:04
Średnia prędkość:19.78 km/h
Maksymalna prędkość:58.50 km/h
Suma kalorii:467613 kcal
Liczba aktywności:231
Średnio na aktywność:19.60 km i 2h 16m
Więcej statystyk

Wspomnienie starych dobrych (górskich) czasów - Muńcuł

  • DST 23.01km
  • Kalorie 2878kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 23 lutego 2019 | dodano: 25.02.2019
Uczestnicy


To tak: w środę rano padało, a popołudniu wiało. W czwartek rano było spoko, ale po pracy lało ... i tak do piątku rana, gdzie padać przestało. Niestety DPD ponownie w grę nie wchodziło, bo musiałem pierw zarobić trochę pieniążków w pracy, później pojechać wydać trochę więcej pieniążków na nowy telefon (stanęło na Samsungu A8), następnie do fryzjera po którym udałem się do Siostry na spacer o taki: z takimi oto zdjęciami psa, któremu na starość zachciało się patyków :D:D:D:D ...


xD


... później porobiliśmy PIT-y, kolejno na spotkanie z poznańską Ciotką (ustalenia babuszkowe) i do bazy na sen, coby dziś na spokojnie ... zaspać na autobus w góry. Na całe szczęście udało się ogarnąć pociąg (z Brynowa), ale mały stresik i bieg na dworzec był heh.

A czemuż to góry moglibyście zapytać. Ano temu że choć śniegu nie było, to wiatr i temperatura dość mocno dawały po mojej (ciepłolubnej) doopie => a kysz, oddawać 30+ :P 
Rower poczeka ewentualnie do jutra ;]

Wracając do wpisu to spotkanie z Filipem nastąpiło jak wcześniej napisałem w pociągu, gdzie tym razem na bogato (bilet 12h za 24zł) dostaliśmy się do Rajczy. Na start trzeba było ogarnąć sklep i chwycić Mareckiego, znanego z tego o to czegoś. Zgodnie z epodróżnikiem miał przyjechać o 10:15 był o ... 10:08 czyli standard. Niby na rozkładzie ktoś poprawił markerem godzinę wyjazdu, ale jakbyśmy nie mieli zapasu czasowego, to byśmy "gwizdali" ponad cztery kilometry durnym asfaltem z buta xD.

Co do tytułu wpisu to na miejscu skierowaliśmy się na dobrze mi kiedyś znany szlak zielony, którym to doszliśmy przez Muńcoł do tego oto miejsca. Wspomnień czar, ognisko gdzie Arya (:D) była jeszcze malutka i na chleb mówiła "bep" :DDD 

Uprzedzając pytania - pieseł jak wytrzeźwiał, to walczył dalej :D


Szlak był wręcz kapitalny, choć nie powiem (początkowo) troche śliski. Trud podejścia wynagrodził nam widok Tatr z Hali na Muńczole :) Przecudownie się nam Taterki otworzyły!! Następnie nastąpiło przecieranie szlaku, coby finalnie wylądować u mojego dawnego kolegi. U Andrzeja chwila odpoczynku przy herbatce z prądem (Endrju skusił się na herbatkę z prądem ... bez herbatki :D) i mogliśmy wspiąć się pierw drogą na Mładą Hore, później zejść do Rycerki i finalnie wylądować na Praszywce.

Na szczycie nic ciekawego nie zobaczyliśmy, więc mogliśmy tak jak kiedyś z Gochą ruszyć w kierunku dyliżansu. Co ja pisze ruszyć - żeby zmieścić się w bilecie dwunasto-godzinnym musiałem podbiec!! I to tak konkretnie xD Filip którego wysłałem przodem już czekał na stacji, a ja doleciałem minutę przed pociągiem i mogłem ponownie z kolegą poczekać kolejnych 40 minut zanim szanowny pociąg raczył się zjawić ...

Brawa dla KŚ i za opóźnienie i za brak umiejętności odbierania telefonu xD


Trasa => https://www.relive.cc/view/e1273500548


I dużo Fotek, bo koniec miesiąca :D
Mijanka w miejscu widocznym - dobra dla płuc hehe

A tu już na celu (Rajcza Centrum) i wspomnienie Saluchy :))


Rozpoczynamy szlak właściwy z jedynym właściwym płynem ;)


Początkowy śliski odcinek




Widoczki :)

Rysianka i Lipowska na wprost ... a raczej za naszymi plecami ;]

I Pilsko, takie płyny też ujdą - kompromisowo heh.

Jedyny śnieg jaki toleruje - górski :))



Filip na tle sympatycznego nieba ...

... oraz autor na Hali na Muńczole - Taterki w bonusie :)

Chwila szlakiem i ...

... najwyższy szczyt dzisiejszej wycieczki

Najfajniejszy odcinek ;]


Przecieranie szlaku i Tatry ponownie :)

Nazot w lesie

Miejsce w/w ogniska czyli szczyt Kotarz (1113m n.p.m.) :)

Marzenie rozpalacza ogniska :D

Potok Danielka przez którego musieliśmy przejść coby ...

... dojść do Andrzeja ;]

Ze spraw smutnych - nie ma już Krzysia :(

Po wizycie i herbatce Młada Hora z widokiem na Kotarz

Zejście do Rycerki, fajne ale ...

... wole takie :P


A na końcu zejścia - ślizgawka. W dzwonach 2-1 dla mnie :D

Po krótkim odcinku asfaltowym wracamy na szlak coby zdobyć szczyt, który bardzo fajnie uchwyciła Marzena przy okazji Wielkiej Raczy czyli Praszywka Wielka (1043m n.p.m.)

Tu już byłem lekko zmęczony, ale co zrobić(?) skoro milutko :)



Szczyt i widok na smog xD


Rozpoczynamy gonitwę na pociąg - tym razem już szlakiem ;)

Zachodzik

Ostatnie górskie zdjęcie (potok Krężelka) od Filipa - ja jeszcze byłem daleko za afroamerykamani :D

Z pociągu - Morfeusz atakuje znienacka :D

I kolacja - wybrany klasycznie numer sześć :D

Cała się nie zmieściła ;)

Mega ostra nie była ... znaczy aż do rana, gdzie drugie pieczenie było już konkretne :DD
Dzięki Gizmo za wyjazd - było godnie :))))

===============================================
A na sam koniec już poważnie => zima spadaj do Afryki i dawać wiosnę :D


Kategoria Góry

Cieślar(920m n.p.m.)stycznie

  • DST 21.76km
  • Kalorie 2923kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 26 stycznia 2019 | dodano: 28.01.2019
Uczestnicy


Trzeci, ale chyba najfajniejszy górsko-zimowy wyjazd w tym roku się odbył :-) Genezę w sumie nakreśliłem wczoraj, więc przejdę od razu "do rzeczy".

Pobudka około godziny 6:30, szybkie śniadanie i rura na pociąg do Katowic. Spotykamy się (jednak w trzyosobowym składzie) już w pociągu docelowym i zmierzamy w kierunku Wisły. Oj długa to była droga, bo nie dość że szyny były złe, to jeszcze hultaje mi Żabkę w centrum remontowali, więc trzeba było przejechać o suchości heh.

Chwilę po 10:00 wysiedliśmy w Wiśle Dziechcińce, ogarnęliśmy sklep i mogliśmy zacząć szukać szlaku niebieskiego. Chwilę chodnikiem, następnie zawianą polanką, ponownie ulicą i weszliśmy na już typowo zimowy dukt leśny :-) Było wszystko => zapadanie się po tyłek, gubienie szlaku, piwo, rozmowy, czyli wszystko to, za co lubię zimowe spacery w górach. Jedyny błąd jaki zrobiłem tego dnia, to fakt że choć wziąłem ze sobą stuptuty ... to ich nie założyłem.

Pocieszał mnie ino widok Grzegorza który ... szedł w dżinsach ... i do tego prowadził :D

W tym miejscu muszę zaznaczyć że wyjazdy na Wisłę lub Ustroń są fajne, bo pociąg wyjeżdża z Katowic o godzinie 7:55, a wraca o 17:37, więc jest idealny pod kątem biletu dziesięcio-godzinnego :) Niestety z tej puli są odcięte cztery godziny na dojazd, więc o ile latem jest okej, to zimą trzeba ścisnąć poślady i gonić - a w lesie odcinek gdzie przecieraliśmy szlak, Endo wyliczyło czas: kilometr w ... 30 minut xD Na całe szczęście później weszliśmy na pożarówkę, gdzie się trochę nadrobiło :) Radośnie doszliśmy więc Małego Stożka (843m n.p.m.) i zostało nam tylko pół godziny do założonego celu czyli Wielkiego Stożka. Heh, tylko i aż xD Po przejściu około 30 metrów, zwątpiliśmy, bo warunki masakra. Osiemdziesiąt centymetrów nieudeptanego śniegu skutecznie namówiło nas do obrania odwrotnego azymutu :-D

Padło na tytułowy Cieślar i Soszòw, co okazało się (nie licząc debili na skuterach śnieżnych) decyzją słuszną. Doszliśmy do schroniska, gdzie niestety czas naglił, więc rozpoczęliśmy od razu schodzenie ponownie szlakiem niebieskim. O dziwo szlak nie tylko ciągle był uroczy, ale i szybki, więc w Wiśle zameldowaliśmy się z godzinnym zapasem czasowym. W Żabce po hot-dogu i coby tu? Czekać na pociąg się nie opłacało, więc piwo w dłoń i jazda na kolejną stacje. Zawijasa dobrze widać na rilajfie :)

Na peronie mieliśmy jeszcze około 15 minut zapasu :-) Idealnie wręcz :-) Pociąg przyjechał punktualnie, chwila rozmowy i Morfeusz :D Później już ino pobudka w Tychach, szybka przesiadka w Piotrowicach, spotkanie na garażu z Janiolem i do wanny ;]
Dzięki panowie => Filip do następnego, a Grzegorz do jutra heh. 

Trasa:

Fotki:
Ruszamy

Początkowy odcinek ;]

Ekipa w komplecie :)

Idziemy dalej

Nawodnienie również było obecne, i co najlepsze ... to nie mój Żubr :D

Odcinek spokojny ...

... i ten mniej spokojny :)

Ale choć po piwko się schylać nie trzeba było :P

Najcięższy odcinek wycieczki :)

Ponownie przyjemną pożarówką ;]


Na Cieślarówkę było zdecydowanie sympatyczniej :P

Niespodziewana śnieżyca heh

Główny Szlak Beskidzki ...

... i widoczek na Ustroń :P
Najwyższy punkt dnia dzisiejszego

Idziemy dalej w takich oto klimatach

Ostatni cel czyli Soszów (886m n.p.m)


Z zejścia

I już w mieście gdzie ...

... no, nie możemy być gorsi od Wielkopolski :D


To by było na tyle względem soboty ;]

Telefon stworzył mi filmik => nie mylić z produkcjami Łukasza :D

=========================
W niedzielę, choć warunki pod rower były idealne, to postawiłem jednak na poranne roztrenowanie (4km po lesie) i towarzyską wizytę na Batorym :) Byłoby idealnie, gdyby nie wieczorny telefon od Kuzynki, która to dzwoniła do Babci. Babuszka popłakana i posmarkana, stwierdziła że nikt jej nie odwiedza i w ogóle i szczególe. Fajnie, zwłaszcza że ostatnio tam siedzę na okrągło xD. Przy okazji kolejna osoba mi powiedziała że to moje mieszkanie, i ja MUSZZZZĘ!! No to zobaczymy - biorę urlop do piątku, przynajmniej teraz nie będzie kłamać że sama siedzi :P


Kategoria Góry

Opawskie (890m n.p.m.) po raz kolejny

  • DST 11.79km
  • Kalorie 2752kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 12 stycznia 2019 | dodano: 14.01.2019
Uczestnicy



Minął kolejny tydzień i chcąc nie chcąc, trzeba było ponownie uderzyć na górki :)
Niestety warunki od zeszłego tygodnia nie zmieniły praktycznie wcale, więc o rowerze można było co najwyżej pomarzyć ;/

Ładne zdjęcia udało się za to zrobić rano we wtorek ...

... i w środę po robocie ;]


A poza tym naprzemiennie - mocne opady śniegu, odwilż, mróz, mocne opady śniegu, odwilż, mróz, powtórz. Wychodziło że jak już ktoś się zdecydował ruszyć rowerem, to miał do wyboru: wrócić cały mokry i brudny, zamarznąć, albo być uczestnikiem kolejnego odcinka programu "Gwiazdy tańczą na lodzie" xD 

W środę wieczorem uformował się zatem taki oto sztab ...

... który to ustalił że zaplanowane na kolejne zimowe wyjazdy Polica i Rycerzowa, se poczekają bo:
- Polica mogłaby być dla Marzeny zbyt stroma, jak na debiut zimowy
- Rycerzowa natomiast była średnio przetarta ... oczywiście jak na zimowy debiut Sąsiadki mej :D
Poza tym oba te szczyty chyba chce Filip, tak więc poczekają se na niego :-)

Do konkursu na miejsce docelowe zostały więc wyłonione: Biskupia Kopa w Górach Opawskich oraz Leskowiec w masywie Beskidu Małego. Wygrała opcja numer jeden ;]

=======================================================
Opis zacznę jednak nie od górek, tylko od dnia wczorajszego. Szalony był to dzień, bo o ile w pracy było normalnie, to po niej umówiłem się na spokojny spacer z Siostrą i psem. Zanim jednak dotarłem do Ochojca, musiałem na chwilę wpaść do Piotrowic do Babci - przypomniało się jej po prostu że jeszcze w tym tygodniu "nie umierała" xD Przyjechałem do niej i stwierdziłem że jej stan jest co najmniej dobry, a niby duszenie i brak możliwości oddychania ustąpiły, jak zwykle po tym jak pół ludzkości zaalarmowała. Na wszelki wypadek zmieniła mnie jednak Matka, a ja mogłem podjechać na Ziołową. Po leśnym spacerku pojechałem do Biedronki po zaopatrzenie na dzisiejszy trip, gdzie otrzymałem telefon od rodzicielki że jednak profilaktycznie wysyłamy Tolę do szpitala na badania. Wróciłem więc na Piotrowice po rzeczy osobiste i higieniczne, podszedłem do Szpitala Kolejowego, następnie odprowadziłem Matkę na autobus i wróciłem się po raz trzeci do Piotrowic, po jeden lek którego szpital nie daje. Finalnie butny piątek wyszedł ... no tak jak Endo pokazało xD 



Na tą chwilę czyli niedziela około godziny 18:00 info jest takie że babuszka jest zdrowa i zmieniło się ino to że zamiast nas, to terroryzuje obsługę szpitala. Normalnie każą jej jeść samej i obracać się na bok którego nie lubi. Także ten tego XE

==========================================
Co do wpisu właściwego, to odbył się bez najmniejszych problemów. Znaczy problem by był, gdyby mnie rano Łukasz nie obudził - przespałem dwa budziki i telewizor heh.

Spotkaliśmy się o godzinie 8:00 na parkingu pod blokiem gdzie, no nie znalazłem prezentu,

(pewno była za duża kolejka modlących się xD)

skąd poprzez badanie oddechu Łukasza przez pana w niebieskim, dotarliśmy do Biedronki na Batorym, coby zrobić zakupy i zgarnąć Diobła. Po zakupach ruszyliśmy do naszego miejsca docelowego czyli Jarnołtówka. A jako że nie było dziś z nami Filipa, to w aucie nastąpiła cisza, która spowodowała oczywistego Morfeusza heh. Ja obudziłem się w Prudniku, Marcin natomiast przespał praktycznie całą drogę :D
Po dojechaniu na miejsce, nie wiem czy bardziej się ucieszyłem że udało się znaleźć jakiś parking, czy z tego że zobaczyłem śnieg!! W Prudniku nie było go wcale!!

Po zaparkowaniu auta, pierw zeszliśmy kawałek asfaltem, coby po odnalezieniu szlaku czerwonego zacząć ... gonić Marzenę. Koleżanka ładnie się rozpędziła na początku heh. I tak po trochę ponad godzinie, dotarliśmy do schroniska, gdzie nastąpił popas i relaks. Oj, uwielbiam schroniska na zimowych tripach - w schronie było może 10 osób i królik :-)

Po odpoczynku obraliśmy misje szczyt, do którego mieliśmy zgodnie ze znakiem 20 minut. Poszło sprawnie i szybko i znaleźliśmy się przy odrestaurowanej wieży szczytowej ... na którą nie do końca miałem ochotę wchodzić.

BTW: ujeee budkę z piwem popsuli, ehhh ;/
Już ni ma :(((
Oddawać Radegasta!!! xD



Niecałe siedem złotych to jednak nie majątek, więc weszliśmy sobie na górę, porobiliśmy jakieś zdjęcia, nakręciliśmy filmik i ... prawie zamarzliśmy, bo wiało (co widać na filmiku) tam niemiłosiernie xD

Pozostało wrócić do auta.
I tu po zejściu ze szlaku dla leni (do czeskiej przełęczy Petrovy Boudy), weszliśmy na najbardziej fajny odcinek dnia dzisiejszego, czyli szlak czerwony + żółty, który już był mocno beskidzki. Śniegu aż miło, więc Marzena mogła przynajmniej swoje różowe stuptuty przetestować, a ja ... mogłem poskakać po śniegu :-)

Zadowoleni doszliśmy do jakieś tam zasypanej pożarówki, którą to doszliśmy aż do skrótu. Myślałem że ten skrót będzie płaski, a tu kolejna niespodzianka czyli laga w dół. Trochę na dupach, trochę wspomagając się drzewkami zeszliśmy do drogi, po czym ... nastąpiła laga w górę i poprzez niespodziewaną sympatyczną drabinkę doszliśmy do auta :-)

Niby mało kilometrów, ale dycha była, wystarczy, dzięęękuuuje :)))

Trasa: Relive se zdjęcia wrzuciło, pomieszane - więc dziś ino mapka.


Fotki:
Po krótkim odcinku asfaltowym, rura na czerwony


Tak jak pisałem początkowo - Marzena na desancie, chopy za nią :D

Ogólnie pierwszy odcinek był monotonny, dopiero gdzieś odtąd ...

... zaczęło być uroczo :)



Idziemy dalej - Marzena nie zwalnia tempa ;]

Widoki nasze ...


... i dla porównania widoki z naszych opcji xD
Po lewej - Leskowiec, po prawej Beskid Żywiecki i Rysianka => wybór okazał się słuszny!! :))

Dalej klimatycznie :)

Witamy w schronisku

Po odpoczynku, nazot na szlak

Warunki niezmiennie bardzo dobre :)

Ekipa na szlaku - Marzena w końcu dała poprowadzić :D

Końcówka

I na celu :)
Zwierzęta były obecne, i te w puszce i te do głaskania :))


Widoki z wieży ;]


Ekipa w komplecie :)))

Opuszczamy szczyt koronny

Najlepszy odcinek dzisiejszego dnia :)



Sesja przerywana :PPPP

Pożarówka i coś dla nie-kierowców :D

Ostatnie widoczki

Droga idealna pod słonecznik, którego tym razem mieliśmy pod dostatkiem :)

Skrót ...

... drabinka ...

... i do auta.
W bonusie "zaśnieżony" Prudnik xDDD


Na powrocie, po pizzy (zjedzonej PRAWIE w ciszy!!!!!!) w Prudniku, no cóż - Morfeusz :P => obudzili mnie w Chorzowie :DDD

Wole być z tyłu, bezpieczniej ...

:DDDDDDDDDDDDDDD

EDIT 1) Filmik jest w produkcji: Łukasz nam ino się trochę rozchorował po wyjeździe i montaż się opóźnia. Dokleję jak będzie :)
Filmik obecny ;]

EDIT 2)  Poniedziałek godz. 18:30 - Babuszka marudzi dalej, tym razem na nogę - dzień jak co dzień heh. Podobno wszystko dobrze, ino ją chcą "wyrównać" względem cukrzycy i takich tam innych. Także ten tego xE


Kategoria Góry

Klimczok (1117m n.p.m.) na białości

  • DST 18.69km
  • Kalorie 2592kcal
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 6 stycznia 2019 | dodano: 07.01.2019
Uczestnicy


Co się odwlecze, to nie uciecze. Wczoraj po mitingu u Łukasza, stwierdziłem że kij mi w oko i na imię - jednak chce w góry! Przy obecnych warunkach i tak nic rowerowego nie wykręcę, a dnia szkoda.

Ustawka więc w pociągu o godzinie 9:40 na Brynowie i po godzinie meldujemy się w Bielsku-Białej. Tam akcja busik (za piątaka) i myk meldujemy się w Szczyrku. Pierw sklep z płazem w logo, a następnie spokojnie nabieraliśmy wysokości (z 514m n.p.m. do 715m n.p.m.) podobno asfaltowym żółtym szlakiem. I tak w sumie aż do Chaty Wuja Toma => końcowego podejścia gruntowego nie liczę, bo było ino piętnasto-minutowe ^_^

Przy schronie drugie śniadanie i rura do góry. Oj ciężko się szło, szlak niby przedeptany, ale jednak cały czas śnieg padał i dokładał puszku pod nogami. Nie mówiąc że jak się delikatnie zboczyło z ubitej ścieżki, to wpadało się po udo :D

Do najwyższego punktu wycieczki doszliśmy po około półtorej godzinie, spotykając na szlaku chyba ze cztery osoby. Dopiero na ostatnim podejściu (z Siodła pod Klimczokiem - 1042m n.p.m) i szczycie było więcej osób. Czasu na rozmowy jednak nie było, po fotce i jazda w kierunku Szyndzielni. Tam olewamy schronisko (1002m n.p.m.), po łyczku czegoś miętowego i udajemy się ponownie na szlak żółty. Myślałem o innym wariancie zejścia, ale Filip chciał przejść przez schronisko Stefanka - w sumie było mi to obojętne, grunt żeby "wylądować" na dworcu i zdążyć wrócić na bilecie "dziesięciogodzinnym" :)

Po Koziej Górze (686m n.p.m.) popatrzeliśmy na schron i zeszliśmy tak samo jak tu.

Czasowo wyszło ... no prawie super. Brakło niecałych dziesięciu minut żeby złapać wcześniejszy pociąg xD Poczekaliśmy se więc niecałą godzinę na dworcu, gdzie jak przez cały dzień było względnie ciepło (jak na minus siedem stopni Celsjusza oczywiście), to tam już zmarzłem konkretnie heh. 

Część drogi powrotnej i końcówkę czekania na peronie urozmaiciła mam gadatliwa "koleżanka" z Pszczyny, więc byłoby niegrzecznie odpalić Morfeusza, który to ... i tak się oczywiście wyłączył przed Tychami. Ale to już Patrycja wysiadła, więc było można heh.
Dobry Filip obudził mnie w Katowicach ... choć przejeżdżaliśmy przez Brynów :D. Ponoć sam chciałem :D Po tak fajnym dniu, mała to była komplikacja :). Dzięki za wyjazd, teraz czekamy na Marzenę i jej różowe stuptuty :D.

Trasa => https://www.relive.cc/view/e1250483402



Fotki:
Na dzień dobry, KŚ mi przypomniało że wyjazd był opóźniony o jeden dzień :D

Szczyrk i początek szlaku, delikatny kataklizm heh

Szlakiem przez miasto

Trzeba było zejść na ulicę, bo nie miał tam kto łopatować :P

Schodzimy z asfaltu i rozpoczynamy podejście ...

... o tu


Szlak czerwony, słonecznik obecny :)



Obecne też utrudnienia :D


My jednak poszliśmy dalej :))

Końcówka podejścia => latem chyba jest trochę bardziej widokowo :D



Szczyt :)


EDIT: Dziś 07.01.2019 było no cóż, trochę ładniej xD Ale bez klimatu, więc nie żałuję ;-)

Odcinek Klimczok - Szyndzielnia => mrozik zauważalny ;))




Drugi (z trzech) szczytów dziś

Chwila przed schroniskiem

Schodzimy żółtym

Ekipa wyjazdowa :)

Warun idealny ;]


Ostatni dziś szczyt

Znak ciągle stoi :D

Dworzec i ... do następnego ;))

======================================
Dokładnie xD


Kategoria Góry

Orłowa + podsumowanie (górskie) 2018

  • DST 20.58km
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 29 grudnia 2018 | dodano: 30.12.2018
Uczestnicy


Po dłuższej nieobecności.

Próżnować nie próżnowałem, bo jednak w środęw piątek (polecam jedyną fotkę z reliva - nie ma to jak wycinać drzewa ... przy tabliczce informującej że znajdujemy się w rezerwacie xD) coś tam z Siostrą podeptałem, ponadto popracowałem trochę zawodowo oraz ... zacząłem pisać podsumowania roczne :-) Pogoda i tak nie pozwalała na choćby małego gluta rowerowego. 


xD

=============
Co do genezy tripu, to w drugi dzień świąt odezwał się do mnie Filip, który stwierdził że można byłoby coś zrobić w górach w sobotę. W sumie to i tak na rower nie było zbytnio możliwości, więc czemu nie? Jako plus dodam że szlak który zaproponował Gizmo, znajdował się w okolicy w której nie miałem jeszcze śladu na GPS Workouts :-) Poza tym na dziś miałem zaplanowaną wizytę Batmana w czarnej kiecce na chacie, więc tym bardziej trzeba było się ruszyć :P

Do naszej dwójki dokopał się mój kolega Marcin z Siemianowic Śląskich (którego to nie widziałem może ze 20 lat), i w tym oto gronie spotkaliśmy się w Katowicach na dworcu, coby wsiąść do pociągu i ruszyć w kierunku Ustronia. Niestety, pociągi zmierzające w kierunku Wisły nie zatrzymują się na mojej wiosce ;/

BTW: Zawsze śmieszy mnie fakt że w każdym innym mieście jak się jedzie do Centrum to się mówi że jedzie się do Centrum. Katowice są inne, tu z Katowic ... jedzie się do Katowic :-D

=================
Po prawie dwugodzinnej jezdzie, pierw odwiedziliśmy sklep z płazem w logo, a następnie skierowaliśmy się na szlak czerwony w kierunku Równicy. Było co prawda pod górkę, ale jednak z każdą chwilą zaczęło nam dokładać się śniegu pod nogami, więc miło. Minęliśmy okolice w wyżej wymienionej Równicy, następnie Orłową, potem zobaczyliśmy sobie garbusa na miejscu wiadomym i poprzez płyty i asfalt dotarliśmy do Wisły, zahaczając jeszcze o Orlen :-)

Ogólnie było bardzo sympatycznie, do tego na plus należy nadmienić że koncertowo udało się nam ogarnąć bilet dziesięcio - godzinny, a i coś mi się zdaje że zyskałem kolejnego mega pozytywnego kompana w górach. Iśćie szlakiem z piwem i ćmikiem w ręku nie jest mu obce, ponadto pomału zaczął zagadywać o wyjazdy z namiotem "pod pachą" :-) Lubię to! :-)

Nie będę się więcej rozpisywał zważywszy że to być może mój ostatni BeeS górski ^_^

Nadmienię jednak ... że ... yyy .... powrotnej drogi z Ustronia do Tychów nie pamiętam :P. Pozdro Morfeusz heh

Nie, takiej żony nie chce, nie miałby kto mnie pilnować hehehe :-D

Trasa =>  https://www.relive.cc/view/e1246550088


Fotki:
Ustroń i początek szlaku => jak widać Wisła w barwach paskudnych xD

A tu już na szlaku czerwonym


Okolice Równicy

Śnieg se padał, a Gizmo zaliczył podryw :DDD 

Dalej szlakiem

Chwilowy widoczek :)

Jeden ze szczytów spotkanych na dzisiejszej trasie - najwyższy 813m n.p.m.

Dalej w kierunku ...

...

... tego

Zejście nastąpiło szlakiem żółtym


I koniec - mieliśmy około 10 minut zapasu do pociągu ^_^



=========================================================
PODSUMOWANIE


Nadszedł koniec roku (gdzie po raz kolejny nie udało mi się znikąd spaść pfffff), więc nastąpił również czas podsumowań. A w tym roku będą wyjątkowo dwa :)

Zacznę od kwestii górskich, które dystansowo (26 aktywności//483km - 2017r do 37 aktywnści//741km - 2018r ) w tym roku prawie, no dobra baaaaardzo PRAWIE (:-D) się podwoiły, co jest na plus. Na minus jest niestety fakt, że udało się zrobić ino dwa i pół szlaku tatrzańskiego :-

Pogodowo Zakopane nas nie rozpieściło, ale przynajmniej choć obie wycieczki były super w dechę i nawet nie wiem która miałaby być tą lepszą bo => słowacka - była zbyt upalna, nawet jak na mnie, a polska - niczym (nawet uporem Janiola) mnie nie zaskoczyła, bo szlak znany.

I tyle narzekania o nich - uwielbiam Tatry i bankowo wrócę do nich za rok, zwłaszcza że Marzena (trzy wyjazdy w tym roku - Babia GóraRysiankaWielka Racza) szykuje się na Rysy, a więc jest szansa że pociągnie za sobą Siostrę mą (sześć szlaków w 2018r. - Kiczora, namiotowe 123 oraz Jagody + Skrzyczne - które opiszę później) i znów razem coś pochodzą :-) Pożyjemy, zobaczymy ;]

A wracając jeszcze na chwilę do jagód, to samemu se trzy słoiczki też ogarnąłem :P

 Były też dwe trzydniowe wycieczki z namiotem na plecach, z których nie wiem który był lepszy widok o poranku :-) Pomożecie? Widok na Tatry(ę) niby ładniejszy, ale co ja tam wiem :D



Czasem również nas zmoczyło, jak tu lub tu, bądź o tu, czasem chciało nas zwiać, raz słabiej, a raz mocniej (xD), były też i strefy mroku: polskaczeska. Różnorodność górska jak co roku heh. 

I dziwi mnie i martwi tylko fakt, że w tym sezonie pierwszy raz od chyba 2008 roku nie udało mi się nic z Kuzynem zdobyć xD Ciekawe czy nadrobimy w tym roku heh ;-)

Ranking roczny, zdaniem mym :)
1. => http://lapec.bikestats.pl/1664947,Choc-1608m-na-Kr...

2. => http://lapec.bikestats.pl/1657397,Miod-malina.html...

3. => http://lapec.bikestats.pl/1718349,Sniezne-Kotly-14...

3. => http://lapec.bikestats.pl/1647557,Kruhly-Wierch-12...


Problemów (no dobra, malutkie - Oszast też tyłka nie urywał) nie było natomiast w wyborze najgorszego wyjazdu w tym roku. Wspomniane wyżej Skrzyczne, no ... było mocno takie se i ino końcówka szlaku w górę + towarzystwo Gochy ten trip uratowało XD Zresztą Siostra myśli podobnie :P

Zwycięzcą w ilości wejść została Czantoria na której byłem trzy razy: z Janiolemz Filipemz Łukaszem i Filipem.

Mapki, bez tego odcinka z dziś: 
Ogólna ...


... i zbliżenie na Beskidy nasze ;))


Tekst roku w górach?

Sklep w Soli:

- Jest Keczup?
* (chwila) Jest
- A Pudliszki?
* (chwila) Tak
- A pikantny?
* (sprawdzę, chwila) Jest
- To nie chce
* XD


Reacumujac: góry, górami, z tego nie zrezygnuje.  
Czy będę jeszcze się bawił w BeeSy z nich? Nie wiem :-P

Do zobaczenia na szlaku :-)




PS: Podsumowanie (bardziej obfite) rowerowe, wkrótce :)))


Kategoria Góry

Szaro, buro, a w górach ...

  • DST 17.98km
  • Kalorie 2753kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 22 grudnia 2018 | dodano: 23.12.2018
Uczestnicy


... nawet sympatycznie :-D



Siedem stopni Celsjusza okraszone dodatkowo wczorajszą wizytą gościa z Poznania, zwiastowało że dziś kręcenia nie będzie. Do tego w Katowicach zapowiadany był deszcz, więc trzeba było wyruszyć w górki ;] Jako cel została wybrana po raz kolejny w tym roku Czantoria na granicy polsko - czeskiej xD

Jakoś nieszczególnie miałem ochotę iść na ten szlak, ale skoro Łukasz nigdy w swojej karierze nie zdobył tego wierzchołka, to się skusiłem :-) Wyjaśnię na szybko dlaczego napisałem że nieszczególnie lubię te okolice. Jest to po prostu jedna z trzech (po Bielsku-Białej i Wilkowicach/Łodygowicach) najdogodniejszych miejscówek, do których można dojechać pociągiem i ogarnąć szlak na bilecie dziesięciu-godzinnym. Nie ukrywam ... że trochę się przejadło heh.

Tym razem na całe szczęście, Łukasz odpalił samochód i na start (i metę) mógł zostać wybrany czeski Nydek. Dobrze już nam znany z tego oto tripu :-)

Po wyjściu z auta (super ze udało się przyjechać lwią część szlaku zielonego, który okazał się ... zwykłą drogą bitumiczną) ogarniamy iście pod górę, aż do przełęczy Beskidek (684m n.p.m.), a później już wprost na Czantorię (995 m.n.p.m.), gdzie chłopaki weszli sobie na wieżę, ja natomiast rozkoszowałem się "widokami" z dołu ;]

Po osiągnięcie celu mieliśmy "w rękawie" dwie opcje zejścia - dłuższą albo krótszą. Wszystko się miało wyjaśnić dopiero na szczycie, gdzie mieliśmy ocenić warunki atmosferyczne. Niestety (wg prognoz) zagrożenie opadami było dość spore ;/

W sumie to ja byłem za opcją krótszą, ale chłopaki od razu mnie wyprostowali => skoro deszcz nie pada, to zróbmy jeszcze Małą (858m n.p.m.) Czantorię.

Po zdobyciu owego szczytu w klimatach ze zdjęć, ogarnęliśmy górną część szlaku i mogliśmy rozpocząć schodzenie? Pierw dość przyjemnie, następnie poprzez jeden mały gnój (czyli moje odcięcie prądu) doszliśmy (poprzez niezłą ślizgawkę na ulicy) do auta i mogliśmy rozpocząć powrót, którego ... prawie nie pamiętam :-D

Obudzili mnie tylko na czeskie Tesco, KFC i finalnie dopiero pod blokiem. Idealnie :-D

Trasa => https://www.relive.cc/view/e1244008245
Endo mi dziś oszalało, 7km dodało i zrobiło se 18k przewyższeń xDD
Tu to wygląda normalniej. Skróciliśmy ino o tą "eSkę" na końcówce - lewy dolny róg ;]

Fotki:
Początek szlaku i od razu miły akcent, czyli wlepka GKS-u Katowice na przystanku.
Wiem, wiem, wandalizm ale ten przynajmniej w dobrym guście :-P

Szlak w górę => miejscami dość śliski, ale obyło się bez "dzwonów" ;-)


Chwila przed szczytem ...

... i na szczycie

Fotka od chłopaków z wieży => ja podziękowałem, byłem już tam ze sześć razy :]

Screen z Rysianki :P
Wybór Śląskiego, a nie Żywieckiego okazał się słuszny ;]

Migawki ze szlaku niebieskiego ...

... i czarnego


A tu w oddali widzimy zbiornik goczałkowicki. Na pierwszym planie klasyczny towarzysz naszych wypraw, dziś w wersji minimalistycznej, bo serio myślałem że zdobiony też krótszy odcinek :-D

Nawet dobrze wyszło, bo na końcu się było można fajnie w gips zapakować xD


Jeszcze dwa zdjątka z odcinka (granicznego) Czantoria - Mała Czantoria ...


... i cel numer dwa :-)

Kolaż z drogi powrotnej, jednak szybko się ciemno zrobiło i zdjęcia były takie, jakie były



===========================================================
Na koniec coś od Szpilberga :-P


Reasumując: mogę napisać że spodziewałem się gorszego dnia, a wyszło całkiem spoko ... choć szlak do zapomnienia heh.
Dzięki chłopaki za towarzystwo i dzięki pogodzie ... za brak prysznica hehe :D

===================================================


I o prezentach nie zapomnijcie :)


BTW (bez urazy): :PPPPPPPPPPPPPP



Zwał jak zwał, wszystkim czytelnikom i czytelniczkom Wesołych i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia, tak na wszelki wypadek, jakbyśmy się nie czytali ;)))


Kategoria Góry

Wielka Racza 1236m n.p.m.

  • DST 18.54km
  • Kalorie 2756kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 17 listopada 2018 | dodano: 19.11.2018
Uczestnicy


... krowy, owce i barany (:P) i oczywiście was moi wspaniali, cudowni i kochani czytelnicy ;-)

Plan na ten wyjazd ułożył się w sumie dopiero weekend temu, ale w głowie miałem go już od początku roku. Była to druga po Rysiance i Pilsku z Sopotni najważniejsza jak dla mnie beskidzka wycieczka roku 2018.

W tygodniu dograliśmy tylko szczegóły i mogliśmy umówić się na godzinę 6:30 na Brynowie i przez Centrum wyruszyć w dwugodzinną podróż ("zaliczając" jeszcze milówkową Biedronkę) do miejscowości Oščadnica - Lalik (570m n.p.m.) na Słowacji. 
Po wyjściu z samochodu pierw poszliśmy asfaltem (w dość konkretnej pizgawicy), a później w pięknym słoneczku spokojnie szutrem zaczęliśmy nabierać wysokości aż do szczytu Kikula (1087m n.p.m). Po drodze minęliśmy dzisiejsze "powitałki" i weszliśmy se na jakiś tam domek obserwacyjny, poza tym nic godnego większego opisywania się nie wydarzyło ;]

Po Kikuli nastąpił średnio lubiany przeze mnie (a ostatnio nawet niedokończony :D => http://lapec.bikestats.pl/1677975,Podnamiotowo-cz1...) odcinek graniczny. Na całe szczęście i humory dopisywały i nawet Tatry się nam na końcu pięknie pokazały, więc szlak ma wybaczone :) Na spokojnie, raz w całości, raz w grupach, trochę pod górę, trochę w dół, trochę singlami, doszliśmy na nasz cel czyli szczyt Wielkiej Raczy. Oj, ostatnie podejście trochę zmęczyło heh. Dobrze że szlak omijał Małego i Wielkiego Przysłupa, bo wchodzić się tam raczej nikomu nie chciało (:P), zwłaszcza że szczyt według Wikipedii jest zalesiony, więc i tak byłoby to raczej bez sensu :)

Na szczycie trochę zdjęć, chwila w schronisku i mogliśmy zacząć schodzić w dół. Napisałbym że powrót odbył się bez atrakcji, ale niestety przez własną głupotę popsułem sobie kąsek kciuka (chcąc postawić flaszkę z piwem na ziemi i zawiązać sznurowadło ... rozbiłem ją o kamień xD) i ulało się co nieco krwi heh. Dzięki Marzena za chusteczki :-)

Takie "psińco" a pół ręki mi zakrwawiło xD


Poza tym z zejścia jeszcze mogę wspomnieć że raz nieudolnie "próbowałem" skręcić se kostkę, zaliczyłem kontrolowanego dzwona (oczywiście na lewe kolano, bo jak!), zaliczyłem lekkie zjeżdżanie na d*pie, czyszczenie siebie i ciuchów w rzeczce (szczytowa "małpka", nogi popsuła :D) i mogliśmy wsiąść do auta i pojechać na ostatni cel tego wyjazdu czyli Trójstyk Trzech Granic, na którym mnie jeszcze nie widzieli. Po nim na obiad do Karczmy Ochodzita i do bazy :-)

PS: o ile rano Morfeusz nie zadziałał, to na powrocie spisał się wręcz wybornie heh :D
=====================================================
Trasa => https://www.relive.cc/view/e1230452732



Filmik:

==================================
Fotki:
Wkraczamy na ziemie obce heh :)

Początek szlaku ...

... i każdy pije to co lubi, przy okazji można zauważyć kto będzie kierowcą w drodze powrotnej :D

Idziemy szlakiem żółtym, pogoda jak widać ;]

Łukasz dba żeby się nie opalić za bardzo ...

... a Marzena ogląda jakąś tam bliżej nieokreśloną słowacką wioskę  - z mapy wychodzi że mogą to być Košariská

Kikula z dalsza i z bliższa

Pierwsza część szlaku granicznego

Chyba moje ulubione zdjęcie z wyjazdu - widok na Rycerkę Kolonię i Praszywkę Wielką - 1043m n.p.m.

A tu nastąpiła maseczka błotna dla mojego lewego buta heh

Widoczek ...

... ostatnie podejście ...

... i szczyt :)
Tak, nastąpiły niedawno pewne zmiany u mnie heh



Widok na Tatry ze szczytu i ze schronu


Widok z wieży widokowej => bliżej prawej Rycerzowe - Duża i Mała, po środku Praszywka Wielka, po lewej natomiast szczyt Zabawa, znajdujący się w okolicach Milówki

Żółwik przy tabliczce ...

... chwila dla zakochańcow ...

... koło tego czegoś ...

... zmierzamy ku zachodzącemu słońcu :)

A, no i było jeszcze strome zejście po zboczu ...

... i bonusy powrotne ;]


Dzięki za wyjazd, ponownie :)

Można powiedzieć że teraz raczej nastąpi przerwa z górami, choć w sumie zostały nam Czantoria i Polica do zrobienia, ale to już chyba bym chciał w klimatach śnieżnych ;-)
==============================================
Kuzynowi i Janiolowi się pewnie śmich spodoba :D

BTW: Nie wiem co mnie bardziej przeraża?
Tytuł główny, czy ten górny o kozach :DDDDD



Kategoria Góry

Z Waligóry przez W. Sowę (1015m n.p.m) do Sobótki

  • DST 14.05km
  • Kalorie 1986kcal
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 4 listopada 2018 | dodano: 08.11.2018
Uczestnicy


Czwarty, ostatni ufff ;)

Przygotowania do odjazdu zaczęły się już dzień (a raczej wieczór) wcześniej, kiedy to połowę moich niepotrzebnych "klamorów" przy okazji wychodzenia na dwór przerzuciłem do auta => zawsze to parę minut więcej o poranku :P

A rano, po średnio przespanej nocy, pobudka była brutalna ale konieczna, bo mieliśmy w planach nie dość że powrót do Katowic, to jeszcze trzy małe szczyty z Korony Gór Polskich do zrobienia :-) Nie będę ich rozdzielał, ino zsumuje w jednym wpisie. Część samochodową również sobie podaruje i opisze ino górki ;-)

=======================================
Pierwszy cel wpadł mi do głowy dopiero wczoraj wieczorem, ale skoro mieliśmy jechać do miejscowości Rzeczka na Sowę, to czemu przy okazji nie przypomnieć sobie w szczytu który kiedyś robiłem z Janiolem w warunkach mocno ekstremalnych? Zwłaszcza że zdobycie najwyższego (pozdro Kuzyn) szczytu Gór Kamiennych zajmuje może trochę ponad pół godziny ... w obie strony :-D 

Dojechaliśmy chwilę po godzinie 9:00 rano do parkingu przy schronisku "Andrzejówka" (799m n.p.m.) i w warunkach mrocznych i śliskich, wleźliśmy szlakiem żółtym na górę (934m n.p.m.), po czym ... zleźliśmy tą samą drogą. Szło zostać tam trochę dłużej i zrobić albo pętlę na godzinę, albo zobaczyć nędzne ruiny zamku (http://www.polskiezabytki.pl/m/obiekt/306/Rybnica_...) ale najbardziej nam zależało na Sowie i ... czasie ;) Jedyne co mogę napisać to, to że było ślisko i choć zabrałem se Żubra, to go nie otworzyłem w obawie o swoje cztery litery :D 

Trasa: 1,26km

Fotki:
Schron początkowy - nie dojrzałem czy ciągle wisi tabliczka "zakaz spożywania własnego alkoholu" xD

Wejście

Szczyt

Zejście



===============================
Następnym punktem była z góry zakładana Wielka Sowa, która to zaskoczyła mnie negatywnie, a potem pozytywnie. Czemuż to tak zapytacie? Ano temu że wchodziliśmy w warunkach Waligórskich, a schodziliśmy w Karkonoskich xD Fotki to zresztą pokażą, ale to po raz kolejny potwierdza fakt, że nigdy nie wiesz czego się w górach spodziewać ;) 

Co do samego tripu to pierw musieliśmy znaleźć parking blisko Przełęczy Sokolej (754m n.p.m.) co się udało, nawet w wersji bezpłatnej ;) Później wystarczyło już ino "wskoczyć" na szlak czerwony i przez Schroniska Orzeł (875m n.p.m.) i Sowę (900m n.p.m) dotrzeć na szczyt :)
Na Sowie, no niestety po raz drugi (czyli jak zawsze) nie udało mi się wejść na wieżę => ogromny minus dla nich i smutek dla mnie, trudno ;/ Zejście (po krótkim odpoczynku) nastąpiło pierw zdublowanym szlakiem czerwonym, następnie skręciliśmy na zielony i tak aż do Rozdroża nad Sokolcem (703m n.p.m), gdzie odbiliśmy na asfaltowy niebieski i nim doszliśmy praktycznie do auta.

Pierw w mroku, później w pięknym jesiennym słonku :) Zdecydowanie najlepszy dzisiejszy odcinek, szkoda ino tego widoku z wieży ;/

Trasa: 7,15km

Fotki:
Zapowiadało się średnio ...

... ale później było wręcz kapitalnie :)

Szczyt, szczyt :)))

Jesienne klimaty od Filipa ...

... i resztówka z zejścia ;]



================================
Ostatni tego wyjazdu trip to ponowienie naszego powrotu z zimowego Karpacza półtorej roku temu => czyli Ślęża. Tym razem dla odmiany poszliśmy spod miejscowości Sobótka i niestety ... mi nie wyszło. Choroba zaczęła się odzywać, do tego gwizdłem się ponownie w te samo kolano na które upadałem przy Harrachovie! Ehhh o ile moi kompadres zdobyli szczyt, to ja postanowiłem zrobić nawrót, zejść czerwonym szlakiem, zwiedzić sobie miasto i poczekać na parkingu. Resztę już znacie z pierwszego prologu xD

Warunki znów był zrobiły mroczne (jechaliśmy z Rzeczki tutaj trochę ponad godzinę i jakieś 50-60km xD), nie nadąży się za tą pogodą heh

Trasa: 5,64km - pewno mi zawyżyło, ale też trochę ucięło ;]

Fotki:
Klimat na szlaku xD

A na koniec (mało zdjęć było robionych, poza tym trzeba oszczędzać :P) ostatnie fotki z wycieczki => oba z godziny 15:00
Łukasz z Filipem na szczycie (nie szukajcie ich na zdjęciu :P) ...

... a ja (też nie szukajcie :D) na parkingu => klimatycznie razy dwa heh


Można rzecz że zimą mieliśmy jak to pisze Kuzyn mój "ciut, ciut lepiej" :)) => http://lapec.bikestats.pl/1546228,Sleza-7175m-npm....

====================================================
OBIECANY BONUS:
Łączny filmik od Łukasza :)

PS: Puszki lub butelki to atrapy :P
PS2: Teraz można pooglądać nasz wiaterek pierwszego dnia heh

Także ten tego, dzięki za towarzystwo i ogólnie za wyjazd, w sobotę ognisko, to powspominamy :)
A jutro już może jakieś DPD, bo ryma odpuszcza już mocno, a i tęsknie pomału za moimi pedałami eeee, hmm? :D 
=====================================
BTW: Trzeba mieć priorytety ...

... no dobra, bez przesady :D


Kategoria Góry

Poledni Kameny 1006m n.p.m.

  • DST 17.32km
  • Kalorie 2530kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 3 listopada 2018 | dodano: 07.11.2018
Uczestnicy


Dzisiejszy BeeS będzie zdecydowanie najtrudniejszym do zredagowania bo w ogóle nie znam terenów które odwiedziliśmy. Karkonosze były odhaczone, na jutro miałem zapewnienie że jedziemy na Wielką Sowę (super), pogoda była taka se, więc ... było mi zdecydowanie wszystko jedno, co dziś robimy :-P Filip miał coś wymyślić, Łukasz miał ogarnąć dojazd, ja postanowiłem zrobić spaghetti na śniadanie, coby nie być bezużytecznym :-) Jakież było moje zdziwienie gdy pani (z premedytacją z małej) po ówczesnym poinformowaniu nas o KATEGORYCZNYM zakazie wstępu do kuchni, wyłączyła mi palnik pod kuchenką xD Fajnie, dodajemy do tego że Łukaszowi się zepsuło łóżko, standard pokoi był raczej mocno taki se, a sikało się z odchyloną głową (pomimo wolnych pokoi, ulokowali nas na poddaszu) to za cenę 40zł/os za noc ich 2.7/5 gwiazdki na FB są w pełni uzasadnione ... o ile założymy że dwie gwiazdki u każdego gościa zdobywała dzisiejsza "powitałka" xD

============================================
Tak więc kawka, kibel i jazda do Biedronki po prowiant :-D Następnie autem do naszych południowych sąsiadów i rura na czeskie Izery :) Dodam od razu że absolutnie nie wiedziałem gdzie jadę, jak długo idę, w którą stronę idę i po co idę => niby było gadane, ale patrz prolog :-D Na szlaku w mrocznych klimatach pierw doszliśmy tam, później trochę gdzieś indziej, a na końcu się rozdzieliliśmy. Koledzy na szczyt Jizera (1122m n.p.m.), ja na parking => widoki byłyby takie same jak wszędzie indziej, więc olałem :-P

Serio to spodziewałem się jakiegoś bezsensownego spaceru z jakimś tam pagórkiem, a tu wyszła bardzo fajna wycieczka => brawa dla Grizmola!!! ;]

Z przygód, to jak byliśmy na jakiejś tam skałce (ciężko się opowiada bez dokładnej mapy szlaku heh), zagadał do mnie po "krecikowemu" jakiś sympatyczny Pan, pokazując na mojego Żubra i dając do zrozumienia że zna i dobre, to i dostał puszkę :) Niech se facet o dobrym guście wieczorem suwenire od Polaka wypiję :)))

==========================
Wracając autem do naszej willi, zrobiliśmy jeszcze jeden plan który sobie po cichu zakładałem na ten urlop, czyli skocznie narciarską w Harrachovie. Ale o tym po relacji ze szlaku ;]

Trasa => https://www.relive.cc/view/e1223883811


Fotki:
Początek szlaku, raczej standardowy :D

Jakiś strumyk, a przed nim był jakiś bunkier - nie ma za co :P

Dalej szlakiem szutrowym, gruntowym i drewnianym - urozmaicone mają te ścieżki, cwaniaki ;]


Ekipa wyjazdowa w wersji nieocenzurowanej :P

Pierwsze skałki - tytułowe, aż dziw że były wyższe niż te drugie xD


W wolnej chwili szło sobie pooglądać widoczki ;]

A tu łoooo, atrakcje => łańcuchy i klamry :)
PS: tak, to był ino ten odcinek :D

Skałki drugie czyli Frýdlantské cimbuří 875(?)m n.p.m. => tam na górze się poślizgnąłem delikatnie, średnie uczucie xD



Z rzeczy przyjemnych: Na zejściu znaleźliśmy z Łukaszem taką oto niespodziewankę ;]
Nie skorzystaliśmy z alko, ale wpis w notesie (musiałem go wtedy pisać - będzie na filmie) pozostał :)


Tu już coś z płaskiego czyli Rozhledna na cihadle => o tym nawet ciężko znaleźć coś do poczytania heh

To że wrzosowisko z torfowiskiem, to spoko wiedziałem. Z ciekawostek dowiedziałem się ino że oczka wodne są rzekomo bramą do piekła, Czesi radzą żeby nie sprawdzać - hmmm z czymś mi się to kojarzy => https://demotywatory.pl/4777706/Jesli-myslisz-ze-j...


I końcóweczka => górne zdjęcie ze wspólnej drogi, dolne z samotnej


=======================================
https://sportowefakty.wp.pl/skoki-narciarskie/7338... => oj tam, oj tam :P Sprawdzić trzeba :D

Dojechaliśmy (niecałe pół godziny jazdy) na parking i oczywiście włączył się uparty ja! Po co mam iść szlakiem (a Łukasz mnie wolał) skoro pętli nie będzie => pójdę bez szlaku, po skarpie z mokrej trawy. Prócz ślizgania się jak Małysz na rozbiegu, i paru delikatnych gleb wdrapałem się na czubek zeskoku, popatrzyłem na miasto z trochę nielegalnego miejsca (:P) i zszedłem (no, częściowo się sturlałem) do auta którego ... nie umiałem znaleźć heh. Całe szczęście ino chwilowo, bo Łukasz oświecił mnie światłami ;]

Trasa: Reliv-a se darujemy, ale można zauważyć że pętla jest :P


Fotki:
Szlak po lewej, ja na prawo :P

Aparat oczywiście nie oddał zajebistości chwili ;]


============================================
Później ponownie Szklarska, pizza (tym razem już otra) i do bazy

Fotki:
Obiecane :)

Ogłaskane :P
Ale i było dokarmione, więc kici-miał źle nie wyszedł na tej znajomości ;)))


Dzięki za dzionek, a i Łuk dzięki za prąd :) Powerbank w Kato normalnie ładuje - pewno korki nam na noc wykręcali :D

=======================================
Gwizdanie o otwarcie drzwi z domku (tak, klucza nie było i trzeba było pilnować) w chuj późno wieczorem się nie liczy :P


Kategoria Góry

Śnieżne Kotły 1490m n.p.m.

  • DST 25.64km
  • Kalorie 3667kcal
  • Aktywność Wędrówka
Piątek, 2 listopada 2018 | dodano: 07.11.2018
Uczestnicy


Po wczorajszym ognisku, dzisiejszy dzionek zaczął się mega spokojnie, wszak szlak (xD) na główny cel tego wyjazdu mieliśmy w sumie pod nosem :-) Oczywiście też te lenistwo nie mogło być zbytnio przesadzone, bo w głowie "siedział" fakt, że około 17:00 robi się ciemno.

Wyszliśmy więc około godziny 8:30, coby pierw "uderzyć" na Netto po zaopatrzenie, po którym skierowaliśmy się już na właściwy szlak żółty. Trochę strasznie było na początku gdyż ulice były puste ... ale tak strasznie puste że aż szczypało w oczy. A nie wróć, to dym z jednego komina :P Nie zmienia to faktu że nie było ani aut, ani żywej duszy xD

Po krótkiej chwili wyszliśmy z miasta i skierowaliśmy się do lasu, gdzie po niecałych dwudziestu minutach zrobimy sobie postój na wycince. Po nim pierw po pożarówce, później po kamieniach, aż do połączenia szlaku naszego z zielonym i szczytu(?) Stara Droga, znajdującego się na wysokości 954m n.p.m. Od tego miejsca już spokojne nabieraliśmy wysokości (przy okazji pooglądaliśmy wodospadzik na Szrenickim Potoku), coby finalnie dojść do Kukułczych Skał, gdzie postanowiliśmy odpocząć. Nastąpił też czas na pierwsze ale nie ostatnie widoki tego dnia, oj nie ;-)

Kolejno (BTW: zaczęło być tłocznej) przeszliśmy obok schroniska pod Łabskim Szczytem (1170m n.p.m.) i cały czas z widokiem na Szrenice i okoliczne wioski leżące u podnóża Sudetów, doszliśmy przez Mokre Rozdroże (1260m n.p.m.) Halę pod Łabskim Szczytem oraz Mały Śnieżny Kocioł (1479m n.p.m.) do naszego celu którym był dziś Radiowo-telewizyjny Ośrodek Nadawczy "Śnieżne Kotły".

Tam mała przerwa i rura na następny punkt wycieczki (który wymyślił Filip) czyli czeskie Źródła Łaby (1387m n.p.m.). Prócz tego że zgubiliśmy Łukasza, wszystko ponownie poszło błaho :-D Zresztą miejsca te dzieliło tylko pół godziny spokojnego marszu, więc problemów być nie mogło :-)

Następne wróciliśmy (ponownie przez Ceską Budkę - 1406m n.p.m.) na polską stronę i przez Twarożnik, drogę przyjaźni Polsko-Czeskiej, Trzy Świnki (1290m n.p.m), olanie schronu na Szrenicy (schronisko przy wyciągu - za dużo wąsaczy, NIEE :-P) dostaliśmy się do schronu pod Szrenicą (1200m n.p.m.), gdzie chwila na to co każdy lubi i wizytę w miejscu gdzie król ... wiadomo ;-)

Po tym postoju, ino na gibko (z piwem w plastiku w ręku bleee) Głównym Szlakiem Sudeckim pod wodospad Kamieńczyk (atrakcja została ino z góry ofocona) i poprzez Rozdroże pod Kamieńczykiem (755m n.p.m.) i jeszcze jedną atrakcje (Krucze Skały => 718m n.p.m.) na pizzę, a potem do kota, wróć do noclegu ;-)

To miał być najlepszy dzień, i był :-) Choć nie powiem że "na górze" trochę zmarzłem - dzięki Łukasz jeszcze raz za opaskę ^_^ Główny cel ✓, a do tego udało się bez pośpiechu zejść do miasta przed zmrokiem :-)

=======================
Trasa => Relive se odpuszczę, bo wyszły takie lagi ze masakra ;/

https://mapa-turystyczna.pl/route/profile?q=50.823...

Fotki:
Początkowy odcinek

Na szlaku żółtym + marna imitacja Żubra, która i tak była lepsza aniżeli piwo bezglutenowe (xD) na końcówce heh

A tu już ręka szczęśliwego Łukasza, który był w końcu bez auta + kod do zakupu biletu, no bez jaj heh

Kukułcze Skały + szlak na nie i widok z nich ;]

Wiadomo :)

Schron coraz niżej, ostatnie zdjęcia z Hali pod Łabskim Szczytem

Widok na Szrenicę (1361m n.p.m.) i schronisko Szrenica (1362m n.p.m.) :DDDD

2/3 ekipy wyjazdowej, Filip "wystrzelił" w swoim stylu 

Okolice Łabskiego Kocioła

Już blisko :)

Widok na Wielkiego Siusi Szyszaka z celu => znalazłem informację "Wprawdzie, nie prowadzi na niego ani jeden szlak turystyczny, ale można na niego wejść od Czarnej Przełęczy po drodze wybudowanej z kamiennych tafli - drogę tę ufundowała rodzina Schaffgotschów." czyli i tak z drugiej strony aniżeli nasza, a zresztą to nie był cel na dziś :P

I poza klasyczna :D

Łabski Szczyt w tle

Pramen Labe => w sumie nic szczególnego, ale szkoda by było nie zobaczyć "źródeł" największej czeskiej (a do tego jednej z największych w Europie) rzeki :)

Szlak przyjaźni Polsko - Czeskiej

O, skałka :P Wlezę se :D

Śnieżne Kotły już daleko za nami

Opis zbędny :)

Odcinek idealny pod piwo, choć nudny heh

Kamieńczyk, nie dość że płatne to jeszcze w kasku trzeba xD Innym razem!

Krucze Skały - bardzo przyjemne miejsce na końcówce

I "bajkiem" na chatę, no oki Łukasz poprosił żebym nie wchodził ... a korciło :D


====================================
Na koniec jeszcze tylko dwa razy zawitałem do miasta i do wyra ^_^


==================================================
Świętować trzeba, a nie po górach łazić xD
Choć jedno, drugiemu nie wadzi :P



Kategoria Góry