Lapec prowadzi tutaj blog rowerowy

Rowerowo-górski blog cyniczno-ironiczny ;]

Wpisy archiwalne w kategorii

Rower

Dystans całkowity:45172.78 km (w terenie 886.24 km; 1.96%)
Czas w ruchu:2201:15
Średnia prędkość:20.37 km/h
Maksymalna prędkość:68.44 km/h
Suma kalorii:22255 kcal
Liczba aktywności:1007
Średnio na aktywność:44.86 km i 2h 13m
Więcej statystyk

Róża Wiatrów + szczyt, szczyt :-D

  • DST 131.53km
  • Czas 05:51
  • VAVG 22.48km/h
  • VMAX 52.62km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 20 września 2018 | dodano: 21.09.2018



Witam z szerokim uśmiechem => przepiękna prognoza, fantastyczny dzień i jak tu nie kochać pogody, skoro w drugiej połowie września funduje nam trzydziesto- stopniową temperaturę :)

Oj nie, ja w takich warunkach bankowo pracować nie będę i myk z dnia urlopu :-) Tak wiem, jestem inny, ale ten obrazek dobitnie określa mnie ... i jednego kolegę komentującego tu (dzięki) od czasu do zawsze :-D



Wolne w sumie miałem oszczędzać na babuszkę, no ale sorry :-P Zły wnuk jestem :-D
============================
Rano żeby sobie nie rozstrajać organizmu, postanowiłem że nie będę zmieniać ustawień budzika. Wstałem więc tak jakbym normalnie ruszał na DPD, coby bez stresu chwilę po 7:00 rano zjawić się na zakładzie, celem nie ruszania niczego i napicia się kawy xD

Po godzinie 8:15, temperatura (rano jechałem w długich spodniach) zaczęła się klarować do w miarę normalnych wartościach (19*C), więc mogłem ruszyć na odkładany gdzieś od około półtorej miesiąca wyjazd na Róże Wiatrów (pozdro Filip), znajdującą się w pobliżu Pustyni Błędowskiej, czyli miejsca którego rok w rok również nie mogę ominąć ;) Klasyczne dwie pieczenie na jednym ogniu, chodź wróć, nawet trzy pieczenie, WRÓĆ cztery!!!! Ale o tym za chwilę :-)

Na start obrałem standardową trasę na jezioro Sosina, czyli pojechałem przez okolice giełdy samochodowej w Mysłowicach, Niwkę i Browar, a później zamiast jechać na Jaworzno, odbiłem se na Sławków :-) Tu się trochę wlekło, ale przynajmniej wiedziałem gdzie jechać heh. Później stety/niestety musiałem co chwilę sprawdzać mapę, żeby zobaczyć czy na pewno kieruje się w odpowiednią stronę - na całe szczęście obyło się bez zawirowań. Bez zawirowań? powiedzmy heh, sinusoida była tam dość niezła! :-D

Wpadłem na mój zamierzony cel, gdzie popas, oszukane piwo (czytaj owocowe xD) i relaks :) Kolejne punkty mojego tripu określały się w sumie same, bo skoro i tak musiałem wracać, to bez sensu byłoby ominąć na przykład punkt widokowy w miejscowości Chechło. Tak też zrobiłam, odwiedziłem i zabrałem się do powrotu. 

Pierw super cudowny zjazd (który niestety zakończył się mega długim podjazdem xD), następnie pojechałem trochę drogą nr 790, no i coby tu rzec? Na 85 km mnie odcięło, ale tak że po prostu zaczynałem powątpiewać w moje możliwości i zaczynałem kombinować z powrotem pociągiem z DG ;/

Dobry Sneakers, przegryziony bułką z zymftem i wusztem, chwila pogapienia się w internet i co się okazało? A na to, że byłem jakieś trzy kilometry od najwyższego szczytu Dąbrowy Górniczej ... słynnego Łeverestu, który również widniał na mojej tablicy na ten rok :) No idealnie, ino jak na niego trafić? Trochę gruntowo, trochę po pokrzywach oraz jeżynach, z rowerem na plecach, udało mi się finalnie znaleźć wierzchołek. Szkoda że jakiegoś owocowego izo nie miałem, bo zacnie tak zdobyć najwyższy szczyt okolicy heh.

Po szczytowaniu (nadeszły nowe siły), Endo zaczęło zaczęło wariować, ale to nieistotna sprawa. Bardziej istotne było to że musiałem jakoś wrócić, a trafiłem wręcz idealnie, bo było chwilę po 15:00, więc cała załoga Huty Katowice (która jak sama nazwa wskazuje, znajduje się w Dąbrowie Górniczej) wyjeżdżała ze zmiany. OK przeżyłem, więc fajnie, ale ruch na drogach był taki, że niestety musiałem plany pozmieniać - bez sensu było się pchać na Centrum. Niby minus ale plus, bo w planach na ten rok miałem również Pogorię :) Przekręciłem więc przez Gołonóg, następnie koło jeziorka, Park Zielona i przez Będzin i Sosnowiec ( durna DDR-ka ) ...



... do katowickiej ulicy Sosnowieckiej i poprzez okolice mojej pracy oraz Zawodzie, dojechałem do D3S gdzie ... prawie zdechłem xD Trudno, trzeba było przemęczyć te ostatnie 6 km i udać się na zasłużonego Żubra na garażu.

Później jeszcze na szybko na obiad i na spotkanie z Janiolem. Na końcowym odcinku temperatura zmalała do skromnych 27*C, szkoda :D O wietrze natomiast pisać nie będę, bo po co się denerwować? Napiszę ino że czasem był i ... był niekorzystny :D

Trasa => https://www.relive.cc/view/e1201234277
Endo, prócz okolic Łosienia spisało się na piątkę ;]

Fotki
Rano klimatycznie ;]

Z trasy


Cel główny ;]

Szykuje się jakaś impreza

Punkt widokowy "Dąbrówka" - lubię to miejsce :)

Pod Pustynią, być musi ;))

Niespodzianka na szlaku - oj nie!!!! Nie dam się zaś nabrać :DDDDD

Patelnia ;)

Huta Katowice (po lewej, w dolnej strefie) z okolic Błędowa

Najwyższy szczyt Dąbrowy Górniczej i widok z niego + chaszcze :P


Huta Katowice z trochę bliższa :)

Pogoria III

Głupota prosto z Będzina - najlepszy na "Śląsku" singiel i taka akcja XD

D3S i coby tu napisać? Moje koła 2,25 są za małe, jak na ten postój. Gratulacje :DD


Jutro spokojny dzień (EDIT: 11km + fotki =>https://www.relive.cc/view/e1202088828), sobota weselna wróć ślubna, a nad niedzielą, to się pomyśli ^_^
===================================================
No to się biorę, choć ...

... w sumie hmmm ....

:D


Kategoria Rower

Z Wiewiórem na haby

  • DST 50.16km
  • Czas 02:39
  • VAVG 18.93km/h
  • VMAX 60.68km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 września 2018 | dodano: 17.09.2018



Nadszedł ten dzień, ten dzień wyjątkowy!!
Raz do roku czy deszcz, czy plucha, czy stary rower, okres, czy najazd kosmitów to i tak nic nie powstrzyma Gochy od wyciągnięcia mnie na rower xD Gorzej ... odmowa w tym właśnie dniu, mogłaby skutkować utratą klejnotów rodzinnych, więc nie ma żartów => trzeba było brać nogi za pas i dojechać na ustawkę o godzinie 14:00 na Panoramie i rozpocząć misje orzechy. Zresztą jak co roku, choć w tym wyjątkowo nie było nawet kiedy skontrolować czy nasze drzewo dalej stoi xD
Kto nie ryzykuje, ten przekąski nie ma :-)

Po chwili rozmowy ruszyliśmy więc standardowymi leśnymi dukatami (mijając pierdyliard rowerzystów) w kierunku Rety Śmiłowickiej, gdzie odbiliśmy na Mokre i poprzez sklep i dość średnią sinusoidę (I <3 Mikołów) dotarliśmy do drzewka ... które się aż uginało od dobroci. Wiewiórka to lubi, a ja lubiłem jeden z ostatnich zjazdów, na którym pojechałem z dość sympatyczną prędkością maksymalną ^_^

Po oplądrowaniu drzewa, misja powrót.

I coby tu teraz, niby planowane było odwiedzenie zamku w Chudowie, ale jednak trochę miałem obaw czy Siostra mi pociągnie (ROWEROWO!!!!!) z takim obciążeniem. Finalnie jednak doszedłem (MENTALNIE!!!) do wniosku że Gocha jest z tych twardych, więc ogarnie :-) No i tu jednak wyszedł delikatny gnój, bo o ile kondycyjnie było spoko, to jednak ilość dzieci na zamku była jak dla nas zdecydowanie za duża. Zupełnie nie nasze klimaty, więc ewakuacja :) Klasyczną trasą (przez Borową Wieś) z jakimiś tam Pitt Stopami dojechaliśmy do Akademików, gdzie następiło rozstanie. Zostało mi więc ino dojechać na garaż i rozkoszować się Żubrem - tak już na spokojnie ;-)

Trasa => https://www.relive.cc/view/e1198914944


Fotki:
A wcale że Suche ;)))

Migawki "z akcji" ...

... widoczki z trasy ...

... bleeeee ...

... i na chatę ;]

==============================================
Amen :)

PS: eeee xDDDDD


Kategoria Rower

Sobotnie DPD?

  • DST 41.01km
  • Czas 02:02
  • VAVG 20.17km/h
  • Sprzęt Krossiwo
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 września 2018 | dodano: 17.09.2018



Nie, spoko, nie odbiło mi jeszcze i ciągle jako typowy urzędas państwowy, robotę w weekendy omijam MEEEEGA szerokim łukiem ;) Wyjazd na Szopienice był pomysłem Kuzyna mego, który chciał zobaczyć sobie Nikiszowiec, a to w sumie po drodze.
============================
Obudziliśmy się dość późno i dopiero po godzinie 12:00 mogliśmy wyruszyć w kierunku mojego garażu, coby przez Ptasie Osiedle dostać się na D3S. Droga od "alpak" hmm? no usłana różami nie była bo trzeba było omijać uczestników jakiegoś wyścigu rowerowego, ale ogarnęliśmy :) Później już klasycznie => Zawodzie, Szopienice i dostaliśmy się na Nikiszowiec, gdzie nastąpiła chwila zwiedzania ;]

Kolejny cel czyli Hałdę w Murckach "zrobiliśmy" przez Giszowiec, ul. Adama, malutki postój przy Stawie(?) Górnik i kąsek Mysłowic.

Na Śląskiej (niższej) Górce chwila rozmowy, łyczek czegoś owocowego i rura przez Kostuchnę do babuszki na kawuszkę. Na koniec pozostał nam już ino dojazd z Piotrowic na Brynów, jakiś chmiel na garażu i mogliśmy wpakować się do autobusu i pojechać do Katowic na kebab ... następnie wrócić się na Brynów po bilety i ponownie (UBER-em, bo późno xD) na nadrzędny cel Kuzynowego przyjazdu czyli Mistrzostwa Europy na Żużlu na Stadionie Śląskim :)
=========================================================================
Trasa => https://www.relive.cc/view/e1198206577


Fotki:
Trzy Stawy - oba sprzęty w końcu na wspólnej przejażdżce :)

Nikiszowiec

Coś z hałdy - górki dziś wstydliwe, zresztą wszystko jakoś niewyraźne było, łącznie ze zdjęciem xD

Na koniec jeszcze parę fotek z szuszla :)


Szkoda że tak mało się wyprzedzali, ale w sumie nie żałuję, dość sympatyczna atmosfera, hałas jakich mało i Polacy na podium. Kibel ino że nie na jego najwyższym stopniu ;/
Później na tramwaj, ponownie na kebaba, piwo na Stawowej i nocnym busem poprzez Shella zaś na garaż ^_^
Zabiegany dzień, ale pozytywny :-)
===================================================================
Nawet muchojad wie, że ćmik po kebabie na "otro" obowiązkowy :D


Kategoria Rower

DPD 37/2018

  • DST 25.62km
  • Czas 01:11
  • VAVG 21.65km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 13 września 2018 | dodano: 13.09.2018



Kolejne (i ostatnie w tym tygodniu) DPD. Warty odnotowania jest fakt że rekordowe, gdyż w zeszłym roku licznik jazd rowerem do roboty zatrzymał się na liczbie 36 ;]

Co do sprzętu, to miało jechać Krossiwo, coby posprawdzać czy wsio działa przed sobotnią hipotetyczną wycieczką z mym zacnym gościem ze Skórzewa.
No niestety, Ojciec tak auto zaparkował że Krossa szło jedynie dźwigiem wyciągnąć, a że dźwig zostawiłem akurat w drugich spodniach, to musiał pojechać Szkodnik ;] Wiadomo, gdybym wstał wcześniej to szło się wrócić na chatę po kluczyki i przeparkować, no ale wyjątkowo (:D) jechałem "na styk".
=================================================
Rano, o dziwo przy przyjemnych +15*C i zielonej fali, dojechałem do roboty, ponownie jak wczoraj przez Staw Upadowy. Wręcz idealnie się jechało :) Po pracy wychodzę i co czuje? NIC!! zero wiatru, OMG - bym poskakał z radości, ale brzuch mnie bolał, bynajmniej nie z powodu "motylków" xD Warunki super, cieplutko (ok 26*C), bezwietrznie, a ja jakoś nie miałem radości z kręcenia. Jak nie urok, to ... ;))
Obyło się bez przygód, a "bebechy" nawet mi na piwo na garażu pozwoliły - dziękuje :)
PS: Podejrzewam pierwsze objawy uczulenia na pracę :DDD
=======================================================================
Pstrykać nie było co - "cykłem" więc Alpaki. Alpaki zawsze spoko :P

======================================
Także lecę do babuszki, bo kwiatuszki :)


Pozdro :)


Kategoria Rower

DPD 36/2018

  • DST 26.34km
  • Czas 01:10
  • VAVG 22.58km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 września 2018 | dodano: 13.09.2018



Po pomorskiej wycieczce, wracamy do rzeczywistości. Przynajmniej chwilowo, gdyż jeszcze zostało mi 16 dni urlopu, z którymi pewnie coś w najbliższym czasie wykombinuję :-)

W poniedziałek miałem jeszcze chwilę spokoju, którą poświęciłem między innymi na doczyszczenie napędu Szkodnika z piachu i myjnie. Wczoraj misja babuszka. A dziś już mogłem wrócić do kręcenia, gdyż pogoda na popołudnie zapowiadała się wybornie :-) Szkopuł ino w tym wybornie jest taki, że rano jadąc przez Staw Upadowy (przyspałem, a jak :D) towarzyszyła mi temperatura w granicach 11 kresek powyżej zera. Na powrocie natomiast przez Zawodzie i D3S miałem już prawie 30 stopni nad głową. Także wracamy do dylematu: czy bierzesz pół szafy ciuchów do plecaka, czy cierpisz w jedną ze stron xD Poza tym, bez przygód i atrakcji ;]

Oddawać moje upały i ekhem zabierać ten wmordewind z trasy z Szopienic na Brynów!!!! :-):-)
=============================================================
Ino jedno zdjęcie, bo pól transferu poszło na morze heh

Poranek z Rozwojem w tle ;]

==========================================
Trzeba korzystać puki można xD



Kategoria Rower

Stegna 4/4 => Powrót + Westerplatte

  • DST 61.96km
  • Czas 03:02
  • VAVG 20.43km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 września 2018 | dodano: 12.09.2018



Po wczorajszym grillu, już nie było takiego spokojnego wstawania jak wczoraj gdyż trzeba było ogarnąć dojazd na pociąg.

Budziki więc zostały nastawione na okolicę godziny ósmej rano, a swój nawet nastawiłem na 7:15, coby mieć chwilę żeby kości rozprostować. Po paru drzemkach (:D) Łukasz znalazł "złoty sposób" na obudzenie mnie (zaś usnąłem po 2:00 w nocy) => przypadkowo (?) trącił Perłe, a brzdęk pustej flaszki o kafelki zrobił resztę xD No dobra, skoro już nie śpimy, to trzeba było się ogarniać, zrobić jakieś żarełko i popatrzeć na trasę która nas czekała. W planach ponad 50 km, więc wyjazd o 10:00 (pociąg o 14:00) brzmi dobrze, chyba?

Jak się okazało, to nie była idealnie wyliczona pora, gdyż na dworzec wpadliśmy 20 minut przed odjazdem naszego transportu xD Dobrze że nic się po drodze nie wydarzyło => jakaś awaria by mocno skomplikowała nasze plany. Tak na marginesie, jako zabezpieczenie zawsze mieliśmy opcję odpuścić (oszczędzając około dwadzieścia kilometrów) Westerplatte, ale tego woleliśmy uniknąć :)
===================================================
O 10:02 ostatnie spojrzenie na domostwo i pierw rura na prom do Mikoszewa, gdzie wyszła mega niespodzianka. Na odjazd (odpływ?) nie czekaliśmy nawet pięciu minut (kursy co pół godziny), choć według rozkładu byliśmy o parę minut spóźnieni :)

Po przepłynięciu Wisły,  Łukasz odpalił czwarty bieg i goniąc poomijał mi wszystkie ciekawe zjazdy do lasu xD No ale rozumiałem, goniliśmy, więcej lepiej było podjechać gdzieś dalej i wiedzieć jak czasowo stoimy. 
Do Westerplatte dojechaliśmy z dość dobrym czasem i mogliśmy na spokojnie sobie pozwiedzać. Duża w tym zasługa ścieżek rowerowych jakie oferuje miasto Gdańsk. I napiszę tylko tyle, że skoro Poznań potrafi, Elbląg potrafi, Gdańsk potrafi, Tychy (no dobra, oni nie potrafią :D), to czemu w Katowicach taka posucha z DDR-kami? A najlepsi są kierowcy, którzy przez internet potrafią się burzyć że DDR-ki w Kato pojawiają się jak grzyby po deszczu xD Tak, te z kostki, albo te na chodnikach na których postawią znak C-13/C-16 i się baw. Jak mają takie coś robić, to już lepiej żeby nic nie robili, jezdnią się dobrze jeździ :) 

Po zwiedzaniu zaś rura na dworzec i ... się zaczęło heh. Powrót w niedzielę (niby wymuszony pracą Łukasza) nie był do końca dobrym pomysłem xD Tłok, ścisk i co ino. Finalnie dobrze że udało się wrócić, ale ludzie chyba nie byli do końca zadowoleni z naszej obecności ;))

W Katowicach zameldowaliśmy się (po przesiadce w Wawie) o godzinie 22:14 i pozostał nam ino dojazd na Brynów, najprostszą możliwą trasą ... zawierającą sklep :D W chacie szybkie rozpakowanie i dziękuję bardzo, kolejny dłuższy wyjazd chyba w październiku na Poznań ;]

Relive => https://www.relive.cc/view/e1194398695
Endo nie odpalałem na odcinkach Stegna - Orlen - Stegna oraz Kato PKP - Brynów => stąd nieścisłości na linii Endo - dystans BeeSa ;]


Fotki:
Wracamy xD

Atrakcja za 5 złotych => przeprawa w Mikoszewie

Jak widać :)

Przed nami jak się okazało - rafineria LOTOS-a

Ścieżki rowerowe w okolicach Gdańska - kolejne miasto pokazuje że się da!
No może prócz pierwszej fotki, gdzie nie wiadomo czemu, kostkę kładą => ot, Polska ;)

Dzisiejszy cel pośredni :)


Ostatnie chwilę z wodą morską

A na koniec Gdańsk w czterech odsłonach :)

======================================================
Jako bonus trzy fotki z przesiadki xD
Wagony bezprzedziałowe, zdecydowanie lubię to, takie integracyjne :D



=================================================================
=================================================================
Finalnie wyszło coś takiego :)

Ponad 365 km w 5 dni (dojazd + cztery dni "morskie") oraz ponad siedemnaście godzin kręcenia ;]
Dzięki Łukasz za towarzystwo i zrobienie filmiku :)))
======================================================================
W sumie też już nie mam kłopotów z tyłkiem ...

... a jak bym nawet miał to ... jest alternatywa :))


Kategoria Rower

Stegna 3/4 => Elbląg

  • DST 93.49km
  • Czas 04:24
  • VAVG 21.25km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 września 2018 | dodano: 11.09.2018



Dziś w sumie zgodnie z planem bo i wczorajsze oglądanie gwiazd skończyło się chwilę po 2:00 w nocy (przynajmniej w moim przypadku :D), jak i poranna pogoda (deszcze niespokojne) nie dawała za dużej możliwości na wczesny start. Zresztą i tak dziś miało być ino około 70km, więc nie spieszyło się nam zbytnio :)

Całe szczęście prognozy na popołudnie były łaskawe, także wyspałem się do godziny 10:30 i mogliśmy zacząć działać. Hmmm, działać to w sumie chyba za mocne słowo bo start zaplanowaliśmy na ... godzinę 14:00 ;)

Jak było założone, tak zostało wykonane i po pierwszym i drugim śniadaniu, dokładnie o godzinie 13:59 Łukasz oznajmił że jest gotów i mogliśmy wyruszyć na ten z dupy wzięty Elbląg :) Wystartowaliśmy pierw znaną nam trasą (dublowaliśmy odcinek z pierwszego dnia) którą dojechaliśmy do miejscowości Tujsk, gdzie odbiliśmy na jakieś lokalne wiochy. Od tego miejsca zaczęła się według mnie (naprawdę niespodziewanie) najlepsza wycieczka tego wyjazdu. Już myślałem że tego nie napisze, ale jednak po wczorajszym mega zajebistym dniu, dziś nastąpił chyba jeszcze lepszy trip pod względem widoków. W tym miejscu wrócę jeszcze do wiatru początkowego => tak nam wiał w plecy, że prawie mi licznik rozwaliło :D Później już nie było tak kolorowo, ale ten początek będę miło wspominał heh.

Zjechaliśmy więc w miejscowości Tujsk i mega spokojnymi asfaltami (przy malutkim ruchu samochodowym), jechaliśmy sobie grzecznie w kierunku naszego celu. Po około dwudziestu kilometrach nastąpił pierwszy Pitt Stop, coby uczcić okrągły dystans rowerowy wykonany w 2018 roku przez Łukasza. Po nim ponownie jechaliśmy spokojnie aż do punktu gdzie mieliśmy odbić na Drogę Krajową nr 7 i nią dostać się do miasta. Krajówek nie lubimy, a tu na całe szczęście był skrót, przez płyty, ale widok stamtąd był po prostu bajka, więc szło przecierpieć te nierówności :)

Wjechaliśmy do Elbląga i co się okazało? Okazało się tyle że tam jest naprawdę przecudowne, prawie jak Tychy ... tylko o parę procent lepiej :-D Do tego przez miasto przebiega szlak Green Velo, z którego trochę skorzystaliśmy ;] Pojawił się nawet plan żeby podjechać nim trochę dalej (okolice miejscowości Suchacz), ale czas był taki a nie inny i rozsądek wygrał z myślami. Zjechaliśmy więc na Stare Miasto, następnie przez parki: Planty, Traugutta, Dolinka (z fajnym strumyczkiem, choć gorszą nawierzchnią ścieżki) aż do Bażantarii, gdzie postanowiliśmy zacząć się wracać na bazę.

Ale żeby nie było tak że wracamy tą samą ścieżką co przyjechaliśmy, to jednak jakąś tam małą pętlę wypadałoby zrobić :) Pierw przez płyty (gdzie kolejne świętowanie, tym razem moje), jakiś typowy off road, sklep oraz atrakcje w postaci przejechania (zygzakiem xD) przez most pontonowy w miejscowości Nowakowo, dotarliśmy praktycznie już na zachód słońca do imprezy dożynkowej xD Ludzi kupę, zapach yyy kupy, więc nie zabawiliśmy tam i z powrotem wylądowaliśmy na naszej ścieżce :) 

W tym miejscu trochę szkoda że most w Kępinach Wielkich był nieczynny, bo niestety musieliśmy ponownie się cofać do Bielnika Drugiego, dokładając parę dodatkowych kilometrów. 

Domknęliśmy więc pętle i ruszyliśmy swoimi śladami (poprzez jeden Pitt Stop) do bazy. Nie była to tak bardzo łatwa sprawa, bo jednak było już ciemno, byliśmy zmęczeni i do tego wszystkiego zaczynało już delikatnie (13*C) piździć. Trochę gaworzyć, trochę ze słuchawkami w uszach, dotarliśmy (poprzez ponowne odwiedzenie sklepu w miejscowości Marzęcino) do drogi wojewódzkiej. Wystarczyło więc już ino przemęczyć ten ostatni odcinek. Na wieczór grill z kiełbaskami (i ponownie z gwieździstym niebem) oraz czymś mocniejszym i mogliśmy pakować się pod prysznic. Oczywiście osobno :-P 

Jak to jest że zawsze najlepsze wyjazdy są z dupy wzięte? bo jak to inaczej określić że Elbląg wymyśliłem tylko po to żeby nie dublować za bardzo naszych odcinków, a tylko tamten kierunek "był otwarty". Wyszło najlepiej, i dobre!! :-)
====================================================================
Trasa => https://www.relive.cc/view/e1194199771
Tym razem moje Endo poległo ostatecznie, więc to co widzicie to kradziej od Łukasza ;))


Fotki:
Standardowy pakiet wyjazdowy => tosty :)

Ze szlaku => bardzo sympatyczne tereny :)


Jak nic postój :)

Jedziemy dalej, jakoś przyjemnie się patrzało na numer szlaku ;)

Płyty, a po lewej ...

... tak, dokładnie :)

Bardzo sympatyczne miasto, jak zresztą pisałem ;]


Rysą na szkle to ten szlak (Green Velo), który pokazywał nam ile jest świateł w Elblągu xD
Z lewej na prawą, z prawej na lewą heh


Parki Miejskie :)

I nawet kochane miasto mi stare, dobre Tychy przypomniało :))) Dziękuje :)

No jak nic postój!! :D

Pokaz jazdy zygzakiem w Nowakowie - nawet znak nakazujący takiej jazdy był :)

Ostatki widności czyli jazda ku zachodzącemu słonku ;]

Na koniec coś dobrego dla oczu ... 

... i brzusia :D

=========================================
Coś podobnego było na końcówce => Łukasz oczywiście po prawej, brakuje mi ino chmurki z opisem "rozpalasz tego grilla czy co?" :DDD


Kategoria Rower

Stegna 2/4 => Koniec Unii!!

  • DST 93.61km
  • Czas 04:28
  • VAVG 20.96km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 7 września 2018 | dodano: 11.09.2018


No dobra, nie lękajcie się, aż tak źle jeszcze nie ma, choć przy polityce obecnego rządu kto wie? Żeby to nie był opis proroczy xD



Po wczorajszym dość intensywnym dniu, nastąpiła regeneracja senna, która trwała mniej więcej do godziny 8:30 rano. Później pomimo chęci, nie udało się nam wystartować o jakieś w miarę konkretnej (wczesnej) godzinie. Bo w sumie po co? Wszak urlop :-P 
Wyspani, ogarnęliśmy jakieś szybkie śniadanie, później obiad (xD) i przed godziną 12:00 mogliśmy ruszyć na główny cel tego wyjazdu, czyli plan pt: "dać buzi" płotu oddzielającego nas od towarzysza Putina ;]
======================================
Zanim finalnie wyruszyliśmy, oczywiście nie obyło się bez moich perypetii z Endomondo, które za rany koguta nie potrafiło znaleźć GPS-a:-\ No ale nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło :P Dzięki tej sytuacji byliśmy w stanie (wręcz zmuszeni :D) zrobić pierwsze tego dnia piwo nawodnienie :) 

Po postoju mieliśmy trochę kombinacyjnie (dukty leśne + piachy) wjechać na asfalt, lecz ... wpadliśmy niespodziewanie na gwiazdę tego dnia :) Tak gwiazdę!!!! Szlak niby niedokończony (jego całkowite zakończenie planują na 2020 rok), ale już teraz jest naprawdę genialny :-) Całościowo po lasach i utwardzonej nawierzchni pojechaliśmy więc uśmiechnięci przed siebie. Trzeba również zaznaczyć że tu już było trochę pagórkowato, więc skończyło się nudne płaskostopie i trzeba było się w końcu trochę wysilić :) Milusio, choć nie powiem, łatwo mi nie było, bo jednak góra-dół po wczorajszym, dawały trochę po nogach, ale przynajmniej ominęliśmy planowany nudny asfalt z dublowaniem drogi powrotnej :)

No niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Dojechaliśmy do miejsca gdzie droga się popsuła i niestety musieliśmy wrócić na drogę wojewódzką nr 501 ;/

Asfaltem do Krynicy Morskiej, tam misja sklep i jazda na nasz pośredni cel (oczywiście znaleziony po drodze - przy okazji :D) czyli: punkt widokowy "Wielbłądzi Garb". Całkiem fajna wiata, na szczycie której dwoje nazistó obywateli Niemiec cykło nam fotkę i trzeba było czym prędzej brać nogi za pas, gdyż nawiedziła nas dość liczna wycieczka emerytów. Do tego trzeba dodać że była już okolica godziny 15:00, a do celu jeszcze jakieś niecałe 20 km, więc nie było się nawet nad czym zastanawiać :-)

Trochę asfaltem nowym, trochę starym, dojechaliśmy do miejscowości Nowa Karczma (czy tam Piaski, do końca nie wiem jak to się zwie) gdzie wjechaliśmy na odcinek leśny, którego zwieńczeniem była granica Polsko-kacapska :) Będąc precyzyjnym to, to nie była nawet granica ino jakaś wojskowa strefa buforowa (oficjalnie ostoja zwierzyny), no ale za płot/szlaban nawet nie próbowaliśmy wjeżdżać. Nie było po co przemęczać Panów ze Straży Granicznej :)

Na plaży (wejście nr. 1 ;]) nawodnienie, opierz od pana strażnika że łazimy po wydmach i mogliśmy wrócić na szlak w kierunku bazy. Szlak ponownie leśny że dodam gdyż wróciliśmy na "nitkę" z pierwszego etapu, czyli fajnie :) I tak ponownie po płaskiemu dojechaliśmy do Krynicy Morskiej, gdzie ogarnęliśmy jakiś sklep i mogliśmy ruszać (asfaltem) w kierunku jakiegoś Pitt Stopu. Na nawodnienie została wybrana miejscowość Przebrno, gdzie krowy latają samopas, ale to nieważne, nam do szczęścia dużo nie potrzeba :)

Po przewie zostało tylko i aż niecałe 20 km do domku. Nudny asfalt, przed Biedronką dzwon (całe szczęście niegroźny) Łukasza, sklep, ratowanie piwa, które mi się otworzyło, zalewając pół plecaka (pfff) i jazda na grilla. Dziś już się nie chciało dokręcać, poza tym przyjechaliśmy już "po ćmoku" ;)

Malutka aluzja do dzisiejszego placu zabaw w Biedrze ...
Nie, nikt nie zapomniał, ale wiara miała tak w trąbie swoje pociechy, że nie wiedziałem czy jestem w sklepie czy zoo ;|



Piękne gwieździste niebo, cisza i spokój ... do czasu. Stolik obok przyszły trzy dziewczyny i facet, który sam się określił jako gej artysta (:D) czyli ... koniec ciszy! Po jedzeniu i wysłuchania miliarda przekleństw w spokoju do pokoju, prysznic, piwo, sen ^_^ Dzień i tak wyszedł genialnie, nawet z tym ostatnim zgrzytem od naszej kochanej młodzieży :)

Trasa => https://www.relive.cc/view/e1193597958
Endo jak widać na Relive nie liczyło mi początku, części końca, całej Krynicy, ukradło niecałe 10km, dodało za to około 20-25 minut więc spoko :D
Tu ino poglądowo, dane do wpisu spisałem z Sigmy



Fotki:
Garaż taki trochę średni, ale zawsze heh

I jedziemy - znak w lesie zawsze fajny ;)

Parę zdjęć "gwiazdy" dnia :]

I to by było na tyle, nazot na asfalt do ...

... o tu :)

Wielbłądzi Garb

Jedziemy dalej, na drogach pustki :)

Nowa Karczma

Droga na Rosję i malutka atrakcja przed nią :)

Dojechali :)


Można jechać na piwo :) Łukaszowi ino coś kask nie pasował :D
Sorki, musiałem :DDDDD


Granica widoczna aż nadto, plaża kontra ostoja zwierzyny

Wracamy, ponownie szlakiem sympatycznym ;]

Krynica Morska


Szlak na ...

... Łukasz artystycznie ;)

Na koniec - kolacja :))

=============================================
XD


Kategoria Rower

Stegna 1/4 => Dojazd + Malbork + lokalnie

  • DST 101.08km
  • Czas 04:44
  • VAVG 21.35km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 września 2018 | dodano: 10.09.2018


Już z urlopu właściwego :)

Z ostatniego wpisu wynikało że wsiedliśmy do pociągu. Hipotetycznie tak to mogłoby wyglądać, a w rzeczywistości było to narzędzie tortur, gdzie nawet największe siły Morfeusza nie dały rady się jakoś konkretnie przespać ;/ W tak nowoczesnym(?) i niewygodnym pociągu chyba nigdy nie jechałem => oddawać stare, dobre, przedziałowe wagony!!! Ujeeee!!! ;)

Dobra mniejsza o to, coś tam się jednak udało zdrzemnąć, ale to i tak była kropla w morzu potrzeb mych xD
=============================================
Trudno, wysiedliśmy zgodnie z planem w okolicach godziny 7:00 rano i ruszyliśmy w kierunku naszego pierwszego celu czyli nieczynnego mostu w Tczewie. Jakoś specjalnie długo żeśmy nie pojechali ... bo obiekt znajdował się około dwóch kilometrów od dworca :D

Atrakcja ofocona i mogliśmy skierować się pierw ścieżką rowerową, potem jezdnią asfaltową, następnie trochę po płytach, trochę gruntem, aż do Drogi Krajowej nr. 22 której ... w  żaden sensowny sposób nie dało się ominąć - trzeba ją było po prostu przelecieć ;/ Krajówka została przeleciana(?:D) i znaleźliśmy się na pierwszym mega poważnym punkcie naszej wycieczki. Miasto to bardzo zachwalał Filip dodając że dnia może nie starczyć żeby je zwiedzić. Hmmmm napiszę tak: prócz zamku, McDonalda i wuchty wiary sępiącej fajki i kasę to hmm, dupy nie urwało :-P Opuściliśmy więc Malbork i ruszyliśmy w kierunku noclegu. 

Jechało się kapitalnie wręcz :) Pola, bez wiatru, klimatycznie, nie za ciepło, nie za zimno i aż trochę dziwnie bo nawet ścieżka z kostki(!!) była prosta heh. Da się? Da! Po niej "wyrosła" (niestety jeszcze nie do końca skończona) DDR-ka z masy bitumicznej, która będzie na pewno mocno oblegana przez rowerzystów - bo fajna, ot tak po prostu :)

W międzyczasie zrobiliśmy jeszcze jeden mały przystanek nawadniający i wjechaliśmy do miejscowości Nowy Staw, gdzie była jakaś stara atrakcja. Po niej już ino drogą płaską jak naleśnik (czy tam płaskostopie Poznańskie) przejechaliśmy miejscowość Nowy Dwór Gdański i poprzez drugie i ostatnie nawodnienie uderzyliśmy na kwaterę.

Dostaliśmy się do pokoju, poszliśmy sobie do sklepu po jakąś wałówkę na obiad i nastąpił czas wolny w którym każdy robił to co chciał. Czyli dokładnie: ja poszedłem dokręcać do "setki" bo było mało (o tym za chwilę), a Łukasz "poszedł" na spotkanie z Morfeuszem :-D

Trasa poranna => https://www.relive.cc/view/e1192542432

Fotki:
Tczew i pierwsza atrakcja we mgle skąpana ;)

Widok na Stare Miasto i Wisłę 

Dojazd do Krajówki, której nie pokaże na fotkach :P

Malbork - ładne zdjęcia więc tym razem nie zrobię kolaża, bo szkoda ;]





Ścieżki na trasie :)

Jako przerywnik, kwintesencja mojego życia na jednej fotce :D

Jeszcze do-szynka ...

... i na celu :)

=======================
Także Łukasz sobie smacznie spał, a ja zrobiłem porządek ze swoimi rzeczami i ruszyłem (około 15:30) w trasę którą wymyśliłem mega "na poczekaniu". Celowałem ino żeby pojeździć po odcinkach których nie mieliśmy w planach w ogólnych założeniach :) Pierw więc pokręciłem trochę przez Stegnę, później wpadłem na jakiś trzy kilometrowy odcinek po płytach, następnie dostałem wiatrem po plecach i dojechałem do gruntu gdzie ... oberwałem wiatrem ... tym razem już nie po plecach XD Ogólnie jak na pierwszej części nie wiało praktycznie wcale, to gdzieś od Nowego Stawu wiatr był coraz bardziej upierdliwy (twarzowy taki xD) i nie poprawił się do końca ;/

Wracając do mojej wycieczki: przejechałem Popowo, Stegienkę Osadę i wyliczyłem że może mi braknąć trochę do trzycyfrowego dystansu. Postanowiłem więc pierwszy raz przywitać się z morzem, przy okazji "pokazując" je Szkodnikowi :-) Także w miejscowości Jantar mały Pitt Stop, a po nim rura na mega super okoliczne dukty leśne. Były (o dziwo) podjazdy, single, wucha szyszek, szerokie ścieżki, bez ścieżek czyli najlepiej heh.

Ostatni tego dnia postój zrobiłem sobie między Jantarem a Stegną i tu już zamoczyłem stópki :) W ruch poszła również para Żubrów, a do tego się obudziła się Śpiąca Królewna która postanowiła do mnie dołączyć :) No i dobre => zanim Łukasz dojechał to zaczął się robić zachód, którego oczywiście przegapić i nie ofocić nie zamierzaliśmy ;) Po zachodzie ino misja Biedronka i do bazy.

Dzień na plus, wszystko idealnie, no może prócz Endo (Marcin M - jeszcze raz obrazisz mój telefon w jego obecności i Ci kopnę :P) i wiatru, ale to tam szczegół ;-)

Trasa => https://www.relive.cc/view/e1193048977

Fotki:
Tym razem już praktycznie bez asfaltów ufff ;)

W przerywniku, pochwalę się suwenirom ;) Dziękuje :)
PS: choć nie wiem czy to prezent dla mnie, czy otwieracz do dziwnych piw Łukasza :D


Morze po raz pierwszy - miejscowość Jantar

Na zachód, takimi oto ścieżkami :)

Morze po raz drugi ;]



===============================
Tego nie było ... ale i tak było zajebiście ;))))


Kategoria Rower

Przedwyjazdowo

  • DST 16.82km
  • Czas 00:50
  • VAVG 20.18km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 5 września 2018 | dodano: 05.09.2018



Kolejne moje wpisy pojawią się dopiero w przyszłym tygodniu, tak więc na szybko napiszę ino że bieg przeżyłem :P W sumie to nawet całkiem sympatyczna impreza wyszła, a do tego wygraliśmy o minutę i dwadzieścia sekund z Urzędem Miasta sesese => mała rzecz, a cieszy heh.

Co do mojego biegu (indywidualnie zostałem sklasyfikowany na miejscu 890 na 2845 uczestników) to hmmm, potwierdzam, biegać nie będę, zostaje przy rowerze i chodzeniu, czy to po lesie, mieście, czy po górach ;))

Fotki:
Przed startem ... i weź teraz znajdź "swoich" xDDDD


Finalnie się udało :)

A tu sobie biegnę na ostatniej zmianie :)
W tym miejscu ciężko było wyprzedzać ;) ... i zobaczyć (usłyszeć) jak Marzena z Łukaszem mi kibicują :P
Dzięki za wsparcie duchowe i fotkę :)


==========================================
Jako podsumowanie, jedna z wielu suwenirów czyli kolejny (po rowerowych) medal doszedł do kolekcji ;]


=====================================================================================
Wracając do kręcenia:
Wczoraj miałem odpalać rower, ale brakło czasu ;/ Deszcze, mega późny teren służbowy [dwa dni na krajówce (https://www.relive.cc/view/e1191440110) zawsze zabawnie wyglądają - polecam :D], do tego sprawy babuszkowe i nie pykło. Na końcówce dnia, nawet w autobusie usłyszałem że kolejny przystanek to Brynów Kopalnia Wódek, a nie Wujek (xD) więc jednak chyba byłem zmęczony (pozdro Tola) i głodny ;-)

Dziś robota, po której pierw trochę odpocząłem, a później rura na garaż zobaczyć jak sakwa leży na Szkodniku i ... od razu małe testy. Była jeszcze wszak opcja przeprosić się z Krossiwem, które już swoje "z bagażnikiem" przejechało.

Pojechałem do Siorki, zrobiliśmy kąsek po lesie z psem i powrót na chatę się dopakować ;] Testy udane - sorki Kross ;-)

Przed 22:00 spotkanie z Łukaszem i Sąsiadką mą, chwila pożegnań, łyczek żubra i męskiemu gronu został ino dojazd na PKP. Poprzez malutkie problemy ze sklepem, cel udało się osiągnąć i pisze do was z pociągu ^_^

Trasa => się tworzy i muli jak Endo dziś xD
EDIT: https://www.relive.cc/view/e1192278790
=========================================================
Dobra, mnie nie ma ale => pacz poniżej :))))


Kategoria Rower