Wpisy archiwalne w kategorii
Góry
Dystans całkowity: | 4706.01 km (w terenie 234.97 km; 4.99%) |
Czas w ruchu: | 09:04 |
Średnia prędkość: | 19.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.50 km/h |
Suma kalorii: | 484649 kcal |
Liczba aktywności: | 243 |
Średnio na aktywność: | 19.37 km i 2h 16m |
Więcej statystyk |
Zdjęta klątwa !!
-
DST
35.25km
-
Aktywność Wędrówka

Dane techniczne :P
Ekipa: Olga, Ewelina, Zientas, Filip, Dawid, Janiol, Mła i pies do kompletu :)
Trasa: Milówka (446 m) - Schronisko PTTK Hala Boracza - Schronisko PTTK Hala Lipowska - Schronisko PTTK Hala Rysianka - Romanka (1366 m) - Słowianka - Żabnica Skałka - Żabnica - Węgierska Górka (420 m)
Mapka z Endo, Janiol na bank podrzuci mi w 3D ale to później podkleję najwyżej :)

Tekst wyjazdu wg. mnie?
- Cellulitis co to kurna cellulitis?!
- jak by nie te durne reklamy to bym ciągle myślał że to jakiś grecki bóg czy coś
- :D
Dobry to był trip :)) pogoda super do chodzenia a jak zawszę to o nią był największy strach. I jak zawszę się myśli tylko o tym żeby nie padało to tym razem o za wysoką temperaturę były obawy. Trasa była długa i gorąc by ino odbierał siły. No ale było idealnie :) Szlak był zakładany na ok 31km, niestety skrócić się go nie dało gdyż busiki w Boże Ciało niet kursują, i trzeba było zrobić misję PKP - SZLAK - PKP :)
Poranek (budzik był zbędny gdyż był czwartek :D i i tak się obudziłem jak do pracy :D) przywitał mnie słoneczkiem, śniadanko i na PKP Brynów na spotkanie z Janiolem. Pociąg do Piotrowic gdzie "dochodzą" Zientary i Młody z Aryą. O 7.11 wsiadamy do pociągu do Zwardonia który okupują już Olga i Gizmo. Gocha macha nam chusteczką na do widzenia i odjazd w stronę Milówki.
Milówka hmm nic ciekawego napisać nie można, wielki pochwały za czynny sklep bo już były obawy że głodni i spragnieni będziemy :D Podczas podejścia na Boraczą debiutantkę Olgę zaczął ogarniać kryzys i był plan żeby zawróciła, chwała dla niej że go pokonała :). I tak idziemy i idziemy, jakieś postoję, tempo różne, grupa dzieli się na grupki i potem znowu scala, normalny aktywny relaksing :D Około godziny 15.00 docieramy na szczyt ... przeklęty szczyt :D Za czwartym podejściem w końcu się udało :) Dwa razy przegrali ze śniegiem i raz z busiem a tym razem już wszystko zagrało :) Na Romance, rozmowy, śmiechy i napój .... zacny o pojemności 0,85l :D W dół jak zawsze frytki, biedny pies musiał zaś gonić i wracać za ekipą. Ze Słowianki zrobiliśmy malutki błąd i zeszliśmy do Skałki zamiast w okolice Ficonki. Szlak jak szlak różnica ino że asfalt którego na końcowym odcinku ... Arye dopada kryzys :D No ale jakoś się udaje doczłapać do WG, popas i do pociągu do Kato. Pierwsza część podroży mija szybko na śmiechach itp druga jeszcze szybciej ... może to przez to że usnąłem :D
Super wyjazd, wszyscy wytrzymali, zdrowi (moje kolanko i kostka obite ale całe i zdrowe,) zacnie :) Kiedyś myślałem że oleję ten teren gór no ale różnorodność szlaków super i asfalt bleee i szerokie szutrowe i leśne single :) Wrócę tam wkrótce na bank :)
Ale dziś mam dość :) grill na Pogorii gdzie obrócenie mięsa na drugą stronę będzie jedną z moich nielicznych wykonanych czynności fizycznych :D
Podsumowanie:
Klatka była - Klątwy ni ma :)
Milówka - koniec asfaltu i w końcu prawdziwe góry :)

Pitt Stop

Jagód będzie wuchta w tym roku


Moje ulubione schronisko w Beskidach tym razem zostało słusznie ominięte

Szczyt => zgodnie z oczekiwaniami nie widokowy :)

Komplet ludziuf :)

Romanka

Laska jak to laska FOOOOOCH koniec już nie idę i już :D Dawid se skorzystał przy okazji :D

nagroda na koniec w Węgierskiej ;]

śmiecha?:D

Kategoria Góry
Barania Góra 1220 m n.p.m
-
DST
26.70km
-
Aktywność Wędrówka
Niedziela, 3 maja 2015 | dodano: 04.05.2015
Witam, co by tu napisać żeby nie skłamać? Już nigdy nie użyje zwrotu "zgodnie z planem" xD Zaczęło się obiecująco gdyż meteroolorzki zapowiadali deszcz przez większość majówki a tu nawet względnie było :) Na tyle że wyjazd pierwotnie piątkowy przesunął się z tzw. "dalekiej przyszłości" na niedziele. Zbiórka o 7,35 na PKP Brynów, pociąg do Zwardonia i zaczynamy zbierać po kolei ekipę z: Piotrowic, Tychów i Pszczyny. No i już w Tychach klapa, Gocha łapie zająca zmieniając skład pociągu i w niewinnie wyglądającej przewrotce (wywrotce?) uszkadza kolano ;/ Pech ogromny bo to nawet groźnie nie wyglądało a konsekwencje bardzo średnie się wydawały :/ Siostra jeszcze ambitnie kombinowała czy da radę czy nie ale zdrowy rozsądek wygrywa i opuszcza nas w Bielsku Białej. Zapewniając mnie jednocześnie że da radę sama w BB i drodze powrotnej ... lub/i nie chciała się dzielić obiadem u kolegi Karpika hmmm no nieważne wnikał nie będę :P Śmiać się możemy L4 uniknąć się nie dało oczywiście ale przynajmniej jest lżejsza o gipsowego buta który na szczęście nie był konieczny. Zdrowiej tam!! :) My natomiast docieramy do Węgierskiej Górki, misja sklep i czekamy na busik który ma nas zawieźć do Żabnicy pod szlak do przeklętej tej zimy Romanki. No i przegrywam ze szczytem po raz trzeci gdyż busik .... nie przyjeżdża. Ekipa zwarta i gotowa, bilety na powrót kupione, czasu trochę uciekło no jp! Opcja Romanka dalej była aktywna ale ok 13-kilometrowy odcinek asfaltem (ulicą) lub 2x robić ten sam szlak mi się nie uśmiechało więc jedyny wg mnie rozsądny szlak wiódł z Węgierskiej do Węgierskiej przez Baranią a zresztą Janiola mapki wsio mówią :)

lubię te mapki 3D :))

Pogoda dobra, piesek kompanie w Sole zalicza i leniwie w słonku idziemy sobie szlakiem, gaworząc przy okazji ... możliwie że przy złocistym trunku ;] Kto szedł tym odcinkiem (pierwszy etap szliśmy w stronę Kamesznicy) wie że jest fajny do czasu hmm końca lasu?
Potem już tereny coraz bardziej otwarte, no niestety kiedy przemysł rozkwitał silne drzewa wycinano a na ich miejsce sadzono młode, słabsze, nieodporne na szkodniki i choroby i teraz tak wygląda jak wygląda. No do tego wichury też swoje popsuły. Dobrze przynajmniej że coś się zaczyna dziać i możę za parenaście lat znowu tu będzie zielono?
Na szczycie ok 40 minut na obiad i czerwonym w dół.
Na starcie pogoda marzenie :)

bałem się trochę o widoki ale były i cieszyły oko :)

Feło na świeżym lufcie :D z piesełem który był grzeczny i może coś z niej w górach jeszcze będzie :)

...

szlak się popsuł na chwile, mój bolący jeszcze mały palec tego nie lubił ...

Frytki :)

ostatni chyba śnieg w tym roku

Szczyt => zaczęło pizgać więc gibko niżej uciekamy

i niżej

ale grupówka jeszcze po drodze, dobrze że Michał zauważył że nie ma
Piotrek, mła, Daga, Młody, Łukasz, Janiol

widok na Skrzyczne ... wróć na kamienie, Skrzyczne w tle ;)

widok na jagodziny ... jezioro żywieckie w tle

Przez te "frytki" na szlaku Arya chyba ze 35km zrobiła pilnując nas ;)) Super że wszyscy dali radę, choć ostatnie kilometry już na rzęsach trochę. Co jak co chyba nie było osoby króra była zła widząc most w Węgierskiej :D ... a że czasu było dość to pizzą (i frytkami Piotrka) kończymy wyjazd. Ostatni pociąg złapany :) Pies poszedł w kime, z ekipy nikt już z nikim nie gadał - każdy miał dość. Ja już też mam dość tego beesa więc dzięki i ołwer ent ałt :P
PS: Gocha smutna, śmiecha nie będzie ... "żałoba" ;/

lubię te mapki 3D :))

Pogoda dobra, piesek kompanie w Sole zalicza i leniwie w słonku idziemy sobie szlakiem, gaworząc przy okazji ... możliwie że przy złocistym trunku ;] Kto szedł tym odcinkiem (pierwszy etap szliśmy w stronę Kamesznicy) wie że jest fajny do czasu hmm końca lasu?
Potem już tereny coraz bardziej otwarte, no niestety kiedy przemysł rozkwitał silne drzewa wycinano a na ich miejsce sadzono młode, słabsze, nieodporne na szkodniki i choroby i teraz tak wygląda jak wygląda. No do tego wichury też swoje popsuły. Dobrze przynajmniej że coś się zaczyna dziać i możę za parenaście lat znowu tu będzie zielono?
Na szczycie ok 40 minut na obiad i czerwonym w dół.
Na starcie pogoda marzenie :)

bałem się trochę o widoki ale były i cieszyły oko :)

Feło na świeżym lufcie :D z piesełem który był grzeczny i może coś z niej w górach jeszcze będzie :)

...

szlak się popsuł na chwile, mój bolący jeszcze mały palec tego nie lubił ...

Frytki :)

ostatni chyba śnieg w tym roku

Szczyt => zaczęło pizgać więc gibko niżej uciekamy

i niżej

ale grupówka jeszcze po drodze, dobrze że Michał zauważył że nie ma
Piotrek, mła, Daga, Młody, Łukasz, Janiol

widok na Skrzyczne ... wróć na kamienie, Skrzyczne w tle ;)

widok na jagodziny ... jezioro żywieckie w tle

Przez te "frytki" na szlaku Arya chyba ze 35km zrobiła pilnując nas ;)) Super że wszyscy dali radę, choć ostatnie kilometry już na rzęsach trochę. Co jak co chyba nie było osoby króra była zła widząc most w Węgierskiej :D ... a że czasu było dość to pizzą (i frytkami Piotrka) kończymy wyjazd. Ostatni pociąg złapany :) Pies poszedł w kime, z ekipy nikt już z nikim nie gadał - każdy miał dość. Ja już też mam dość tego beesa więc dzięki i ołwer ent ałt :P
PS: Gocha smutna, śmiecha nie będzie ... "żałoba" ;/
Kategoria Góry
Miętowa Limanowa 3x KGP
-
DST
59.20km
-
Aktywność Wędrówka
Niedziela, 1 marca 2015 | dodano: 02.03.2015
Witam!!
Sto lat Gocha jeszcze raz bo być może poczytasz wpisa :)
Be-eS spóźniony no ale czasami się pisać nie chce albo czasami tam ...

Tym razem lenistwo i senność wygrały ;]
Tak więc długo wyczekiwany coroczny wyjazd RZGW doszedł do skutku. W porównaniu z poprzednimi latami do składu podstawowego czyli poznaniaków Kuzyna i Gajusa (nazywanego również Rajtuzem :D) oraz mnie "doszedł" Janiol. Szybki sen był :D gdyży już ok 2.40 trzeba było się ogarniać i gnać na pociąg. Cug przyjeżdża o czasie i o 4,22 w komplecie ruszamy na Krk. Kebab, rozmowa z SOK-istami, piwko itp. droga mija szybko i przyjemnie. Przesiadka również ogarnięta i tak uradowani "lądujemy" w Pcimiu.
Na start trzeba napisać iż niestety mieliśmy niedogodność w postaci plecaków więc plan na pierwszy dzień skróciłem tyle ile się dało. Pierwotnie mieliśmy iść od strony rancza pcimskiego ale informacja o busikach - beznadzieja ;/, nie było więc co ryzykować. Zwłaszcza iż Gajus załatwił auto dzięki któremu ostatecznie wylądowaliśmy między Węglówką a Kobielnikiem. No i się ucieszyłem gdyż szedłem już tym szlakiem 2 lata temu :) I tak więc: czerwonym szlakiem docieramy do celu nr. 1 czyli najwyższego szczytu Beskidu Makowskiego - Lubomira 904m n.p.m. Chwilkę na szczycie (no dobra dłuższa chwilka :D) i przez Trzy Kopce, Łysinę meldujemy się w schronisku na Kudłaczach. Nie polecam ponownie, średnia atmosfera, na plus ino pani która nam dała cynka o busie do Pcimia. O tym mieście już nic nie napiszę, kto był to wie :D
Ślad:

Taki klimat, fajnie śniegu było :))

Szczyt - widoków i tak miało nie być więc kij z mgłą :P

Wieczorne gotowanie zupy z pomarańczy, rozpakowanie się, prysznic, klachy, sen. Szybko to wszystko minęło i już byliśmy w busiku z Limanowej do Szczawy. Coś czułem że będzie się dało z kierowcą załatwić podwózkę pod szlak. No i się udało :) 4km asfaltem zaoszczędzone :) O samym szlaku nie ma co pisać za bardzo, różnica ino była taka że zaczęły się widoki i słonko wyszło :) Izobronki szły aż za dobrze hehe. Najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego - Mogielica 1170m n.p.m zdobyty. W drodze w dół za bardzo do przodu wystrzeliłem i dostałem za swoje ;/ Zrobiłem sobie ok 8km więcej od reszty a co! xD i jak pozostała część wycieczki jadła pizze w Limanowej to ja byłem w tzw czarnej ... :D Ciemno, policja mnie jeszcze zatrzymała - dostałem ostrzeżenie i opaskę odblaskową bo świeciłem za siebie tylko latarką :D, przystanki bez rozkładów ;/ No ale fartem bo fartem udało się dotrzeć do domku prawie zgodnie z planem :)
Ślad:

Warunki śniegowe

Atak szczytowy :D

Ekipa w komplecie :)

...

Noc zaś krótka, znowu z miętą, znowu w busiku => tym razem do Rabki w celu zdobycia Najwyższego szczytu Gorców - Turbacza 1310m n.p.m. Różnica? Doszedł następny traper do ekipy, z Krakowa na jeden dzień przyjechał Roman, wyspał się na podłodze i startnął jak z procy na szlaku :D Najdłuższy ale chyba najprostszy technicznie szczyt tego wyjazdu to był ;]. Oprócz pierwszego odcinka super udeptany, dwa schroniska po drodze, trzecie przy szczycie bajka :) Oczywiście nie obyło się bez kryzysu i mojego postoju przed szczytem :D Ogólnie do schroniskach docieramy w trzech grupach, ja w drugiej bo szczyt przegapiłem :D ale nadrobiłem bo co 5 minut piechotą było :D I jeszcze se z jakimiś ukraińskimi Polakami pogadałem. Chwila w schronisku i tu zrobiliśmy błąd gdyż nagrany był busik z miejscowości Niedźwiedź a zeszliśmy do Nowego Targu. Zaś ciemno, zerowe szanse połączenia, Roman jedzie do Krk a my szukamy taxi. Coś się utargowało no ale i tak tanio nie było xD
Ślad:

Początek, błotniście i miękko niestety, źle się szło

Potem już super :) ubity śnieg, w sumie to pierwsze osoby spotkane na szlaku na tym wyjeździe :)

Jakiś tam "tunel"

No i u celu :)

A ktoś w kołach chyba od kolarzówki se wjechał pod schronisko :D

No i to by było w filmowym skrócie :) Dzięki wszystkim za towarzystwo i oby do za rok :D
Więcej nie napisze bo trochę wstyd :D
======================================
Dobra gór mi na razie wystarczy => trzeba rower smarować pomału :D
A no i jeszcze śmiecha :D
klasyk :D

A dam dwa a co :D

PS: ale się rozpisałem :D w sumie by z tego 3 różne wpisy dało się zrobić xD
Sto lat Gocha jeszcze raz bo być może poczytasz wpisa :)
Be-eS spóźniony no ale czasami się pisać nie chce albo czasami tam ...

Tym razem lenistwo i senność wygrały ;]
Tak więc długo wyczekiwany coroczny wyjazd RZGW doszedł do skutku. W porównaniu z poprzednimi latami do składu podstawowego czyli poznaniaków Kuzyna i Gajusa (nazywanego również Rajtuzem :D) oraz mnie "doszedł" Janiol. Szybki sen był :D gdyży już ok 2.40 trzeba było się ogarniać i gnać na pociąg. Cug przyjeżdża o czasie i o 4,22 w komplecie ruszamy na Krk. Kebab, rozmowa z SOK-istami, piwko itp. droga mija szybko i przyjemnie. Przesiadka również ogarnięta i tak uradowani "lądujemy" w Pcimiu.
Na start trzeba napisać iż niestety mieliśmy niedogodność w postaci plecaków więc plan na pierwszy dzień skróciłem tyle ile się dało. Pierwotnie mieliśmy iść od strony rancza pcimskiego ale informacja o busikach - beznadzieja ;/, nie było więc co ryzykować. Zwłaszcza iż Gajus załatwił auto dzięki któremu ostatecznie wylądowaliśmy między Węglówką a Kobielnikiem. No i się ucieszyłem gdyż szedłem już tym szlakiem 2 lata temu :) I tak więc: czerwonym szlakiem docieramy do celu nr. 1 czyli najwyższego szczytu Beskidu Makowskiego - Lubomira 904m n.p.m. Chwilkę na szczycie (no dobra dłuższa chwilka :D) i przez Trzy Kopce, Łysinę meldujemy się w schronisku na Kudłaczach. Nie polecam ponownie, średnia atmosfera, na plus ino pani która nam dała cynka o busie do Pcimia. O tym mieście już nic nie napiszę, kto był to wie :D
Ślad:

Taki klimat, fajnie śniegu było :))

Szczyt - widoków i tak miało nie być więc kij z mgłą :P

Wieczorne gotowanie zupy z pomarańczy, rozpakowanie się, prysznic, klachy, sen. Szybko to wszystko minęło i już byliśmy w busiku z Limanowej do Szczawy. Coś czułem że będzie się dało z kierowcą załatwić podwózkę pod szlak. No i się udało :) 4km asfaltem zaoszczędzone :) O samym szlaku nie ma co pisać za bardzo, różnica ino była taka że zaczęły się widoki i słonko wyszło :) Izobronki szły aż za dobrze hehe. Najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego - Mogielica 1170m n.p.m zdobyty. W drodze w dół za bardzo do przodu wystrzeliłem i dostałem za swoje ;/ Zrobiłem sobie ok 8km więcej od reszty a co! xD i jak pozostała część wycieczki jadła pizze w Limanowej to ja byłem w tzw czarnej ... :D Ciemno, policja mnie jeszcze zatrzymała - dostałem ostrzeżenie i opaskę odblaskową bo świeciłem za siebie tylko latarką :D, przystanki bez rozkładów ;/ No ale fartem bo fartem udało się dotrzeć do domku prawie zgodnie z planem :)
Ślad:

Warunki śniegowe

Atak szczytowy :D

Ekipa w komplecie :)

...

Noc zaś krótka, znowu z miętą, znowu w busiku => tym razem do Rabki w celu zdobycia Najwyższego szczytu Gorców - Turbacza 1310m n.p.m. Różnica? Doszedł następny traper do ekipy, z Krakowa na jeden dzień przyjechał Roman, wyspał się na podłodze i startnął jak z procy na szlaku :D Najdłuższy ale chyba najprostszy technicznie szczyt tego wyjazdu to był ;]. Oprócz pierwszego odcinka super udeptany, dwa schroniska po drodze, trzecie przy szczycie bajka :) Oczywiście nie obyło się bez kryzysu i mojego postoju przed szczytem :D Ogólnie do schroniskach docieramy w trzech grupach, ja w drugiej bo szczyt przegapiłem :D ale nadrobiłem bo co 5 minut piechotą było :D I jeszcze se z jakimiś ukraińskimi Polakami pogadałem. Chwila w schronisku i tu zrobiliśmy błąd gdyż nagrany był busik z miejscowości Niedźwiedź a zeszliśmy do Nowego Targu. Zaś ciemno, zerowe szanse połączenia, Roman jedzie do Krk a my szukamy taxi. Coś się utargowało no ale i tak tanio nie było xD
Ślad:

Początek, błotniście i miękko niestety, źle się szło

Potem już super :) ubity śnieg, w sumie to pierwsze osoby spotkane na szlaku na tym wyjeździe :)

Jakiś tam "tunel"

No i u celu :)

A ktoś w kołach chyba od kolarzówki se wjechał pod schronisko :D

No i to by było w filmowym skrócie :) Dzięki wszystkim za towarzystwo i oby do za rok :D
Więcej nie napisze bo trochę wstyd :D
======================================
Dobra gór mi na razie wystarczy => trzeba rower smarować pomału :D
A no i jeszcze śmiecha :D
klasyk :D

A dam dwa a co :D

PS: ale się rozpisałem :D w sumie by z tego 3 różne wpisy dało się zrobić xD
Kategoria Góry
Szlaki są dla frajerów :P 1294m. n.p.m.
-
DST
19.54km
-
Teren
16.80km
-
Aktywność Wędrówka

Witam :) Ustawka z Filipem tak jak ostatnio w pociągu do Zwardonia o 7,37 i jedziemy znowu do Węgierskiej Górki znowu celem Romanka. W WG zaopatrzenia i czekamy na busik do Żabnicy, tym razem już mądrzejsi byliśmy i zagadaliśmy do osób żeby nas przy szlaku wysadzili. Busik zatrzymuję się centralnie przy szlaku i ruszamy w kierunku Słowianki

Początek wycieczki jak widać ... było mało widać, mgła nie dawała za bardzo okazji na jakieś dalsze obserwacje do tego mróz, nieprzetarte szlaki ( w ciągu całego dnia spotkaliśmy 3 osoby ) no ale dawało to swoisty klimat dzikości co było w dechę :)

Gdzieś od tego miejsca Filip zaczął marudzić i marudzić ...... i marudzić :D No ale szliśmy dalej bo cel już było widać. Wszystko szło w miarę ok no i nagle nam szlak uciekł. Znaczy Filipowi :P ale jest usprawiedliwiony, ja też go nie zobaczyłem no bo i prawa nie miałem. Ostatnie oznaczenie mówiło że szlak wiedzie prosto a skręcał ;/ do tego następny znak był od nas oddalony o ok 150m i wyglądał tak:

Więc szliśmy na przestrzał na prosto, śniegu było coraz więcej a my w lesie ... A tu zaliczyłem ok 7-8m zjazd na tyłku bo patyk se pęknął jak się wspinałem heh


No i niestety atak szczytowy został olany. Patrząc względem potoku Romanka byliśmy mega blisko xD, no ale niestety drugi raz nam zabrakło zabawki Janiola :) Znaczy prostując raczej widzieliśmy szczyt no ale było ponad metr śniegu i zapadła decyzja że szukamy innej wersji powrotu.



a w między czasie taka sytuacja :) Chmury się rozeszły i pojawiły się widoki ;]


Jako że szlaków nie było to postanowiliśmy iść po prostu w dół i ... znaleźliśmy swoje ślady sprzed godziny :D Potem jeszcze zlokalizowaliśmy wyżej opisany szlak niebieski, spróbowaliśmy jeszcze nim iść no ale zrezygnowaliśmy i zaczęliśmy się cofać w stronę Żabnicy bo czas zaczął uciekać. Pojawił się jeszcze plan noclegu na Rysiance ale szybko umarł. W sumie szkoda bo dziś jest ładna pogoda i może by się coś jeszcze zrobiło. Ale dobrze jest jak jest nieważne.

Włosy standardowo zamarzły :D
Poza tym już nic ciekawego, obiad na sianie kaj w jakiejś szopie i zamiast wracać durnym asfaltem 3 raz z rzędu decydujemy się od Słowianki na czerwony szlak. Dobry to był pomysł m.in dlatego :P

Zdjęcie nocne standardowo nie oddaje jak fajnie wyglądało :) Uśmiech z ust nawet nie sszedł jak nas wmordeśnieg zaatakował :D
Podsumowując mega fajnie było, najlepszy wyjazd zimowy tej zimy :)) I choć ani na Rysiankę ani Boraczą ani do Milówki nie doszliśmy to ten szlak:

był fajny :) A Romanka już na bank będzie zdobyta latem, nie popusze temu szczytowi choćbym miał tam rowerem wjechać!! :D Pytanie czy z Filipem? bo chyba mu moje tempo nie odpowiada :P Odliczamy - 25 dni do Limanowej :)
Stuptuty nie wytrzymały, buty zamarzły ...

a kijki tyż zamarzły :D

śmiech :)

Kategoria Góry
Żabnica
-
DST
24.00km
-
Teren
15.00km
-
Aktywność Wędrówka
Sobota, 24 stycznia 2015 | dodano: 25.01.2015
Jaki humor taki "bees" nigdy się tak nie pogubiłem jak na tym wypadzie ...

tu był orełek "członka" wyprawy ... no dobra mój żeby nie było ... pierwszy w tym roku :D

niemiłe schronisko Słowianka ... chyba je będę omijał

gdzieś tu zgubiliśmy szlak xD

kolejny "członek" wyprawy :P

i trzeci ostatni "członek" wyprawy :D

prawie jak Milówka :D

I tak było fajnie :)) Za dużo i za szybko się nawodniliśmy :D Trasa do powtórzenia ... niebawem :) i ostatni raz jem kebaba w Węgierskiej ... No nie mógłem Kebab prócz tego że na ostro to na .... słodko xD
Śmiech


tu był orełek "członka" wyprawy ... no dobra mój żeby nie było ... pierwszy w tym roku :D

niemiłe schronisko Słowianka ... chyba je będę omijał

gdzieś tu zgubiliśmy szlak xD

kolejny "członek" wyprawy :P

i trzeci ostatni "członek" wyprawy :D

prawie jak Milówka :D

I tak było fajnie :)) Za dużo i za szybko się nawodniliśmy :D Trasa do powtórzenia ... niebawem :) i ostatni raz jem kebaba w Węgierskiej ... No nie mógłem Kebab prócz tego że na ostro to na .... słodko xD
Śmiech

Kategoria Góry
Pi(ździ)lsko ;]
-
DST
30.90km
-
Teren
20.30km
-
Aktywność Wędrówka
Poniedziałek, 29 grudnia 2014 | dodano: 29.12.2014
Długo planowany wyjazd w końcu doszedł do skutku. Wahałem się do ostatniej chwili w sumie bo z pogodą bywało ostatnio bardzo różnie a góry np w deszczu nie są dobrym pomysłem ;) No ale nadszedł pierwszy dzień świąt, prognoza stała się wiarygodna, Filip uparcie namawiał więc zapadła decyzja że zgodnie z pierwotnym planem atakujemy Pilsko. Na dzień przed wyjazdem do ekipy dokoptował się jeszcze kumpel z "pedałbudy" Tomek i tak meldujemy się w niedziele w pociągu relacji Kato - Zwardoń. Bez komplikacji docieramy do Żywca gdzie po lekkim szukaniu miejsca przesiadki CUG - BUS trafiamy na start wycieczki w Korbielowie.
Już początek szlaku (asfaltowy) dał mi odpowiedz czy to będzie wycieczka czy trening :D Chłopaki tempo nadali co mi pasowało do przełączy. Później już stwierdziłem że gonić nie będę :) Izo z Filipem, piękna zimowa atmosfera a wyścig to nie był, poza tym zacząłem się pocić, ciepło było bo człowiek się ubrał jak na Syberię :) Tak sobie narzekałem w myślach do zboczy Pilska. Skończył się las, doszedł wiatr i zakochałem się mojej kurtce puchowej - na szczycie wg danych schroniska dochodziło odczuwalnie do - 18*C. BTW: fajnie się chodziło po zamarzniętej kosodrzewinie :D Parę chwil na szczycie i na izo do schroniska - tak, olaliśmy piwo na celu wycieczki ... o dziwo :D Na Miziowej papas lekki i już goniłem oczami Bikera któremu się chyba spodobało i zabolało go iż mamy ok 5 km do mety. Bo taki był plan, byśmy spokojnie zeszli na ok 15.00, o 16.20 BUS, jeszcze byśmy o obiad w Korbielowie zahaczyli. Ale mnie też nosiło :) jedyny minus oczywisty, nie mam latarki a tu na bank wchodziło w grę chodzenie po nocy. Gdy Tomek się odezwał że ma dwie to pół planu już była: idziemy na Rysiankę a potem spośród opcji Rajcza // Żabnica padło na tą drugą. I w końcu :)
Trasa: Korbielów PKS - przełęcz Glinne - Góra Pięciu Kopców (Granica) - Pilsko - Góra Pięciu Kopców (Granica) - schronisko na Hali Miziowej - Palenica - Trzy Kopce - rezerwat pod Rysianką - schronisko na Hali Rysianka - Żabnica parking - Żabnica - Węgierska Górka
Spacer (a raczej szybki spacer) z jednego schroniska do drugiego przebiega super sprawnie, Tomek prowadzi ja zamykam i prócz polanki przed słowackim szczytem BRTS gdzie zaś wiało bez komplikacji. Na Rysiance lekkie izo i ogrzewanko i już po ćmoku na 2h szlak do miasta. No długi to był szlak, od dziś zawsze ale to zawsze latarka ze sobą xD Nasz operator latarki stwierdził że jedną zaoszczędzi "na wszelki wypadek" a z drugą pitnął ze 50m ode mnie ... cóż. Parę potknięć, kolana lekko obite ale opanowałem sztukę chodzenia po nocy metodą "na śnieg" :D W Żabnicy już odpalone MZUM-owske tempo i zaś mega długo "asfaltem" przez miasteczko. Coś mi to przypominało ... http://lapec.bikestats.pl/1135594,W-pogoni-za-Dli... :D Tym razem jakieś 25 minut do ostatniego pociągu zostało więc jeszcze coś na wynos i do domu. Dobry to był trip, niczego nie brakowało :)

Obiecałem że sprawdzę podobnie wyszło:
Rysianka - Węgierska Górka przez Żabnice => 14,2km
Rysianka - Rajcza Centrum przez Złatną i Ujsoły => 16,1km
Fotkuf kilka:
Początek leśnej części szlaku

szukanie szczytu, "polanka" => standard, wszystkie ślady zawiane, ...

... mgła, no ale się udało ;]

lądowanie na tyłku nr. 1 => kijek udało się o ławkę uratować :)
PS: ostatni on tour aparatu ehhh optyka do bani ...

Gizmo ... musiałem :D najlepsze zobrazowanie panującej temperatury :D

moją czarną czapkę też coś oświeciło :D

i 2 fotki z trasy na Rysiankę


i cel ... już po ćmoku

i nagroda w Węgierskiej Górce :))

i śmiech? :P

Już początek szlaku (asfaltowy) dał mi odpowiedz czy to będzie wycieczka czy trening :D Chłopaki tempo nadali co mi pasowało do przełączy. Później już stwierdziłem że gonić nie będę :) Izo z Filipem, piękna zimowa atmosfera a wyścig to nie był, poza tym zacząłem się pocić, ciepło było bo człowiek się ubrał jak na Syberię :) Tak sobie narzekałem w myślach do zboczy Pilska. Skończył się las, doszedł wiatr i zakochałem się mojej kurtce puchowej - na szczycie wg danych schroniska dochodziło odczuwalnie do - 18*C. BTW: fajnie się chodziło po zamarzniętej kosodrzewinie :D Parę chwil na szczycie i na izo do schroniska - tak, olaliśmy piwo na celu wycieczki ... o dziwo :D Na Miziowej papas lekki i już goniłem oczami Bikera któremu się chyba spodobało i zabolało go iż mamy ok 5 km do mety. Bo taki był plan, byśmy spokojnie zeszli na ok 15.00, o 16.20 BUS, jeszcze byśmy o obiad w Korbielowie zahaczyli. Ale mnie też nosiło :) jedyny minus oczywisty, nie mam latarki a tu na bank wchodziło w grę chodzenie po nocy. Gdy Tomek się odezwał że ma dwie to pół planu już była: idziemy na Rysiankę a potem spośród opcji Rajcza // Żabnica padło na tą drugą. I w końcu :)
Trasa: Korbielów PKS - przełęcz Glinne - Góra Pięciu Kopców (Granica) - Pilsko - Góra Pięciu Kopców (Granica) - schronisko na Hali Miziowej - Palenica - Trzy Kopce - rezerwat pod Rysianką - schronisko na Hali Rysianka - Żabnica parking - Żabnica - Węgierska Górka
Spacer (a raczej szybki spacer) z jednego schroniska do drugiego przebiega super sprawnie, Tomek prowadzi ja zamykam i prócz polanki przed słowackim szczytem BRTS gdzie zaś wiało bez komplikacji. Na Rysiance lekkie izo i ogrzewanko i już po ćmoku na 2h szlak do miasta. No długi to był szlak, od dziś zawsze ale to zawsze latarka ze sobą xD Nasz operator latarki stwierdził że jedną zaoszczędzi "na wszelki wypadek" a z drugą pitnął ze 50m ode mnie ... cóż. Parę potknięć, kolana lekko obite ale opanowałem sztukę chodzenia po nocy metodą "na śnieg" :D W Żabnicy już odpalone MZUM-owske tempo i zaś mega długo "asfaltem" przez miasteczko. Coś mi to przypominało ... http://lapec.bikestats.pl/1135594,W-pogoni-za-Dli... :D Tym razem jakieś 25 minut do ostatniego pociągu zostało więc jeszcze coś na wynos i do domu. Dobry to był trip, niczego nie brakowało :)

Obiecałem że sprawdzę podobnie wyszło:
Rysianka - Węgierska Górka przez Żabnice => 14,2km
Rysianka - Rajcza Centrum przez Złatną i Ujsoły => 16,1km
Fotkuf kilka:
Początek leśnej części szlaku

szukanie szczytu, "polanka" => standard, wszystkie ślady zawiane, ...

... mgła, no ale się udało ;]

lądowanie na tyłku nr. 1 => kijek udało się o ławkę uratować :)
PS: ostatni on tour aparatu ehhh optyka do bani ...

Gizmo ... musiałem :D najlepsze zobrazowanie panującej temperatury :D

moją czarną czapkę też coś oświeciło :D

i 2 fotki z trasy na Rysiankę


i cel ... już po ćmoku

i nagroda w Węgierskiej Górce :))

i śmiech? :P

Kategoria Góry
Beskid Śląski
-
DST
19.40km
-
Teren
15.90km
-
Aktywność Wędrówka
Niedziela, 2 listopada 2014 | dodano: 03.11.2014
Ustawka z Janiolem o 7,45 pod moja klatką i jazda na pociąg do gór :) Pociąg przyjeżdża punktualnie, punktualnie też do grupy dosiada się Gosia. I nic, to by było na tyle :) O 10,07 wysiadamy z zuga i robimy takie coś:
Trasa: Ustroń Polana PKP - Stokłosica - Wielka Czantoria - Beskydzke Sedlo - Soszów Mały - Schronisko na Soszowie - Soszów Wielki - Mały Stożek - Schronisko PTTK "Stożek" - Łabajów - Wisła Głębce PKP


Wycieczka miała charakter spokojny, nikomu się nie śpieszyło :D Od razu po zakupach przy dworcu została podjęta decyzja że olewamy pociąg ten ok 17,30 na rzecz tego o 19,42 :) Reszta bez rewelacji :) pogoda piękna, widoki przednie. I mega MEGA plus => oba wyciągi i na Czantorii i Soszowie nieczynne => konserwacja :D Sprawiło to ni mniej ni więcej ogromne "luzy" na tej w sumie popularnej trasie :) oraz brak popularnych "marud" wyciągowych w szpileczkach. Co do wyboru trasy, to była dobra decyzja gdyż strona Skrzycznego zalana mgłą a u nas nic :D zdjęcia zresztą choć trochę to pokarzą. W Wiśle meldujemy się na ok 1,5h do odjazdu kolei ślunskich więc piwko nad rzeczką po ćmoku oczywiście i sprawdzanie zimności wody w strumyku :D W pociągu jeszcze piwko z szalika i drzemka na odcinku Ustroń - Tychy hehehe. Kurde 2 fajne piosenki od Gochy mi w słuchawce leciały, no ino które? a może mi się śniły że fajne :D
Zdjątek kilka:
Janiol na starcie, tak jak było wiadomo => pierwsze podejście najgorsze było :)

Gocha kroczy pod górkę

Wielka Czantoria i pierwszy popas

Taki widoczek :)

Na szlaku ;]

Taki inny widoczek :D

Ekipa w komplecie

I takie coś innego :)

Tak jak pisałem, jedna część Beskidy była chyba zamglona ... na szczęście nie nasza :D

Zachód słońca przed Stożkiem

Schronisko przy Stożku i 2gi i ostatni popas :)

...

Było najlepiej :)))))
Trasa: Ustroń Polana PKP - Stokłosica - Wielka Czantoria - Beskydzke Sedlo - Soszów Mały - Schronisko na Soszowie - Soszów Wielki - Mały Stożek - Schronisko PTTK "Stożek" - Łabajów - Wisła Głębce PKP


Wycieczka miała charakter spokojny, nikomu się nie śpieszyło :D Od razu po zakupach przy dworcu została podjęta decyzja że olewamy pociąg ten ok 17,30 na rzecz tego o 19,42 :) Reszta bez rewelacji :) pogoda piękna, widoki przednie. I mega MEGA plus => oba wyciągi i na Czantorii i Soszowie nieczynne => konserwacja :D Sprawiło to ni mniej ni więcej ogromne "luzy" na tej w sumie popularnej trasie :) oraz brak popularnych "marud" wyciągowych w szpileczkach. Co do wyboru trasy, to była dobra decyzja gdyż strona Skrzycznego zalana mgłą a u nas nic :D zdjęcia zresztą choć trochę to pokarzą. W Wiśle meldujemy się na ok 1,5h do odjazdu kolei ślunskich więc piwko nad rzeczką po ćmoku oczywiście i sprawdzanie zimności wody w strumyku :D W pociągu jeszcze piwko z szalika i drzemka na odcinku Ustroń - Tychy hehehe. Kurde 2 fajne piosenki od Gochy mi w słuchawce leciały, no ino które? a może mi się śniły że fajne :D
Zdjątek kilka:
Janiol na starcie, tak jak było wiadomo => pierwsze podejście najgorsze było :)

Gocha kroczy pod górkę

Wielka Czantoria i pierwszy popas

Taki widoczek :)

Na szlaku ;]

Taki inny widoczek :D

Ekipa w komplecie

I takie coś innego :)

Tak jak pisałem, jedna część Beskidy była chyba zamglona ... na szczęście nie nasza :D

Zachód słońca przed Stożkiem

Schronisko przy Stożku i 2gi i ostatni popas :)

...

Było najlepiej :)))))
Kategoria Góry
Tatery piechotą #2
-
DST
10.80km
-
Teren
10.80km
-
Aktywność Wędrówka
Sobota, 27 września 2014 | dodano: 29.09.2014
Piątek leniwy, nadeszła sobota i orla perć. Pogoda ciągle do bani no ale nie pada, kanapki przez noc przygotowane więc ino gipkie śniadanie i jazda busikiem do Kuźnic. I na tym bym mógł zakończyć pisanie :-/ po ok 30 minutach zaczyna kropić. No ale prognozy nie były tragiczne ... więc idziemy ...cóż ... deszcz nas oczywiście nie opuścił do końca szlaku. Dygresja dla panów meterooloszkuf w tv - mówcie tak "przewiduje temperaturę między +60 a -70*C, możliwe słońce a jak nie to będzie padać śnieg, deszcz lub grad, może więc albo nie" choć i tak będziecie mieli 83% trafności :-D No ale wracając do szlaku, pada, mgła więc na Murowańcu podejmujemy jednogłośną decyzję że na orlą (planowany był odcinek Krzyżne - Granaty) jest zbyt niebezpiecznie i zmieniamy plan żeby zrobić cokolwiek. Wybór pada na Świnicka przełęcz 2051m.n.p.m i ew. samą Świnice.
Pogoda ciągle bez zmian aaa nie, była zmiana na ok 1800m.n.p.m przestaje podać deszcz .... zaczyna deszcz ze śniegiem a od przełęczy zaczyna wiać. Szlak ekstremalne ciężki, nawet nie mam słów żeby go opisać. Foto trochę rozjaśni sprawę xD, najgorsza była chyba marznąca woda w butach bo szlak sobie spływał. Zdobywamy przełęcz, szczyt oczywiście olany i kierujemy się na Kasprowy Wierch. To było długie 50 minut. .. Aparaty, telefony pochowane bo wiadomo więc zdjęć nie ma za dużo. Na Kasprowym zmarznięci, przemoczeni zjadamy mokre bułki i zjeżdżamy już kolejką.

O 14 na bazie i dochodzenie do siebie. Niedziela oczywiście przywitała na pięknym słońcem ale soboty nie żałuję, będzie co wspominać :-) W niedziele szybki "szlak" na polankę widokową między Zakopanem a Zębem i do domku :)))
Fotki:
Udaje że zadowolony :D

Bez komenta :D

-----------------------------------------
Niedziela xD



I tak tu wrócę :PPPP
Pogoda ciągle bez zmian aaa nie, była zmiana na ok 1800m.n.p.m przestaje podać deszcz .... zaczyna deszcz ze śniegiem a od przełęczy zaczyna wiać. Szlak ekstremalne ciężki, nawet nie mam słów żeby go opisać. Foto trochę rozjaśni sprawę xD, najgorsza była chyba marznąca woda w butach bo szlak sobie spływał. Zdobywamy przełęcz, szczyt oczywiście olany i kierujemy się na Kasprowy Wierch. To było długie 50 minut. .. Aparaty, telefony pochowane bo wiadomo więc zdjęć nie ma za dużo. Na Kasprowym zmarznięci, przemoczeni zjadamy mokre bułki i zjeżdżamy już kolejką.

O 14 na bazie i dochodzenie do siebie. Niedziela oczywiście przywitała na pięknym słońcem ale soboty nie żałuję, będzie co wspominać :-) W niedziele szybki "szlak" na polankę widokową między Zakopanem a Zębem i do domku :)))
Fotki:
Udaje że zadowolony :D

Bez komenta :D

-----------------------------------------
Niedziela xD



I tak tu wrócę :PPPP
Kategoria Góry
Tatery piechotą #1
-
DST
24.20km
-
Teren
17.00km
-
Aktywność Wędrówka
Czwartek, 25 września 2014 | dodano: 29.09.2014
Witam, skoro już i tak jadę w pociągu do domu i się trochę nudzi to można zacząć pisać sprawozdanie z on touru, zdjęcia plus wykresy w domu dodam i będzie więcej czasu na (oby) kręcenie (poniedziałek) jutro :-)
Chyba już pomału w tradycje wchodzi ten długi weekend wrześniowy - ino twarze się zmieniają :-D W tym roku na ochotnika zgłosił się Janiol i Kuzyn z Poznania który akurat w czasie naszego wypadu się szkolił w Krk więc było by nie możliwością żeby przynajmniej na jeden szlak nie podjechał.
No ale poletku od początku. Start w czwartek o 3.10 z Brynowa, w Katowicach przesiadka na PKS (durne pks-y żeby w miarę komfortowo jechać to chyba trzeba 150cm wzrostu mieć pfff) i o 7.10 meldujemy się w Zakopanym. Czynności administracyjno - sklepowe i jazda busikiem do chochołowskiej na hmmm rozgrzewkę... Pogoda w miarę dobra, osób nie za dużo więc idziemy zgodnie z planem na najwyższy szczyt polskich Tatr Zachodnich - Starorobociański Wierch.

Pierw asfalt potem trochę szutru i wbijamy się na szlak właściwy który akurat był .... drogą dojazdową do wycinki drzew. Buty uwalone no ale śnieg na szczycie więc same się umyją ;-) Mozolnie pniemy się ku górze, niestety przed szczytem zostajemy zaatakowani przez mgłę. Mgła uparta nie była ;] dała pooglądać trochę widoków, bardzo szybkie izo i uciekamy w dół po zaczęło piździć :-/ potem znowu słonko i schodami do dolinki. Był plan żeby ostatnie km zrobić rowerami ale wypożyczalnia już była zamknięta, cóż trudno :-D Do busika który tak jakby na nas czekał, domek, wanna - osobno żeby nie było :D, izo, napój pomarańczowo - limonkowy z lekka nutką talentu i ok 22.00 kima.
Piątek: plan był klarowny Palenica - Morskie Oko - Szpiglasowa przełęcz - Dolina 5-ciu stawów - Palenica, pobudka po 7.00 i za oknem kiła i mogiła, prognozy w tv również fatalne pfff zapada decyzja że oszczędzamy siły na sobotę i czekamy na przyjazd kuzyna. Dzień że tak napisze... senny :-D
Fotek kilka:
gdzieś na początku szlaku :)

bo ciążyło :P

jak tam pisałem wcześniej - pierwsza część szlaku właściwego popsuta ;/

...

nasza grań do celu ... już "opluta" zimą xD

wiadomo

awaria pogodowa ;/ jakieś 15-20 min przed szczytem

Droga powrotna => już w super pogodzie :) Dzisiejszy cel poniżej.

Taka sytuacja ;]

Chyba już pomału w tradycje wchodzi ten długi weekend wrześniowy - ino twarze się zmieniają :-D W tym roku na ochotnika zgłosił się Janiol i Kuzyn z Poznania który akurat w czasie naszego wypadu się szkolił w Krk więc było by nie możliwością żeby przynajmniej na jeden szlak nie podjechał.
No ale poletku od początku. Start w czwartek o 3.10 z Brynowa, w Katowicach przesiadka na PKS (durne pks-y żeby w miarę komfortowo jechać to chyba trzeba 150cm wzrostu mieć pfff) i o 7.10 meldujemy się w Zakopanym. Czynności administracyjno - sklepowe i jazda busikiem do chochołowskiej na hmmm rozgrzewkę... Pogoda w miarę dobra, osób nie za dużo więc idziemy zgodnie z planem na najwyższy szczyt polskich Tatr Zachodnich - Starorobociański Wierch.

Pierw asfalt potem trochę szutru i wbijamy się na szlak właściwy który akurat był .... drogą dojazdową do wycinki drzew. Buty uwalone no ale śnieg na szczycie więc same się umyją ;-) Mozolnie pniemy się ku górze, niestety przed szczytem zostajemy zaatakowani przez mgłę. Mgła uparta nie była ;] dała pooglądać trochę widoków, bardzo szybkie izo i uciekamy w dół po zaczęło piździć :-/ potem znowu słonko i schodami do dolinki. Był plan żeby ostatnie km zrobić rowerami ale wypożyczalnia już była zamknięta, cóż trudno :-D Do busika który tak jakby na nas czekał, domek, wanna - osobno żeby nie było :D, izo, napój pomarańczowo - limonkowy z lekka nutką talentu i ok 22.00 kima.
Piątek: plan był klarowny Palenica - Morskie Oko - Szpiglasowa przełęcz - Dolina 5-ciu stawów - Palenica, pobudka po 7.00 i za oknem kiła i mogiła, prognozy w tv również fatalne pfff zapada decyzja że oszczędzamy siły na sobotę i czekamy na przyjazd kuzyna. Dzień że tak napisze... senny :-D
Fotek kilka:
gdzieś na początku szlaku :)

bo ciążyło :P

jak tam pisałem wcześniej - pierwsza część szlaku właściwego popsuta ;/

...

nasza grań do celu ... już "opluta" zimą xD

wiadomo

awaria pogodowa ;/ jakieś 15-20 min przed szczytem

Droga powrotna => już w super pogodzie :) Dzisiejszy cel poniżej.

Taka sytuacja ;]

Kategoria Góry
Wybredna Królowa
-
DST
25.60km
-
Teren
19.80km
-
Aktywność Wędrówka
Środa, 6 sierpnia 2014 | dodano: 08.08.2014
No to było !!! :)
Lekko sceptycznie (pogoda ;/) wyruszyłem w środę na 6.45 w okolice dworca PKP gdzie czekał już Filip. Jadąc do Krakowa między jedną drzemką a drugą myślałem czy atakować Zawoję czy Beskid Wyspowy. Mogielica + Ćwilin kusiły no ale prognoza była korzystniejsza na Diablaka a więc wyszła opcja Zawoi. Po zakupach w hmmm no bezalkoholowej Biedronce (lol2) wsiadamy do busika i robimy takie coś:
dzień pierwszy: Zawoja Policzne (712) - przełęcz Krowiarki - Sokolica - Kępa - Gówniak - Babia Góra (1725) - perć Akademików - schronisko PTTK Markowe Szczawiny - Sulowa Cyrhla - Zawoja Lajkonik (662) - polanka :))

Jadąc PKS-em dodatkowo usłyszałem iż okolice Kasiny zostały zalane a więc obrany kierunek był dobry. Wysiedliśmy na ostatnim przystanku w Policznym i zaczęliśmy wycieczkę, na widoki w sumie i tak nie liczyłem ale miałem nadzieję że deszcz wytrzyma :)
początki na szlaku



Tak więc szło się mega dobrze, nawet trochę widoków pooglądaliśmy :) Czasy na znakach oszukują :P ok godziny zapasu zrobiliśmy i gdyby nie duży "nachył" trasy to może i nawet byśmy się nie zmęczyli :D
szczyt

polską tabliczkę oczywiście zajumali pffff

wpis w książce też był :)) lewy górny róg rulez :D

I na szczycie po izobronku niefajna niespodzianka Perć Akademików stała się jednokierunkowa ... ;/ Były myśli iść jeszcze na Małą Babią ale czasu by brakło więc cóż zrobić drałujemy żółty szlak "pod prąd" :D Perć jak zawsze w dechę :))



Z każdym metrem coraz jaśniej, mgła została na wysokości 1500 + a my spokojnie przez schronisko idziemy do sklepu i na taką oto polankę ...

Deszcz wytrzymał, na szlaku mokrawo ale mniejsza o to :). Ognisko małe bo małe ale było, jakieś alko było, noc szybko minęła a że siły jeszcze zostały to tak na szybko:
dzień drugi: polanka :)) - Zawoja Lajkonik (662) - Mosorny Groń (1047) - Wodospad na Mosornym Potoku - Zawoja Widły (597)

sklepo-bar był w dechę, ławeczki plus piwo za 2.60 :D

Mosorny Groń

Wodospad na Mosornym Potoku

Powrót przez Suchą Beskidzką i Bielsko Białą. Pozytywnie zmęczony :) Filip świetnie szedł, na bank jeszcze zrobimy nie jedną taką trasę ino ... następnym razem ty domek nosisz :P
EDIT:

Lekko sceptycznie (pogoda ;/) wyruszyłem w środę na 6.45 w okolice dworca PKP gdzie czekał już Filip. Jadąc do Krakowa między jedną drzemką a drugą myślałem czy atakować Zawoję czy Beskid Wyspowy. Mogielica + Ćwilin kusiły no ale prognoza była korzystniejsza na Diablaka a więc wyszła opcja Zawoi. Po zakupach w hmmm no bezalkoholowej Biedronce (lol2) wsiadamy do busika i robimy takie coś:
dzień pierwszy: Zawoja Policzne (712) - przełęcz Krowiarki - Sokolica - Kępa - Gówniak - Babia Góra (1725) - perć Akademików - schronisko PTTK Markowe Szczawiny - Sulowa Cyrhla - Zawoja Lajkonik (662) - polanka :))

Jadąc PKS-em dodatkowo usłyszałem iż okolice Kasiny zostały zalane a więc obrany kierunek był dobry. Wysiedliśmy na ostatnim przystanku w Policznym i zaczęliśmy wycieczkę, na widoki w sumie i tak nie liczyłem ale miałem nadzieję że deszcz wytrzyma :)
początki na szlaku



Tak więc szło się mega dobrze, nawet trochę widoków pooglądaliśmy :) Czasy na znakach oszukują :P ok godziny zapasu zrobiliśmy i gdyby nie duży "nachył" trasy to może i nawet byśmy się nie zmęczyli :D
szczyt

polską tabliczkę oczywiście zajumali pffff

wpis w książce też był :)) lewy górny róg rulez :D

I na szczycie po izobronku niefajna niespodzianka Perć Akademików stała się jednokierunkowa ... ;/ Były myśli iść jeszcze na Małą Babią ale czasu by brakło więc cóż zrobić drałujemy żółty szlak "pod prąd" :D Perć jak zawsze w dechę :))



Z każdym metrem coraz jaśniej, mgła została na wysokości 1500 + a my spokojnie przez schronisko idziemy do sklepu i na taką oto polankę ...

Deszcz wytrzymał, na szlaku mokrawo ale mniejsza o to :). Ognisko małe bo małe ale było, jakieś alko było, noc szybko minęła a że siły jeszcze zostały to tak na szybko:
dzień drugi: polanka :)) - Zawoja Lajkonik (662) - Mosorny Groń (1047) - Wodospad na Mosornym Potoku - Zawoja Widły (597)

sklepo-bar był w dechę, ławeczki plus piwo za 2.60 :D

Mosorny Groń

Wodospad na Mosornym Potoku

Powrót przez Suchą Beskidzką i Bielsko Białą. Pozytywnie zmęczony :) Filip świetnie szedł, na bank jeszcze zrobimy nie jedną taką trasę ino ... następnym razem ty domek nosisz :P
EDIT:

Kategoria Góry