Lapec prowadzi tutaj blog rowerowy

Rowerowo-górski blog cyniczno-ironiczny ;]

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:4690.27 km (w terenie 234.97 km; 5.01%)
Czas w ruchu:09:04
Średnia prędkość:19.78 km/h
Maksymalna prędkość:58.50 km/h
Suma kalorii:483141 kcal
Liczba aktywności:242
Średnio na aktywność:19.38 km i 2h 16m
Więcej statystyk

Wieprzkowo

  • DST 42.55km
  • Kalorie 5000kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 16 stycznia 2021 | dodano: 19.01.2021



Wyjazd się nawet nie skończył, a ja już mogę zacząć opisywać. Mamy godzinę 01:13, a ja se kwitnę w Żywcu, przy takim oto (termicznym) czymś ...

... oki, jednak nie popiszę, bo przestaje czuć palce u rąk xD.

====================
Dobra, mamy już niedzielę wieczór, siedzę sobie w cieplutkim domku i na całe szczęście nic mi nie ma ;]. Przynajmniej jak na razie heh :).

Co do samej genezy, to już w poprzednią sobotę zagadał do mnie Zientas o wyjazd w góry .. z noclegiem. A obostrzenia zapytałem? Jest chatka pod Baranią Górą co można spać za darmo - odpowiedział kolega. O taka:

Dziękuję, toster już kupiłem. Ale jest i kominek i można napalić i będzie ciepło i przytulnie - namawiał kolega dalej:

Wiertarkę również już posiadam!! I nawet jest miejsce do spania pod dachem!!:

Dziękuję ponownie, kombinerek też nie potrzebuje!! :P. Zientarski jednak nie przestawał namawiać i niechętnie dałem się namówić, że pojadę ino kawałek ich odprowadzić i wrócę do Kato na około 17:30.

=============
W czwartek odwiedziłem jeszcze rodziców, a po wizycie w domu rodzinnym poszedłem do Łukaszów i wyszło że Marzena ma przymiarkę kiecki ślubnej - Łukasz więc również zgłosił chęć wyjazdu. Ja byłem ciągle sceptyczny, ale co mi tam: Magda i tak szła (a jak się okazało jednak nie szła) do pracy w sobotę na rano. Będąc już w domu zadzwoniłem jeszcze do Diobła i on również zgodził się jechać, a w piątek do składu dołączył Janiol. Niby ekipa zacna, ale mi ciągle coś nie pasowało - jakieś przeczucie czy coś?

Skoro już jednak powiedziało się "a", to trzeba było powiedzieć "b". Wstałem ...


... i udałem się na dworzec na Piotro, gdzie czekali już Michał i Łukasz, a po chwili zjawił się Bartek.

Pociąg przyjechał minimalnie spóźniony, Diobeł już nim jechał, a ostatnia osoba (czyli Grzegorz) miała wsiąść w Tychach. Miała, ale nowy znajomy pomylił pociągi i dołączył do nas dopiero w Pszczynie xD. Reszta trasy zleciała w sympatycznej atmosferze i po 1:20h meldujemy się w tytułowym Radziechowym Wieprzu.


Na "dzień dobry" miły akcent, gdyż Pan kierowca jadący pługiem podniósł to coś co odśnieża dzięki czemu, nie uwaliliśmy się już na starcie. Pozdrawiam jeszcze raz i dzięki za odmachanie - jak jakimś cudem to przeczytasz ;)).

I tu się kończą (w moim przypadku) pozytywy. Pierwsze cztery kilometry to spokojny, cztero-kilometrowy spacer przez miasto.




Nawet ładna zima, ale co mi po tym, skoro w Katowicach mamy to samo?

XD.

Na początku szlaku właściwego Diobeł (chodzący na chwilę obecną o wiele więcej niż ja) pokazał nam plecy i tyle go było widziano :D. My natomiast postanowiliśmy wykonać sesję zdjęciową i popróbować specyfików (tego tyskiego już nigdy nie ruszę!!), które to każdy posiadał. Po dłuższej chwili ruszyliśmy szlakiem niebieskim.

Szlak jak szlak - widoków malutko, taki jakiś zwykły był, ale choć przetarty - dzięki ludzie ... i Dioble ;)









Ciągle bez jakiejś większej satysfakcji (z mojej strony) szliśmy ku górze, ale niestety im wyżej, tym robiły się coraz większe "frytki". Z peletonu oderwali się Łukasz i Grześ, a my w trójkę zaczęliśmy się coraz mocniej ślizgać na szlaku. 


Ślizganie to jedno, choroba filipińska Janiola to drugie. Zientas mi poleciał do przodu (bo nocleg) i zostaliśmy w dwójkę xD. Sam miałbym ciężko Michała sprowadzić, więc do pomocy zszedł Łukasz i ponownie tym samym szlakiem (fotek brak) wróciliśmy do miasta. W mieście dogonił nas Marcin i mogliśmy wracać - oczywiście ponownie w dwóch grupach. Łukaszowi się spieszyło bo był umówiony, a Michała czekała (potwierdzam - żyje) rozmowa z żoną :D. Mi się jakoś ogólnie średnio szło - pewno to przez te nieodśnieżone chodniki ;). Oni pojechali po 18:00, my jakąś godzinę po nich, a Zientas i Grzegorz ostatecznie odpuścili nocleg w chatce (dobrze, bo mogłoby się skończyć podobnie tragicznie jak w Sudetach => info o tu), zadzwonili po szwagra Bartka i pojechali do niego.

Tym zdaniem powinienem kończyć opisywanie szlaku ... ale nie. To był dopiero początek jak się okazało (●__●). Jeszcze na PKP zadzwoniłem sobie do Magdy, a że z Łukaszem dokończyliśmy przed miastem to co mieliśmy wzięte na szlak, i zostałem rozpracowany xD. "OPR" słuszny jak najbardziej, ale rozkojarzyłem się na tyle, że w pociągu stwierdziłem że nie mam telefonu :O. Szybka analiza - musiał zostać na dworcu, kolejna analiza: i w Wilkowicach wysiadam! Zaraz coś przecież pojedzie pomyślałem. Taaaa, dobre 50 minut czekania (do poprzedniego do Wieprza zabrakło mi około kwadransa) i przyjechał pociąg ... ino do Żywca ;/. No nic, tu była choć poczekalnia, nieogrzewana, ale zawsze. Tam co? Godzina czekania!! Coraz bardziej zły, ale co zrobić? 21:28 jadę, o 22:15 wracam - luzik. Zjadłem, napiłem się kawki z automatu, i na trzy minuty przed planowanym odjazdem słyszę komunikat ... że pociąg jest opóźniony o conajmniej 40 minut. Nosz do nie napiszę czego. Cztery kilometry iścia i jak się uda że ten pociąg jedzie ze Zwardonia/Rajczy, to ogarnę powrót na chatę. 

Szybki spacerek i melduje się na PKP - telefon grzecznie leżał na ziemi, więc albo nie trafiłem do kieszeni (w nowych galotach), albo ktoś go podniósł i rzucił na ziemie ¯\_(ツ)_/¯. Najważniejsze jednak, że jak się później okazało działał (choć był rozładowany - dzięki Łukasz za powerbanka, oddam w 100% naładowany), ekran nie był pęknięty i mogłem go (po oczywiście wcześniejszym ogrzaniu) podładować. Następnie na szybko sprawdziłem rozkład, no i niestety - ostatni pociąg jechał jednak z Żywca
.·´¯`(>▂<)´¯`·.

Godzina 22:10, zero opcji noclegowych, kolejny zug o ... 04:47, do tego wokoło pola i ponad dwucyfrowy mróz. Ehhh, jedyne na co rozsądnego wpadłem to wrócić się swoimi śladami do Żywca, zjeść jakiegoś kebaba, i poczekać do pociągu który odjeżdżał o godzinie 3:57. Tak zrobiłem, otwartego kebaba oczywiście nie znalazłem, ale wpadłem na stację benzynową po jakieś chrupki, zapalniczkę (moja oczywiście się popsuła - bo jak!!), hot doga i zaopatrzyłem się w bilon do automatu z herbatką w poczekalni na dworcu. Generalnie spoko - jakoś wytrzymam te cztery godziny. Co mogło pójść jednak nie tak? ¯\_(ツ)_/¯. 

No co mogło pójść nie tak?. EHHH, faaajnie. W tym samym czasie Magda mi odchodziła od zmysłów, Łukasz, Marzena i Diobeł usilnie szukali kogoś (w sumie nie wiem po co heh, ale dzięki!!), kto by mógł po mnie ewentualnie pojechać, a najlepsze jest jednak to, że finalnie okazało się, że Zientas spał u teścia ... jakieś 10-15km ode mnie. Kto mógł jednak wiedzieć? XD.

Oki, byłem ubrany "na górsko" (dobrze być zmarzluchem => wysokie buty, dwie pary skarpet, góra i dół termoaktywne, polar itp.) więc termicznie czułem się nie najgorzej, ale ciągłe chodzenie i lekka senność trochę dokuczały, więc przycupnąłem sobie na przystanku autobusowym dając na chwilę odpocząć nogom. Po chwili ... miałem towarzystwo Panów z radiowozu heh xD. Zobaczyli siedzącego na przystanku, to pewno pomyśleli, że odwiozą sobie kolesia na nocleg ze szklanką wody rano w pakiecie xD. No nie, nawet przez chwilę po nawrotce nie pomyślałem o alkoholu, i po chwili rozmowy Panowie stwierdzili że do Katowic nie jadą i pojechali se w siną dal xD.

Później już generalnie chodziłem i co chwilę włączałem telefon, bo trochę gorzej znosił mrozy ode mnie :P. Finalnie więc dystans z sobotnio - niedzielnego "spacerku" ściągłem z opaski:


W niedzielę ino poszedłem po dziewczynę mą na dworzec i wróciłem jak ją odprowadziłem. Dzięki ogólnie za wyrozumiałość i troskę :*

Wracając do już w sumie niedzielnej nocy, to coś z sobą trzeba było robić. Najbardziej rozsądnie było zahaczyć o kolejne dwie stacje benzynowe na gorącą herbatkę. Oczywiście nie nadużywając gościnności ◉‿◉.

(BTW: Żywiec nocą ;])

Herbatka, 20 minut na ogrzanie, spacer na kolejną, powtórka, i mamy godzinę 03:00, gdzie skład mojego pociągu stał już na peronie od północy.

Pokręciłem się więc w okolicach poczekalni i samego pociągu, w nadziei że mnie zobaczą i trochę wcześniej "otworzą" skład.


BTW:

:P

Tak się stało - pociąg "otwarli' już(?) o 03:20!! Z radością poleciałem oczywiście do załogi podziękować za owy gest (•‿•). Jak się okazało, normalnie tego nie robią, ale mnie obserwowali i stwierdzili, że skoro nie jest pijany, to niech nie marznie :]. Chwilę pogadaliśmy i mogłem kupić nowy bilet (xD) i wrócić do kitku /ᐠ。ꞈ。ᐟ\. W sumie to jej mi było najbardziej szkoda, bo dostała racje żywieniowe "do wieczora" :/. Na całe szczęście jak wróciłem to jeszcze miała, więc głodna nie była ^_^.

A tu już zdjęcie z godziny 9:00.


Co mogę napisać prócz tego że był to jeden z najgorszych wyjazdów ostatnich lat? Planowałem wszystko ogarnąć na bilecie dziesięcio-godzinnym, a tu => tam 18zł, nazot 14.45, po telefon 5.95, i do domu 13.60zł. Bym już prawie (cenowo) dojechał do Jeleniej Góry i z powrotem. Szlak do bani, nawet nie wiem ile go było, a w niedzielę (się nie przyznałem :p) ledwo chodziłem :D. Poza tym tak jak pisałem wcześniej, ostatni raz tykam cytrynówki na bazie bimbru. Każdy kto jej spróbował w jakimś stopniu "się pozamiatał" - i tu info dla kobiet: tego naprawdę dużo nie było!! Rakietfiul jakiś czy co¯\(°_o)/¯? Pfff.

A co najlepsze jak teraz myślę (poniedziałek) to to, że przecież koło dworca jest postój taksówek. Z Żywca do telefonu miałem jakieś 4 km, w dwie strony no niech będzie nawet 10 km. Pojechać, zapłacić te nawet 30zł i wrócić. Mądry człowiek ... na całe szczęście nie po szkodzie ;).

Następnym razem jak będę miał przeczucie to nikaj nie jadę!! ... I zostaje przy Żubrze :P

=============
A śmiech dziś z życia wzięty :D.
Pierwszy raz od bardzo długiego czasu, zapobiegawczo wziąłem czapkę na trip - no przydała się ...


... :)))))))

PS: Po pracy ponownie postałem sobie 1:40h w Szopienicach na dworcu, bo mój pociąg był opóźniony o godzinę - ODDAWAĆ UPAŁY!!


Kategoria Góry

Psia Łąka (828m)... bez orientacji (xD) + górskie podsumowanie 2020

  • DST 12.48km
  • Kalorie 2283kcal
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 27 grudnia 2020 | dodano: 28.12.2020



Trochę mnie tu nie było, ale jak to zwykle bywa przy końcu roku, rozważam sens pisania tego czegoś heh xD. Poza tym wylądowałem na "pracy zdalnej" na 3 dni, zmokłem w terenie na DK-81, no i święta były trochę inne niż dotychczas ...

... bo trzeba było po rodzicach "pojeździć" :P. 

I to właśnie między wizytą u moich rodziców, a wizyta u Magdy, odezwał się Łukasz z chęcią obgadania opcji pojechania z dziewczynami w góry. Sugestia? (patrząc po prognozach pogody) jak najbardziej słuszna, ale sprawa miała jednak drugie dno ...

... jedno nazwisko choć proste do zaszyfrowania :DD.

Dziękujemy za zaproszenie i sorki za taką skromność na stole - przygotowani nie byliśmy/ok!! nie byłem ;) :P.

Spotkaliśmy się w drugi dzień świąt, coś się wypiło, a następnego dnia rano [po tym, jak ktoś prawie dostał zawału od mojego (no prawie :D) niezawodnego budzika :P], mogliśmy chwilę po godzinie 8:30, wyruszyć w drogę w kierunku Kóz Małych. Nie obyło się oczywiście bez Morfeusza, ale i tym razem ... bez sklepu z płazem w logo (・o・). Dziwne rzeczy się dziać zaczynają (brak otwartych sklepów heh), co oczywiście nie oznaczało, że nie mieliśmy z Łukaszem po jakimś Izobronku skitranym :D. Gorzej że bez słonecznika (no kolega jedno ziarenko w kieszeni znalazł :D) byliśmy xD.

Co do samego wyboru trasy, to też nie kombinowaliśmy zbytnio => moją drugą połówkę jeszcze czeka wizyta w Decathlonie, po jakieś w miarę normalne górskie buty i ciuchy więc postanowiliśmy iść ino(?) na (C)Hrobaczą Łąkę. Ot tak, bo dojazd szybki (ok 1h), szlak w miarę płaski (taaa), i ogólnie bez pośpiechu mogliśmy sobie na spokojnie poszukać zimy ◉‿◉.

Na pewno szkoda trochę Rysianki, bo widok z kamerki prezentował się o tak: ...

... ale co zrobić - zniechęcać nie zamierzyłem ;).

===============
Zaparkowaliśmy pod kościołem i ruszamy ku górze. Od samego początku, dało się wyczuć że nie będziemy jedynymi ssakami na tym szlaku bo co chwilę szedł ktoś z psem heh. Dobrze, bo przecież czemu nie?

Bez pośpiechu dotarliśmy pierw do przełęczy u Panienki, a następnie zostało nam ino pół godziny "iścia" na szczyt. Na nim jakaś szybka sesja fotograficzna i nazot ... do Panienki xD. Były jeszcze plany schroniskowe, ale podawali tylko na wynos - bez sensu więc xD.

Żeby nie było jednak aż tak nudno, to postanowiliśmy zejść ze szlaku do źródła maryjnego. Żenada (xD), ale choć z Łukaszem mogliśmy zobaczyć punkt orientacyjny dla zawodników biegających w jakich zawodach. I wcale nie jestem okropny!! Już piszę - tam był znak SZ. Nie dziękujcie, wszyscy których mijałem i co szukali :DD.

Druga część wycieczki to raczej część płaska i można było na spokojnie pogadać i rozkoszować się tą porą roku, która to powinna se zostać w górach :P. Piwko - Gaiki (808m n.p.m.) - i w dół => na całe szczęście obyło się bez ofiar w ludziach i pośladkach :D. Po zejściu do miasta, szybka droga przez nie i do auta => kobiety do przodu (i jedna do kierowania :D), faceci (wypatrujący sklepu) do tyłu :P. Reszta to klasyk :D. Podziękował i za towarzystwo i za gratisowy przejazd :* heheh :D.

Trasa:

Filmik :P


Fotki:
Początek - tam idziemy ;]


:PPPP

Rura (xD) w górę

W końcu trochę zimowo ;]

Przełęcz u Panienki ᕙ(⇀‸↼‶)ᕗ (739m n.p.m.) + (patrz flaga) warunki wietrzne ;]

Widoczek - średnio mi ta fotka wyszła ;/

I pierwsze (lecz nieostatnie, bo dzielnie szła) wspólne szczytowanie z eM :D


Na powrocie (dublowaliśmy odcinek) - opisywane źródełko maryjne ...

... no bez szału :D

Idziemy dalej - zimowo :)



Ciiiii :DDD

Tak, Magdę czeka Decathlon wkrótce :D

Ostatnia fotka "z góry"

I schodzimy => ciekawe toto :P


Ogólnie w klimacie ;]


Śliskość ...

... i dwa światy :)


Bobry (╯ರ ~ ರ)╯︵ ┻━┻ pfff!!

I to by było na tyle - zakochańce (◍•ᴗ•◍)❤ w mieście ;]
Chwile przed tą fotką miałem (na całe szczęście kontrolowany) poślizg na lodzie - nie wnikajcie dlaczego :P



Dyć :PPP


======================
Co do podsumowania rocznego, to najważniejszy cel udało się osiągnąć => Marzena z Gochą wlazły na Rysy ^_^. A co do innych celów, to niestety po raz kolejny nie udało się ogarnąć Karkonoszy => w przyszłym roku myślę że to będzie mój główny cel ;].

A tak to wszystko zaczęło się już czwartego stycznia samotnym wyjazdem na Orłową, skończyło wczoraj powyższym wpisem - w sumie 22 wycieczki na łączną długość prawie 400 km :). Zimowy się udał, Tatry trzy razy wpadły, były też wycieczki trochę do zapomnienia czyli: Czantoria z Poznaniem, Wisła z Zientasem, Kozia z Diobłem, Staw Smreczyński z Janiolem, czy drugi szlak na w/w zimowym - o ten :P.

Rysianki (mój ulubiony schron) były dwie, z czego ta niedawno była taka se, a ta z początku roku to już miód zima ;]

Nie można też zapomnieć o tym, że Marshall był debiutancko w górach => http://lapec.bikestats.pl/1875590,Debiutanckie-gor... :).

Poza tym to "wpadły" klasyki takie jak: SzyndzielniaBabia (ze zmierzłym Łukaszem :P) Góra, Malinowska Skałaprzełęcz Salmopolska i .... dzień po otwarciu lasów, przez miłościwie nam rządzących Magurka :D

Mapka (bez Słowacji):


Najładniejsze zdjęcie to bankowo to ze wschodu słońca na Słowacji ;]


Topka Beskidzka:
1. Bezapelacyjnie wygrywa wycieczka na Gorc i Ćwilin - wszystko mi pasowało tam :) => http://lapec.bikestats.pl/1856908,Gorc-1228m-npm-C...



2. Zaskoczenie jak nic, bo na drugim miejscu znalazła się ... nudna i często odwiedzana Barania Góra. Byłem tam milion razy, ale wtedy po prostu miałem paskudny humor, byłem zalatany, zmęczony, a i zimy w mieście nie było => http://lapec.bikestats.pl/1825280,Z-Czarnej-na-Bar...



3. Też lekkie zdziwienie bo na trzecim miejscu znalazła się Kiczera koło góry Żar.Czemu? Ot tak :P => http://lapec.bikestats.pl/1845226,Dla-spokoju-Jano...




Topka wyższo-górska ;]
1. Grześ ;]. Jednak ta wycieczka mi się najbardziej podobała, bo był to początek zimowego, więc i człowiek zrelaksowany, i zadowolony, a i ludzi na szlaku malutko :) => http://lapec.bikestats.pl/1822115,13-SZT-Grzes-Luc...



2. No Rysy - i tu nie ma co dodawać :P => http://lapec.bikestats.pl/1877423,Rysy-2501m-npm-n...



3. Kościelec - trochę za dużo ludzi było, ale też godnie :P => http://lapec.bikestats.pl/1893504,Koscielec-2155m-...




Tyle - szkoda że ani razu się nie udało pod namiot w tym roku pojechać. Na całe szczęście i Magda nie wyklucza takiego noclegu, a i Diobeł już na lato powinien dojść do siebie - nadrobimy, prawda Marzena? :P.

Oki, bo zanudzam - jak byśmy się nie czytali to wszystkiego dobrego w nowym roku :) Oby był lepszy niż ten, choć czy ja wiem ...


==============================
BTW: :PPP



Kategoria Góry

Rysianka (1271m n.p.m.) po raz kolejny ;]

  • DST 12.90km
  • Kalorie 2689kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 12 grudnia 2020 | dodano: 14.12.2020




Skrzynka najlepsza, a kocyk był w praniu :))). Tyle tytułem wyjaśnienia powitałki, a co do genezy tego wyjazdu, to nasuwa się tylko jedna osoba: Marzena :D. Koleżanka pochwaliła się naprawą pewnej rzeczy w aucie, a na moją sugestie że wypadałoby to przetestować w górach, odpowiedziała ino że ona nie, ale zapyta narzeczonego. Łukasz oddzwonił ... po około dwudziestu sekundach :DDD. Pozostało więc tylko odezwać się do Diobła (od którego chwilę wcześniej wróciłem) i w takim oto trzyosobowym składzie, wyruszyliśmy w okolicach godziny 8:00 rano z Piotrowic do miejscowości Złatna w Beskidzie Żywieckim 
◉‿◉.

Normalnie pewnie byśmy pojechali do Żabnicy, ale i dzień krótki, i była misja pt: Andrzej (wrócimy do tego na końcu), a i popołudniu przejeżdżała do mnie moja luba - czasu więc za dużo nie było ;).

Droga (2h) nawet dość płynnie zleciała i mogliśmy (po odwiedzeniu sklep z płazem w logo, piekarni i zaparkowaniu), ruszyć na jak się by mogło wydawać ... szybki, krótki, i prosty szlak. Szło się jednak mozolnie, ale ciągle do góry ◉‿◉. Weszliśmy pierw na Halę Lipowską, następnie na tytułową Rysiankę, i zeszliśmy (Diobeł sam chciałeś!! :P) przez Trzy Kopce do żółtego szlaku który to przez fakt że Marcin jest ciągle kontuzjowany, trochę nam wydłużył czas schodzenia :D. 

Po tym odcinku jużz bez komplikacji doszliśmy do auta, gdzie po przejechaniu około 13km, zawitaliśmy u mojego starego znajomego Andrzeja w dolinie Danielki ;). Tam (niestety bez fotek) chwila na "małego owocowego" (z pustymi rękami w gości przecież nie przyjadę xD) i po upewnieniu się że ciągle jestem tam mile widziany, mogliśmy wracać. 

Miał być to wyjazd typowo rekreacyjny, a jednak w niedzielę miałem łydki masowane - starość czy jak? XD. A co do Pani masażystki, to uzyskałem zgodę na publikację wizerunku hipotetycznej, przyszłej pani Ł. ;)

Czasem ino kota podkrada, ale to dobrze - sama też przecież jest kociarą heh :D.

Najważniejsze jednak jest to, że Magdalena lubi chodzić => Gocha z Marzeną będą mieły na wiosnę koleżankę na szlaku ←_← :-).

Wracając do naszego wyjazdu to => trasa:

I fotki:
Początkowy odcinek dawał złudne nadzieję, że będzie ładna zima na górze :/.

Tam szliśmy najpierw ᕙ(⇀‸↼‶)ᕗ

Brak badyli (pfff - gardzę i tak) otworzył widoki


Do góry!!!. Łukasz na całe szczęście nie zapomniał o słoneczniku ◉‿◉


Schronisko na Hali Lipowskiej ...


... i widoczek ^_^

Rysianka i prawie poza klasyczna

Taterniki "otwarte" <( ̄︶ ̄)>

Popas w schronisku STOP, stolików brak STOP, a Panu musiałem głowę uciąć, bo nie wyraził zgody - znaczy się nie pytałem :P.

Ekipa pandemiczno-wyjazdowa :-)

Poza klasyczna ;)

BTW:


I też klasycznie => musieliśmy se cyknąć fotkę w kamerce :p

W dół szlakiem granicznym



Jeden z dwóch "koszmarów" Diobła xD

A tu z Łukaszem, myśleliśmy że zamoczymy sobie stópki - no ale niestety ... drwale :-(. Kij im w silnik i piłę mechaniczną!!

I już przy aucie => chwilę przed nim było genialne miejsce na ognisko, ale nam się niestety śpieszyło XD.

A powrót nastąpił w takich oto warunkach. Szacun dla kierowcy za bezpieczne dowiezienie nas do domu!! 

Morfeusz? Yyyy? Obecny :D

===========
A w domu ...



... klasycznie :DDD

Dzięki Panowie i do kolejnego!! ;)

PS: a wcale że nieprawda /ᐠ。ꞈ。ᐟ

:PPPPPPPP


Kategoria Góry

Malinowo-śniegowo

  • DST 25.82km
  • Kalorie 3274kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 28 listopada 2020 | dodano: 30.11.2020



A mogłem sposobem Majki przykleić tyłek do kaloryfera! Ale po co? Nogi przecież ciągły do wykorzystania dnia wolnego, na jakąś aktywność na świeżym powietrzu ᕙ(⇀‸↼‶)ᕗ.

Gorzej że nogi to jedno, a temperatura na poziomie 1*C na dworze, to drugie. 

Co to, to jednak nie :P. Wczoraj w pracy napisał do mnie Łukasz i zapytał czy nie skoczyłbym się z nim w jakieś górki. Planowałem w sumie jazdę na rowerze na Tuliszów, ale co tam => pojechałbym sam, a tak to przynajmniej miałem choć okazję pogadać z kimś sympatycznym ←_←.

==========
Wczoraj nastąpił jeszcze spacer z Siostrą, podczas którego odezwał się Diablasty, który również wyraził chęć zobaczenia co tam w górkach słychać ;]. No nic, nie pozostało mi nic innego, jak tylko ograć w garażu Zientasa w rzutki 4-0 (:P) ...

...i udać się do domostwa coby się wyspać i zregenerować :))).

==========
Poranek, telefoniczny budzik od Łukasza i mogliśmy ruszyć w kierunku Wisły Malinki - oczywiście zaopatrując się w sklepie wiadomym :))


Tam parking ...

... i w drogę, pierw szlakiem żółtym:


(Skocznia Adasia Małysza być musiała;])


Już na samym początku, wiedziałem że te góry będą trochę inne niż zwykle. Diobeł po kontuzji raczej szedł sobie z kijkami na spokojnie, a Łukasz od razu wystartował z "grubej rury" heh. Ale powód miał, więc się nie odzywałem, i ino kursowałem jak elektron pomiędzy jednym a drugim ;).

(ławeczka na szlaku)


Później znów połączone siły i tak doszliśmy do słynnej polany na Cieńkowie:




Autor (o dziwo uśmiechnięty heh) na szlaku => jakbyście zapomnieli jak wygląda :P ...

... podziwianie yyyy mgły ...

... i Diobeł jako kibic Ruchu, czyta co pisze z ... przodu tablicy :DDD
 
Po niej (polance) ciągle Łukasza nosiło, więc wystartował przodem, ja jeszcze chwilę szedłem z Marcinem i nastąpił przedostatni podział. Diobeł został na miejscu do odpoczynku i robił swoją trasę, ja natomiast zacząłem gonić Łukasza co ... do prostych zadań nie należało :D.







Udało się to dopiero gdzieś w okolicy Zielonego Kopieca (1152m n.p.m.) ...



... (BTW: wariat :P) ...

... i razem doszliśmy do głównego celu dzisiejszego wyjazdu: czyli do Malinowskiej Skały (1152m n.p.m.).



U nas to już bardziej pod zachód podchodziło :DDDD

Tam nastąpił czas na bułkę z kurczakiem i (w moim przypadku) piwko. Dobre takie, zimne, gorzej że ... no postój mieliśmy akurat obok grupy ... Anonimowych Alkoholików, którzy to, świętowali chyba rok trzeźwości jakiegoś Andrzeja xD. Cóż (że ze Szwecji), któż mógł wiedzieć że tak wyjdzie :D.

Po regeneracji, laga w dół ...


... w kierunku salmopolskiej.

I cóż, myślę że jedyną osobą która mogłaby dogonić mojego kompana, to Justyna Kowalczyk w olimpijskiej formie heh. Puściłem więc Łukasza (raczej potrzebował takiego sam na sam z górami) szlakiem planowanym, a ja na spokojnie, zszedłem sobie asfaltem <( ̄︶ ̄)>.


Ostatnie zdjęcie przed rozładowaniem telefonu ;]


Odcinek ten dłużył się masakryczne, a do tego na szlaku, przez rękawiczki straciłem jedno piwo, którego mi na tym odcinku dość mocno brakowało. Znaczy wodą też bym nie pogardził, no ale nie miałem i tego i tego xD. Trudno, pierwszy sklep miał być mój. I był (Żabka) ale portfel zostawiłem w samochodzie - brawo (wysuszony) ja :P.

Doczłapałem się jednak jakoś do auta, Diobeł poratował zaoszczędzonym chmielem, Łukasz też się po chwili zjawił i mogliśmy wracać. Synchronizacja wyszła bardzo dobrze ;).

Chwila w ogrzanym samochodzie i dobranoc (:P) - budzę się (zostaje obudzony) tuż przed Piotrowicami heh. Szkód zero - sorki Łukasz za stresy, Diobeł opowiadał :D.

Później jeszcze Biedra, wanna, film i cóż? Tego mi (snu) ...

... było trzeba :-P.

Podziękował i do następnego :). 
=====================
Trasa bez końcówki - pętla oczywiście została dopięta ;]

===========
W niedzielę leczenie zakwasów i meczycho ;]
Na farcie wygrane ;)))). Nazwisko strzelca bramki dla Motoru klasycznie przemilczę ;)) :D. Poza tym => leżałem, spałem i jadłem xD.

Miłego tygodnia wszystkim ;)


Dałem jednak radę ᕙ(⇀‸↼‶)ᕗ


Kategoria Góry

KOT-arz (różnie podają :P m.n.p.m.)

  • DST 20.28km
  • Kalorie 2850kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 7 listopada 2020 | dodano: 10.11.2020



Tak, grzać zacząć trzeba było :D. Kotek docenia :DDD
/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

A co do wpisu, to po ostatnim rowerze zaczął się "zalatany" weekend. W piątek nastąpił jeszcze spacer z Siostrą, w sobotę pierw górki (zaraz opiszemy), później na chwilę na klachy (i pieczonki) do Zientasa, następnie spotkanie z Magda. W niedzielę ponownie pierw Magda, a popołudniu obiad (z Marzeną, Łukaszem i Diobłem) w formie ogniska ...

... który to ... załatwił mi (nie wnikajcie) trochę bebechy w poniedziałek => trudno, było minęło ;].

===============
Co do samego tripu, to na pomysł wpadliśmy podczas czwartkowych zakupów w Decathlonie - komin produkcji polskiej, jednak dość średnio ogarnął temat i ... się rozciągnął xD. Kupiłem więc dwa nowe, a Łukasz zainwestował m.in. w buty w góry które to, oczywiście trzeba było przetestować ;] :p. Wyjazd tym razem nastąpił chwilę przed godziną 8:00 rano, i na spokojnie dojechaliśmy sobie Leonem (zahaczając o sklep z płazem w logo) do Brennej, gdzie to zaczynał (i kończył) się nasz dzisiejszy szlak. Mega fajnie wyszło że postanowiliśmy jednak nie jechać na Salmopolską, bo "na górze" mogłoby być mega ciężko z miejscem na parkingu.

Nam się udało bez najmniejszych problemów zaparkować i mogliśmy ruszyć asfaltem w kierunku lasu ^_^.

Pierwszy odcinek to trzy zaskoczenia - wszystkie trzy "plusowe" ◉‿◉ => było ciepło (kalesony były jednak zbędne), ludzi malutko, i nawet coś czego się mega nie spodziewałem - było widokowo ;]. Widoki najfajniejsze były oczywiście na Hali Jaworowej, gdzie po niecałych dwóch godzinach marszu, zrobiliśmy sobie postój na śniadanie ;].

Po przerwie i chwilowym podejściu meldujemy się na szczycie, cykamy jakieś fotki, i skoro się dobrze szło to postanowiliśmy jeszcze tą przełęcz odwiedzić, domykając nasze ślady na myGPSWorkouts. Całkiem fajny (choć trochę tłoczny) to był odcinek, a na dublowanym powrocie ... niespodzianka. Nie wiem czy Łukasz zwrócił uwagę na tego faceta, ale mi się zdaje że to był on => o tu link :P, a przynajmniej tak samo się przywitał :D. Odpowiedź jaką uzyskał, taką uzyskał i z uśmiechem na twarzy każdy poszedł swoją stronę (◠‿・).

 Pozostała część wycieczki to już spokojny spacerek, jakieś klachy, planowania, i podziwianie kolejnych widoczków ;].

Wróciliśmy do Brennej, tam jakiś malutki popas i nazot do Katowic. Mega się starałem, Łukasz się trochę pieklił, ale przegrałem - wyjątkowo (:D) Morfeusz okazał się być tym razem (:D) zwycięski :D. Sorki jeszcze raz, dzięki za towarzystwo i ... wyrozumiałość :DDD. Nawet się nie spodziewałem że tak fajnie będzie :)

Trasa:





Fotki:
Parking i od razu taka informacja xD

Morsowania nie było - za ciepło jak na stópki  :P

Początkowy odcinek


Hala Jaworowa


Klasycznie też było :P

Chwila do góry ...

... i szczyt ;]

Widoczek na Skrzyczne (i Małe Skrzyczne) spod szczytu :)

Lasem ...

... i jesteśmy => autuf jak mrufkuf :D
BTW: A kolega ma dwa razy dłuższego ... cienia :P

Chwilka dublowania ...

... i w dół

Ciągle (o dziwo!!) widokowo



Ostatnia niespodzianka na dziś, czyli wieża widokowa w okolicach Starego Gronia ;]

Końcówka:



W okolicach parkingu jeszcze popas z oscypkiem i do auta :)


=======================
Klasycznie jeszcze raz podziękował, i skoro dopiero to dziś publikuje, to spokojnego świętowania życzę :)



Kategoria Góry

Kaleki na Kozie(j) :P

  • DST 7.58km
  • Kalorie 1449kcal
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 18 października 2020 | dodano: 19.10.2020



Na początek informacja dla jesiennej pogody - pie*d*l się!!

DZIĘKUJĘ ^_^.

Co do genezy, to tym razem szału nie będzie. Dreptając sobie w sobotę przed południem po Sosnowcu, zadzwonił do mnie Diobeł z prośbą o załatwienie (na jutro) samochodu i podwózkę do Bielska-Białej, w celu odbioru przyrządu do ćwiczeń rehabilitacyjnych.

EDIT => sprzęt działa i już się zwraca ^_^


Są tacy ludzie, którym się po prostu nie odmawia, więc jeszcze tego samego dnia wykonałem szybki telefon do Ojca i następnego dnia meldujemy się około 14:00 w Bielsku. A skoro już tam byliśmy, to zew natury ←_← zwyciężył. Jeden Marcin ciągle odczuwa stopę, a drugi majowy lot z wózka widłowego, no ale z Kozią Górą nie powinno być kłopotu! 

Tempo jak widać (po mapce poniżej) leniwe => w sumie tak jak Majka z powitałki (:D), ale nie o to chodziło. Po Leskowcu (tak kolego, sprawdziłem - to nie było w tym roku :P) musiałem kompanowi w tym roku jakieś góry pokazać :D. Brzmiało jak (co się okazało trochę po ponad kilometrze) wyzwanie heh.

Bez spiny, spokojnie, weszliśmy na górę, wywiało nas porządnie i mogliśmy wracać do auta. Ludzi trochę było (pewno grzyby), rowerzystów cała masa, ino forma kajś uciekła. Tak jak było powiedziane - starzy się robimy ಠ_ಠ :P.

A stopa działa na tyle, że chyba od jutra (przez trzy dni) inwentaryzuje DK-79 (Bagienna) - i na co ja się przyznawałem?
¯\_(ツ)_/¯.

Plusy oczywiście również jakieś są => mniejszy kontakt z ludźmi (Magda oczywiście tego nie czyta, albo nie bierze do Siebie :p), bo jak wiadomo:

xDDDD.

Trasa:


Fotki:
Niecodzienny widok :DDDD

Idziemy ...

... a niektórzy nawet wjeżdżają - wariaty ;]


Ekipa wyjazdowa, tocząca się xD

I w końcu jakieś widoczki :)

Schron (bombelkowo, kolejkowo i drogaśnie - postój olany) ...

... i szczytek :P


BTW: XDDDDDD

Schodzimy


Norka zalało ...

... a my jeszcze chwila do auta i na chatę ;]

Droga powrotna bez żadnych przygód, ale zdecydowanie (no pacz/cię) wolę zająć miejsce pasażera! Czemu? ¯\_ʘ‿ʘ_/¯ ... tego zapewne nikt nie wie :DDD.

=============================
Mi się podobało, ale no cóż? Niektórzy tak mają :P



Kategoria Góry

Wisła, Kamienna 19

  • DST 15.03km
  • Kalorie 2820kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 19 września 2020 | dodano: 22.09.2020



Tym razem powitałka z dedykacją dla Morsa, bo dawno mojej Sis nie było na niej heh. Oczywiście przy okazji, pochwalę się kolejną zakończoną inwestycją na Piotro :P.

Nic by jednak z wymiany mebelków nie było, gdyby nie moja niezawodna ekipa!! Łukasz przewiózł paczki (Marzena była w gotowości, jakby gabarytowo to do Leona nie weszło), Diobeł pomógł (oczywiście z przygodami) poskręcać, Zientas ogarnął OBI i przy pomocy listwy zamocował w jakieś 20 minut górne półki, Gocha ustawiła (na końcówce) zawiasy, pobawiła się żelazkiem (ale to już w poniedziałek) i poschylała się ... do szafki :D. Szczególne jednak podziękowania dla Marcina, bo trzy dni u mnie siedział, spał, "i walczył", bo jednak kontuzja na za wiele mu nie pozwalała :/. A, no i Majka pozdrawia Marshalla i dziękuję za zjedzenie Whiskasa z miseczki :DDDD :p.

Całość miała trwać max dwa dni, a skończyliśmy w piątek wieczorem, przewożąc jeszcze stare meble (ponownie dzięki => Łukasz) do moich rodziców na balkon. Nie marnujemy drewna :P.

Wieczorem było już ino piwo (nawet Gocha jak widać skusiła się na Żubra :D), pizza i jakieś śmiechy, i mogłem zacząć sprzątać, bo maras był jakich mało xD. 

========
Skończyłem (taaa, raczej ogarnąłem) coś po 01:00 w nocy, i obudził mnie telefon od Zientasa coś po 7:00 rano, bo przecież byliśmy umówieni na górki. Pierwotnie mieliśmy jechać w Tatry, ale kolega zmienił zdanie ... ku mojej w sumie zdecydowanej ucieszę heh. Dość już miałem takiego urlopu, i chciałem po prostu odpocząć w miłym towarzystwie ^_^.

Co do celu, to były sugestie o Beskid Żywiecki, ale porozmawiałem z koleżanką ze studiów, która to siedziała w Wiśle, w jakimś barze z ponoć kapitalnym widokiem => sprawdzić to więc trzeba było
<( ̄︶ ̄)>.

Dobra => ustawka, pociąg, w Bielsku-Białej przesiadka na autobus i lądujemy (:D) w mieście Adama Małysza :]. Tam oczywiście pierw nawodnienie (na ławeczce w okolicach póki co nie czynnego dworca kolejowego), a później już na szlak, który to, po chwili się skończył i ... zaczęliśmy się gubić heh xD.

W dużej mierze dzięki miłej Pani z balkonu, udało się nam jednak dotrzeć do Kwiatka i rozpocząć konsumpcję przepysznego piwka z lokalnego browaru, z potwierdzam: cudnym widokiem ^_^.

Towarzysko w deche, ale trzeba było schodzić na dół. Jak było wiadome, schodziliśmy tak (wiem Gocha, wiem - Brenna nie pykła :P), że jeden autobus (komunikacji zastępczej) nam uciekł, a do drugiego było jeszcze bardzo dużo czasu.

Jakieś jedzenie, piwo, niespodzianka (nie z Poznania) i ... no pani (z małej) konduktor nas nie wpuściła do transportu xD. Im bardziej Zientas negocjował, tym bardziej malutka pani była zawzięta xDDD.

Na całe szczęście planowo, przekazałem klucze do kota Łukaszowi, a Bartek załatwił hotel (ze śniadaniem) w bardzo mega przystępnej cenie. Pozostało więc tylko do niego dotrzeć, i na spokojnie, komfortowo się wyspać =_=.

=======
Rano (po jajczownicy z kiełbaską i warzywami) dubel wczorajszych trzech kilometrów, dłuższe pogadanki (m.in. z Babuszką na wideo ^_^) na torach, odwiedziny naszej słynnej ławeczki, i tym razem już bezproblemowy powrót do Katowic. 

No tego mi było trzeba, po tym wszystkim!!

Trasa ogólna:


Fotki:
Meldujemy się ...


... i myk na celu ᕙ( • ‿ • )ᕗ

Towarzysko heh


Duże szolki tam mają :P

Wracamy


Nazot u Adasia gdzie ...

... napisało klimatyczne czekanie na mojego kompana
^_^

Wisła nocą wieczorem - fajnie, ino czemu ostatni normalny transport odjeżdża stamtąd o 20:02, a następny o 04:40?


Nasz nocleg, następnego dnia, przed południem ;)

Do miasta ...

... i do domu ^_^



==========
Koniec wolnego - wróciłem :P


Ino proszę nie stary, ktoś mi napisał że taki nie jestem, więc wiecie :-P

========
BTW: napisałbym że odpocząłem na urlopie, ale tego nie zrobię (xD), do tego, jak ino wróciłem do biura, to dowiedziałem się że mamy kontrolę pfff. Chyba już trzeci raz w ciągu ostatnich pięciu lat mnie to spotyka ... na "dzień dobry" xD. Zdążyłem tylko wczoraj zobaczyć żeby byliście płodni ... i mega obiecuję, że jak trochę przycichnie młynek, to nadrobię wasze wpisy heh ◉‿◉. Szczególnie ten od Filipa z Karkonoskiej :-D. 

Pozdro (◍•ᴗ•◍)❤

BTW2 => bo bym zapomniał - w środku (przed mapką) tego wpisu dokleiłem filmik od Łukasza z Mazur. Polecam ^_^


Kategoria Góry

Staw (1227m n.p.m.) dawno planowany ...

  • DST 23.54km
  • Kalorie 3394kcal
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 13 września 2020 | dodano: 15.09.2020

... a jakoś nigdy nie było okazji, by go odwiedzić.



Spanie w Kościelisku ma jeden zasadniczy plus, a jest nim fakt, że rano nie trzeba ruszać auta z parkingu, ino od razu przejść ...

... do rzeczy smacznych heh :D.

(BTW:)


Oki (:D), bez przesady, tak źle oczywiście nie było, ale pierwszy odcinek czyli Droga pod Reglami ...

(o taka)


... spokojnie pozwalał, na starcie nawodnić się jednym piwkiem :P ←_←.

======
A tu już szlak właściwy i nasz dzisiejszy cel :]

Ludzi było (po raz kolejny) co niemiara, ale miejsce na klimatyczne piwko oczywiście znaleźć się udało :P

Na Dolinę Kościeliską szkoda transferu (wuchta już zeszła w tym miesiącu), więc tu już na szlaku do ...

... jak się okazało, pierwszego z celów :]

O takiego ;)


Po kolejnym pitt stopie, wracamy => schronisko Ornak i kolejny mały postój na jedzenie, coby ktoś mi nie pisał, że mało jem na wakacjach :D.


=======
Jednak jedno małe zdjęcie dolinki wypadałoby dodać bo ...

... skoro jeszcze sił zostało, to postanowiliśmy odwiedzić drugi punkt, który zawsze mi zalegał, a nigdy nie był po drodze ^_^.

Mozolnie ku górze ...

... polanka z Giewontem w tle ...

... i szczyt o wysokości trochę ponad daty bitwy pod Grunwaldem :D.

Przepraszam, no ale dupy to on nie urywał, ale choć była cisza i spokój *\0/*


Po nawodnieniu wystarczyło więc ino zejść ...

... (albo dopłynąć :D) ...

... do noclegu, i mega wielkich kalorii :D


Trochę inna forma tego wpisu była co zwykle, więc na koniec, dołożę tylko trasę ᕙ( • ‿ • )ᕗ ...


... i kończę ;p.
Co do marudzenia, to opaska mi się rozładowała, i straciłem jakieś 15km, do butnego dystansu miesięcznego. Phiii :P.

========
Rano (w poniedziałek) pakowanie, i poprzez postój na jedzenie w miejscu wiadomym ...

... chwilę po 14:30, zameldowałem się u kitku na kwadracie.

Wiecie co? Nie będzie śmiecha. Będzie to, co mam teraz w domu (◍•ᴗ•◍)❤

:DDD

BTW: Dzięki Janiol za wyjazd!! ^_^

======
Teraz czas na meble do kuchni ... Jupi ... Pffff. Polak na urlopie oczywiście musi coś zmieniać - o waszych wpisach oczywiście pamiętam, ale póki co, nawet nie mam kiedy ściągnąć zdjęć z Mazur i Tatr od towarzyszy kompanów XDDD.


Kategoria Góry

Kościelec 2155m. n.p.m. =_=

  • DST 21.63km
  • Kalorie 3579kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 12 września 2020 | dodano: 15.09.2020



Zgodnie z pierwotnym planem, dwa dni (między Mazurami a Tatrami) miałem se odpocząć na urlopie => dokładnie tak samo, jak kitku z powitałki :].

Stety/niestety (choć bardziej stety) pojawiła się opcja kupienia nowiutkiej zmywarki, w mega okazyjnej cenie. Ktoś po prostu kupił nie do zabudowy, a wolnostojącą. Żal było więc nie skorzystać, bo przecież taki zakup i tak planowałem, coby pozbyć się jednej, starej szafki z kuchni ^_^.

(Piec zostawiam póki co w spokoju :P)


Oczywiście coś około miliona rzeczy nie było dopasowanych do mojego mega układu kuchni, ale to się wytnie xD. Jak po sprzęt pojechaliśmy o 12:00, tak skończyliśmy (z Zientasem) ... o 1:00 w nocy xD. No ale działa, zmywa, i buczy ᕙ(⇀‸↼‶)ᕗ. 

========
W piątek delikatne sprzątanie, później wizyta w Sosnowcu na spotkanie z nowo poznaną koleżanką (dzięki Magda za wyrozumiałość - jak oczywiście to przeczytasz :D), posprzątałem do końca na chacie, spakowałem się i ... ponownie o 1:00 w nocy padłem spać xD.

Na całe szczęście poinformowałem Janiola, jak się sprawy mają, i postanowiłem po prostu nie zamykać drzwi wejściowych na klucz.

Dobry to był ruch Dobre to było posunięcie (:D), bo jednak dwie godziny snu to było zdecydowanie za mało, więc zamiast wstać o 3:00, to obudź mnie Michał, wyrozumiale stojąc nad moim łóżkiem :D. Na szybko ogarnąłem więc Majkę i do auta.

Droga? Było wiadome że w większości ją prześpię. Tak się też stało, ale Janiol trasę koncertowo (a przynajmniej bezwypadkowo :D) przejechał, no i mogliśmy grubo przed 8:00 rano ruszać na szlak. 

Pierw dojście do Kuźnic (1010m n.p.m.), zakup bileciku za 6zeta i na początek, nudny, mega często chodzony przeze mnie szlak, na Przełęcz między Kopami (1499m n.p.m.). Później już idąc w mega tłumie, olaliśmy schronisko Murowaniec, i postój zrobiliśmy dopiero nad Czarnym Stawem Gąsienicowym (1624m n.p.m.).

Pojedliśmy i mogliśmy przez Przełęcz Karb (1853m n.p.m.) wejść na nasz dzisiejszy cel :). Tam chwila na relaks + nawodnienie (alkoholowe i bez :p) i powrót. Szkoda że moje miejsce ulubione nad przepaścią było zajęte pfff :DDD.

Pierw swoimi śladami na Przełęcz, a następnie niebieskim szlakiem na Zielony Staw Gąsienicowy (1672m n.p.m.), czarnym na Dwoiśniaka (1608m n.p.m) i ... zacząłem gonić kompana xD. Michał się tak rozpędził, że zobaczyłem go dopiero w aucie :D. Na całe szczęście podobno czekał tylko jakieś 3 minuty <( ̄︶ ̄)> heh.

Szliśmy tak samo: czyli po swoich śladach na Przełęcz między Kopami, a następnie szlakiem niebieskim do Kuźnic, i wzdłuż ścieżki rowerowej na parking w okolicach skoczni :].

Trasa:


Fotki:

Zaparkowani - nawet za bardzo kłopotów nie było, i do tego za darmo. Mega dziwne jak na Zakopane xD

Początek szlaku i pustki!!

Ok, taki żarcik heh xD


Szlak właściwy - stawek z każdym krokiem coraz mniejszy :]

Nasz cel na wprost!


Widok na górki ...

... i na Pana co mu coś papierosami śmierdziało hmmm? :p


W dole jak wiadomo przełęcz Karb :]

Końcówka wejścia ...

... i szczyt ᕙ(⇀‸↼‶)ᕗ




Schodzimy (co było oczywiste) tą samą trasą do przełęczy.

Problem? Oczywiście korki!!


Chyba nigdy nie zrozumiem ludzi, co w Wysokie Tatry idą z dziećmi. Płacz, przerażenie, ale zoo albo spacer po lesie jest przecież przereklamowany pfff.

Mniejsza o to. Resztę naszego zejścia ... zaprezentuje eMdzeJ :D

Już na spokojnie


(BTW:)


xDDD

I rura w kierunku Zakopca. Ten z górnego zdjęcia troszkę przesadził z alko, i był noszony :D. Jego kobieta ... była średnio zadowolona :D



Na kwaterze, delikatny alkohol i do spania :-). Dzięki za wspólny szlak i kierowanie, a Łukaszowi za opiekę nad ... /ᐠ。ꞈ。ᐟ\   :)))))

============
No tak :D



Kategoria Góry

Czantoria (995m n.p.m.) z(?) Wielkopolską xD

  • DST 12.77km
  • Kalorie 1671kcal
  • Aktywność Wędrówka
Piątek, 7 sierpnia 2020 | dodano: 11.08.2020


Sorki za obsuwę w BeeSach, ale popsuł się "mój" program do pomniejszania fotek, a ten z telefonu tak pomniejszał, że ... aż wstyd było to (jakościowo) publikować. Opisy już jednak miałem, więc treści zmieniał nie będę :P



Wpis na szybko, bo tak jak pisałem wczoraj, weekend jest dość obfity :P.

Dziś (po pracy) nie mogłem sobie odmówić szybkiego wejścia na (nudną do bólu) Czantorię, gdyż na Górny Śląsk przyjechali ... Wielkopolanie ;). Ekipa w składzie: Gajus (reprezentujący Bolechowo-Osiedle), Mrówa (Poznań Rynek) i Tomek (Dopiewo) nawiedziła moją okolice i przyjechała (przez Piotro :P) na trzy dni do Siostry Przemka (Doroty?) która to, wyemigrowała z Poznania do Bielska-Białej. 

Zdania o tej kobiecie nie mam :DD. Z jednej strony mega uprzejma (i gościnna!!) laska, a z drugiej strony nie wiem czemu się tak doczepiała ... mojego pedalstwa xD. Jeszcze o 22:00 dzwoniła żeby mi powiedzieć że bankowo jestem inny, bo ... no mieszkam sam z kotem :D. To widocznie wystarczyło coby stwierdzić jakie mam preferencje w łóżku :D. Tłumaczyć mi się już nie chciało - nie nocowałem tam, więc niech i tak zostanie :D. Jak już założę tę partie polityczną to jej dowalę z jakiegoś podatku, najlepiej na wódę, bo trzeźwa to ona bankowo nie była :D.

Co do samego szlaku, to szykowałem się na sympatyczne trzy godzinki w miłym towarzystwie, ale niestety, ekipa wybrała wyciąg (xD), a zagubiony (i znaleziony) w Katowicach-Brynowie, Mrówa wybrał ... zostać z Siostrą w BB :D.

Wlazłem sobie od dłuższej strony, bo Tomek (z Dopiewa) miał w planach zejść ze mną. Oczywiście do tego nie doszło, bo chłopaki wybrali inną (bardziej procentową) atrakcję na szczycie heh. Zlazłem więc (a raczej potruchtałem po stoku) samotnie do Ustronia, wypiłem dwa piwka i poszedłem na przystanek autobusowo-pociągowy (tory naprawiają i wprowadzili komunikację zastępczą), a tam .. chłopaki też czekają na transport xD. Chwila rozmowy, godzinka jazdy i w Bielsku Białej każdy w swoją stronę => ja na przesiadkę na dworzec, a Tomki dwa do TAXI i na nocleg. 

Spotkać się było oczywiście mega miło, ale następnym razem będę proponował jakiś szlak bez wyciągu - to ich pewnie zmobilizuje :)

Trasa => https://www.relive.cc/view/vMq5GdwoQQO


Butnie całodniowo ;]


Fotki:
Ekipa z auta - na szlak w sumie tak jak pisałem, poszedł ino ten, co robił zdjęcie :D
Reszta (jak widać) była trochę niewyraźna :DDDDD

Szlakiem



Jakość taka se, ale weny nie miałem do jakiegoś przykładania się do fotek

A tu już u góry jedno z moich najmniej lubianych (obwieszonych zakazami) schronisk w Beskidach.
Czeski schron zbudowany przez Niemców, do tego z dość średnim (
tu można poczytać opis) jedzeniem i brakiem możliwości spożycia swojego prowiantu. 

Zdecydowanie wolę polską Kolibę ;]

Jedyny plus, to fakt, że byłem tam ino ja, właściciele i ... kuń :)

BTW:

:DDDDD

Dalej już choć trochę widokowo ...

... i szczyt ;]


Niebieskim wchodziłem, czerwonym będę schodził ;]

Górna stacja kolejki ...

... i dziękuje serdecznie ;]


=====================
Potwierdzam heh


xDDDDDDDDD


Kategoria Góry