Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2019
Dystans całkowity: | 202.49 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 08:00 |
Średnia prędkość: | 18.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 37.34 km/h |
Suma kalorii: | 8267 kcal |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 25.31 km i 1h 36m |
Więcej statystyk |
DPD 1/2019
-
DST
25.73km
-
Czas
01:25
-
VAVG
18.16km/h
-
Sprzęt Krossiwo
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 31 stycznia 2019 | dodano: 31.01.2019
W sumie to już wczoraj planowałem po pracy ruszyć na jakiegoś gluta, ale niestety moje eldorado wolności od babuszki, skończyło się prędzej niż się zaczęło. Do niektórych spraw jestem tam niezbędny, więc po obiedzie trzeba było pojechać na Piotro - autobusem oczywiście, bo na sześć kilometrów nie chciało mi się ubierać :P
Do faktu że opiekunka weekendowa w niedzielę odeszła, zdarzyłem się przyzwyczaić. Niespodzianką była informacja, że ta z tygodnia, też rzuca "ten biznes" - dziś (środa) był jej ostatni dzień. Ehhhh. Jak MOPS nic nie załatwi, to będąjazzy dżezy, bo Toli niestety (prócz wiadomych problemów zdrowotnych) zaczyna siadać psychika :- / Oj, nie wyszła człowiekowi ta starość, nie wyszła ...
====================================
Co do kręcenia, to dziś już nic nie stało na przeszkodzie coby się ruszyć. Znaczy stał - mój leń, ale na całe szczęście wczoraj wieczorem się już spakowałem i byłoby bez sensu rano przekładać "klamory" z plecaka do torby na ramię ;]
Wyjechałem więc (tym razem o jakieś 6-7 minut wcześniej niż zwykle) z garażu (przy dwóch stopniach na minusie) i przez jakieś dwa kilometry było nawet przyjemnie. Później wpadłem na lodowisko w Parku Kościuszki ...
... następnie przez w miarę spokojnie ulicę: Ceglaną, Francuską, Lotnisko i Pułaskiego, dostałem się do DDR-ki i ... jeszcze gorszego lodowiska aniżeli w P.K. Średnia na poziomie 7km/h i tak była mega :D
Następnie przejechałem ulicą (olewając śliską śmieszkę) przez Zawodzie i dotarłem ... ino dwie minuty spóźniony do roboty. Lista była, więc bez tłumaczenia :)
Przepracowałem swoje i musiałem kombinować powrót. Zawodzie odpadało, gdyż przez budowę centrum przesiadkowego (wracam inną nitką niż rano) jest tam w pizdu marasu. Z opcji Nikiszowiec albo staw Upadowy, padło na to drugie.
Pomysł okazał się kapitalny (pfff) ...
... i tak jak T-king pisał wczoraj o trasach dla Justyny Kowalczyk, to ja mam niezłą propozycję dla Zbigniewa Bródki xD Spodziewałem się że będzie biało, ale w tym miejscu zrobiłem minę podobną do równouprawnionej Melisy xD.
Trochę przejechślizgałem, trochę przeszedłem i na całe szczęście obyło się bez zbierania zębów z poziomu gruntu :) Fajnie!! :)))
Następnie przez ul. Porcelanową na D3S, gdzie boczkiem już się dało w miarę spokojnie jechać ;]
Choć z tym byłoby łatwiej :P
Do faktu że opiekunka weekendowa w niedzielę odeszła, zdarzyłem się przyzwyczaić. Niespodzianką była informacja, że ta z tygodnia, też rzuca "ten biznes" - dziś (środa) był jej ostatni dzień. Ehhhh. Jak MOPS nic nie załatwi, to będą
====================================
Co do kręcenia, to dziś już nic nie stało na przeszkodzie coby się ruszyć. Znaczy stał - mój leń, ale na całe szczęście wczoraj wieczorem się już spakowałem i byłoby bez sensu rano przekładać "klamory" z plecaka do torby na ramię ;]
Wyjechałem więc (tym razem o jakieś 6-7 minut wcześniej niż zwykle) z garażu (przy dwóch stopniach na minusie) i przez jakieś dwa kilometry było nawet przyjemnie. Później wpadłem na lodowisko w Parku Kościuszki ...
... następnie przez w miarę spokojnie ulicę: Ceglaną, Francuską, Lotnisko i Pułaskiego, dostałem się do DDR-ki i ... jeszcze gorszego lodowiska aniżeli w P.K. Średnia na poziomie 7km/h i tak była mega :D
Następnie przejechałem ulicą (olewając śliską śmieszkę) przez Zawodzie i dotarłem ... ino dwie minuty spóźniony do roboty. Lista była, więc bez tłumaczenia :)
Przepracowałem swoje i musiałem kombinować powrót. Zawodzie odpadało, gdyż przez budowę centrum przesiadkowego (wracam inną nitką niż rano) jest tam w pizdu marasu. Z opcji Nikiszowiec albo staw Upadowy, padło na to drugie.
Pomysł okazał się kapitalny (pfff) ...
... i tak jak T-king pisał wczoraj o trasach dla Justyny Kowalczyk, to ja mam niezłą propozycję dla Zbigniewa Bródki xD Spodziewałem się że będzie biało, ale w tym miejscu zrobiłem minę podobną do równouprawnionej Melisy xD.
Trochę prze
Następnie przez ul. Porcelanową na D3S, gdzie boczkiem już się dało w miarę spokojnie jechać ;]
Choć z tym byłoby łatwiej :P
Długo jednak się jazdą nie nacieszyłem (plus, że choć się dało to objechać) - dziękuje(my) po raz kolejny KWK "Staszic" ...
... bo jak wiadomo, kopalnie nie mogą normalnie zasypywać wyrobiska piachem - taniej jest oczywiście metodą "na zawał". Kij z tym że pół miasta się zapada, grunt że fedrujemy. Nic nie napiszę i użyje ino ogólnego skrótu, na który składa się dwudziesta czwarta litera alfabetu łacińskiego, którą graficznie przedstawia się jako "X" oraz czwartą litera alfabetu, którą graficznie przedstawia się jako "D", celem wyrażenia mojej wdzięczności za demolowanie mi lasów xD
A tu już chwilkę dalej, żwirku trochę dali - miło z ich strony ;]
Reszta to asfalty, na które nie ma co transferu marnować => od jutra odwilż, więc nadejdzie czas i na nie (asfalty) :)
===================================
Debiutanckie odbębnione, ale mam wrażenie że to nie jest pora na dojazdy do roboty xD Szkoda że mam dojazd taki a nie inny, bo albo jadę tak jak przed chwilą opisałem ... albo wpadam w ścisłe Centrum, gdzie kręcę przez ogromną ilość postojów na światłach => spóźnienie gwarantowane iksD. Popołudniu natomiast albo mnie zabiją, albo przejadą, bo przecież wracam w godzinach szczytu xD
Mniejsza o to: rok temu było czterdzieści pięć wyjazdów - zobaczymy jak będzie w tym ;]
Po rowerku nastąpił Żuberek, w takich oto klimatach :))))
=============================
Podsumowując ten miesiąc, w sumie jestem mega ucieszony. Rowerowo wyszło więcej niż rok temu, a do tego fajne górki się udało zrobić :-)
Mapka ogólna ...
... I zbliżenie na "moje okolice" ^_^
Endo => tak biegałem ...i więcej "chyba" nie będę :P
A butnie w normie :))))))))))))))))))
=========================
Wpis powinien być opublikowany około godziny 18:00, ale niestety musiałem jechać na Piotro xD
Kij z tym :PPPPP Pierdu pierdu, dawać wiosnę :P
... bo jak wiadomo, kopalnie nie mogą normalnie zasypywać wyrobiska piachem - taniej jest oczywiście metodą "na zawał". Kij z tym że pół miasta się zapada, grunt że fedrujemy. Nic nie napiszę i użyje ino ogólnego skrótu, na który składa się dwudziesta czwarta litera alfabetu łacińskiego, którą graficznie przedstawia się jako "X" oraz czwartą litera alfabetu, którą graficznie przedstawia się jako "D", celem wyrażenia mojej wdzięczności za demolowanie mi lasów xD
A tu już chwilkę dalej, żwirku trochę dali - miło z ich strony ;]
Reszta to asfalty, na które nie ma co transferu marnować => od jutra odwilż, więc nadejdzie czas i na nie (asfalty) :)
===================================
Debiutanckie odbębnione, ale mam wrażenie że to nie jest pora na dojazdy do roboty xD Szkoda że mam dojazd taki a nie inny, bo albo jadę tak jak przed chwilą opisałem ... albo wpadam w ścisłe Centrum, gdzie kręcę przez ogromną ilość postojów na światłach => spóźnienie gwarantowane iksD. Popołudniu natomiast albo mnie zabiją, albo przejadą, bo przecież wracam w godzinach szczytu xD
Mniejsza o to: rok temu było czterdzieści pięć wyjazdów - zobaczymy jak będzie w tym ;]
Po rowerku nastąpił Żuberek, w takich oto klimatach :))))
=============================
Podsumowując ten miesiąc, w sumie jestem mega ucieszony. Rowerowo wyszło więcej niż rok temu, a do tego fajne górki się udało zrobić :-)
Mapka ogólna ...
... I zbliżenie na "moje okolice" ^_^
Endo => tak biegałem ...i więcej "chyba" nie będę :P
A butnie w normie :))))))))))))))))))
=========================
Wpis powinien być opublikowany około godziny 18:00, ale niestety musiałem jechać na Piotro xD
Kij z tym :PPPPP Pierdu pierdu, dawać wiosnę :P
Kategoria Rower
Cieślar(920m n.p.m.)stycznie
-
DST
21.76km
-
Kalorie 2923kcal
-
Aktywność Wędrówka
Trzeci, ale chyba najfajniejszy górsko-zimowy wyjazd w tym roku się odbył :-) Genezę w sumie nakreśliłem wczoraj, więc przejdę od razu "do rzeczy".
Pobudka około godziny 6:30, szybkie śniadanie i rura na pociąg do Katowic. Spotykamy się (jednak w trzyosobowym składzie) już w pociągu docelowym i zmierzamy w kierunku Wisły. Oj długa to była droga, bo nie dość że szyny były złe, to jeszcze hultaje mi Żabkę w centrum remontowali, więc trzeba było przejechać o suchości heh.
Chwilę po 10:00 wysiedliśmy w Wiśle Dziechcińce, ogarnęliśmy sklep i mogliśmy zacząć szukać szlaku niebieskiego. Chwilę chodnikiem, następnie zawianą polanką, ponownie ulicą i weszliśmy na już typowo zimowy dukt leśny :-) Było wszystko => zapadanie się po tyłek, gubienie szlaku, piwo, rozmowy, czyli wszystko to, za co lubię zimowe spacery w górach. Jedyny błąd jaki zrobiłem tego dnia, to fakt że choć wziąłem ze sobą stuptuty ... to ich nie założyłem.
Pocieszał mnie ino widok Grzegorza który ... szedł w dżinsach ... i do tego prowadził :D
W tym miejscu muszę zaznaczyć że wyjazdy na Wisłę lub Ustroń są fajne, bo pociąg wyjeżdża z Katowic o godzinie 7:55, a wraca o 17:37, więc jest idealny pod kątem biletu dziesięcio-godzinnego :) Niestety z tej puli są odcięte cztery godziny na dojazd, więc o ile latem jest okej, to zimą trzeba ścisnąć poślady i gonić - a w lesie odcinek gdzie przecieraliśmy szlak, Endo wyliczyło czas: kilometr w ... 30 minut xD Na całe szczęście później weszliśmy na pożarówkę, gdzie się trochę nadrobiło :) Radośnie doszliśmy więc Małego Stożka (843m n.p.m.) i zostało nam tylko pół godziny do założonego celu czyli Wielkiego Stożka. Heh, tylko i aż xD Po przejściu około 30 metrów, zwątpiliśmy, bo warunki masakra. Osiemdziesiąt centymetrów nieudeptanego śniegu skutecznie namówiło nas do obrania odwrotnego azymutu :-D
Padło na tytułowy Cieślar i Soszòw, co okazało się (nie licząc debili na skuterach śnieżnych) decyzją słuszną. Doszliśmy do schroniska, gdzie niestety czas naglił, więc rozpoczęliśmy od razu schodzenie ponownie szlakiem niebieskim. O dziwo szlak nie tylko ciągle był uroczy, ale i szybki, więc w Wiśle zameldowaliśmy się z godzinnym zapasem czasowym. W Żabce po hot-dogu i coby tu? Czekać na pociąg się nie opłacało, więc piwo w dłoń i jazda na kolejną stacje. Zawijasa dobrze widać na rilajfie :)
Na peronie mieliśmy jeszcze około 15 minut zapasu :-) Idealnie wręcz :-) Pociąg przyjechał punktualnie, chwila rozmowy i Morfeusz :D Później już ino pobudka w Tychach, szybka przesiadka w Piotrowicach, spotkanie na garażu z Janiolem i do wanny ;]
Dzięki panowie => Filip do następnego, a Grzegorz do jutra heh.
Trasa:
Fotki:
Ruszamy
Początkowy odcinek ;]
Ekipa w komplecie :)
Idziemy dalej
Nawodnienie również było obecne, i co najlepsze ... to nie mój Żubr :D
Odcinek spokojny ...
... i ten mniej spokojny :)
Ale choć po piwko się schylać nie trzeba było :P
Najcięższy odcinek wycieczki :)
Ponownie przyjemną pożarówką ;]
Na Cieślarówkę było zdecydowanie sympatyczniej :P
Niespodziewana śnieżyca heh
Główny Szlak Beskidzki ...
... i widoczek na Ustroń :P
Najwyższy punkt dnia dzisiejszego
Idziemy dalej w takich oto klimatach
Ostatni cel czyli Soszów (886m n.p.m)
Z zejścia
I już w mieście gdzie ...
... no, nie możemy być gorsi od Wielkopolski :D
To by było na tyle względem soboty ;]
Telefon stworzył mi filmik => nie mylić z produkcjami Łukasza :D
=========================
W niedzielę, choć warunki pod rower były idealne, to postawiłem jednak na poranne roztrenowanie (4km po lesie) i towarzyską wizytę na Batorym :) Byłoby idealnie, gdyby nie wieczorny telefon od Kuzynki, która to dzwoniła do Babci. Babuszka popłakana i posmarkana, stwierdziła że nikt jej nie odwiedza i w ogóle i szczególe. Fajnie, zwłaszcza że ostatnio tam siedzę na okrągło xD. Przy okazji kolejna osoba mi powiedziała że to moje mieszkanie, i ja MUSZZZZĘ!! No to zobaczymy - biorę urlop do piątku, przynajmniej teraz nie będzie kłamać że sama siedzi :P
Kategoria Góry
Babuszka na okrągło
-
DST
24.74km
-
Czas
01:23
-
VAVG
17.88km/h
-
Sprzęt Krossiwo
-
Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 25 stycznia 2019 | dodano: 26.01.2019
Zacznę od raportu z zeszłego tygodnia. Dobra, koniec.
Warunki klimatyczne na Śląsku wciąż żyć nie dają, bo o ile skończyły się śnieżyce i zaspy, to zaczęły się mega mrozy, podczas których dopełni komfortu brakuje mi ino jakiś czterdziestu stopni Celsjusza xD
DPD więc odpadało, (a z resztą) ...
... tak samo jak jazda po pracy => dziwnym trafem po wyjściu Toli ze szpitala, Matkę trafiła grypa (która coś dziwnie się przeciąga ...), więc nawet nie było mi szkoda roweru, bo większość czasu po pracy i tak spędzam w Piotrowicach :/
================================
Wczoraj jednak w robocie stwierdziłem że w sobotę trzeba wyjść na rower. Co na to pogoda? No chyba se jaja robisz - włączam mrożenie! Trudno, Filip zagadywał o góry, więc niech będą Beskidy ... a rower na niedzielę. Dziś zadzwonił Grzegorz ostatnio widziany o TU, który zjechał ze Szkopów na urlop i zagadał o piwo w ... niedzielę => no przecież nie odmówię.
Szybkie spojrzenie na termometr i widzę TYLKO -4*C. Źle, ale nie tragicznie - można jechać ... do Babci (a jak!!!!) rowerem.
Około 17:30, ruszyłem więc z ambitnym zamiarem okręcenia czegoś więcej niż tylko "DBD". Wybór padł na Starganiec, i o dziwo po beznadziejnych pierwszych dwóch kilometrach, gdzie prawie palce u rąk mi odpadły, łzy w oczach spokoju nie dawały, do tego jechałem w korku, a na drodze było takie lustro .... że mógłbym spokojnie się w nim przejrzeć, to później jechało się całkiem spoko ;]
Ligota, Bema, Panewniki i znalazłem się na moim celu. Tam chwila na dymka i rura przez Zarzecze do miejsca docelowego.
Na Piotro standard i mogłem wracać. Wpadł mi jeszcze (po ogrzaniu się) do głowy plan, żeby odwiedzić D3S. Niestety, tylna lampka domagała się prądu, więc zahaczyłem tylko o nową g(ów)alerie, coby skontrolować nowe DDR-ki. Wiecie co? Nie wypowiem się!
Trasa => rilajf
Fotki:
Start w warunkach normalnych ... jak na ten rok xD
Starganiec w Mikołowie
Mam nadzieję że widoczna szklanka?
Dziś o dziwo dwa razy stałem na przejeździe xD
Z powrotu:
Tak, Libero lubi rowerzystów ^_^
===============================
Jutro góry => "Szpilberk" woli wódkę, więc filmiku nie będzie :P Mój durny opis, pewno pojawi się w poniedziałek => wszystko w wątrobie Grześka. Jak jutro pojedzie w góry "to nadrobimy zaległaśći" i w niedzielę albo rower, albo Ochojec, albo Batory - czas pokaże :P
==================================================
TĘSKNIEEEEEEEEE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Kategoria Rower
Styczniowe Koparki
-
DST
71.82km
-
Czas
03:30
-
VAVG
20.52km/h
-
VMAX
37.34km/h
-
Sprzęt Krossiwo
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na początek tego wpisu, chciałbym jednak napisać parę słów o naszej polskiej służbie zdrowia. To że ciekawie nie będzie, to wiadomo!
Otóż w piątek, Babcia dostała wypis ze szpitala. I chociaż ja byłem w pracy, to Ojciec wyszedł z założenia że ją odbierze. Dostał zjebę. Bo nie wolno, bo nie chodząca, więc musi ją odwieźć pogotowie. Proszę czekać w domu o 13:00, my ją odwieziemy. Matka pojechała na mieszkanie, a Babkę przywieźli ... chwilę po 18:00, bo nie było karetek. Fajnie. Ale przynajmniej z receptą przyjechali, które wyjątkowo (lekarstwa) miałem na wyczerpaniu. Zawsze jak to Toli zmieniają leki, to mam pół szuflady "cukierków" do wyrzucenia ;/
Wczoraj, nie dość że miałem mieć odwiedziny rodziny (nie poznańskiej) z Wielkopolski, to jeszcze trzeba było te leki wykupić. I jakie było moje zdziwienie w aptece, gdy się okazało że wszystkie leki były nierefundowane. Łat de fak?! Rura z powrotem na szpital, gdzie dowiedziałem się od lekarza prowadzącego, że owszem recepty wypisują, ale refundacje musi podpisać lekarz rodzinny. Co mam zrobić zapytałem? A no proszę pojechać do rodzinnego i niech tą receptę przepisze XDDDD. Wróciłem więc do Babci, ogarnąłem sklep, pogadaliśmy trochę gdzie każdy wypił to co lubi, czyli: ja piwo, a Babka kefir brzoskwiniowy i mogłem wracać na osiedle. Oj były smaki na coś więcej (niedyspozycja żołądkowa po piątkowym spacerze i spotkaniu z Zientasem skończyła dokuczać), ale byłem już umówiony na dziś z Filipem. Start około dwunastej, cel nie wiadomo => do picia została więc wytypowana mocna ... herbata :D
Wiem, wiem to rozwiązanie nie ma racji bytu, ale czasem bym chyba chciał ...
Dopiero rano około 8:00 ustaliliśmy że ruszamy na jedno z fajniejszych miejsc na Śląsku czyli jaworznickie Koparki. Spotykamy się koło Filipa domu i ruszamy w kierunku Szopienic. Następnie Mysłowice, Sosnowiec, Browar i zostały tylko Maczki. Tylko i aż ... bo po nich był podjazd (będzie na fotkach), dość konkretny xD W bólach i w mękach podjechałem, następnie nastąpił zjazd do Szczakowej do Żabki (niedziela niehandlowa) ...
Wychodzi że lepiej w niedziele zostawić pieniążki w kościele, aniżeli w sklepie - Państwo skorzysta ;)))
... później nawrót i rura na cel. Tam chwila przy czymś orzeźwiającym, standardowa sesja fotograficzna i mogliśmy wracać ... a że Filip chciał jeszcze mi pokazać nowy odcinek Velostrady, to najkrótszej trasy nie wybraliśmy. Po tej atrakcji już standardowo, z taką tylko różnicą, że Gizmo sobie jechał spokojnie, ja natomiast jechałem na rzęsach xD. Łubowiec, Sosnowiec Jęzor, Mysłowice, Rymera, Szopienice, Zawodzie i w miejscu startu, się żegnamy. Dzięki za wyjazd i wyrozumiałość :-D
Od Mariackiego został mi tylko (i aż) odcinek z Centrum na Brynów. Przemęczyłem go i mogłem "rozkoszować się" Żubrem na garażu :-) No dobra, żart, nie rozkoszowałem się, bo temperatura spadła ponownie do trzech kresek poniżej zera. W najcieplejszym okresie mieliśmy około jednego stopnia na plusie. Fajnie że choć nie wiało ;]
================================================================
Trasa => o tu ;] bądź poniżej
Przedwstęp z osiedla
Troll na wysokim poziomie :))))))))))))
Mi rączki nie marzły, więc zdjęć będzie sporo heh
Fotki:
Początkowy odcinek i jazda przez Park Kościuszki
Tak, tego zdecydowanie mi brakowało xD
Miejsce spotkania
Później klasycznie (jak do pracy) i aż do Sosnowca ...
... gdzie celowałem bane na moście - niestety trochę brakło czasu ;/
Fragment na którym się spodziewałem takiego czegoś, okropny odcinek bleeee
Tu już ładnie, nawet w lasach bez zalegającego śniegu :)
Durny podjazd (po Maczkach), ale na powrocie (Jaworzno - Centrum) mieliśmy nawet 10% ... w dół :)
Jaworzno Szczakowa ...
... i ichrza DDR-ka
Przed celem => zima nie daje o sobie zapomnieć xD
Dotarli do miejsca docelowego i sesja :)
Wariaty - płetwonurki :-P
Widok z góry na Szczakową, okno życia i fachowo zamontowaną tabliczkę :D
Velostrada i mój kompan - tu jeszcze przejezdna, później niestety śnieg, lód i ogólnie "pała" dla zarządzających!!
Początek zachodu przed Sosnowcem
I po zachodzie - Szopienice
Słonko zaszło, a łysy sobie odpoczywał ;]
Na koniec jeszcze raz lodowisko i do bazy :-)
=======================================
BTW: nie zapomnijcie => nie zapomnijcie, dziś ostatni dzień :DDDD
=======================================
BTW 2: Podczas słania do Poznania, tego oto zdjęcia (zrzut z kamerki Rysianki) z gór ...
... gruchnęła do mnie informacja, że nie tylko pewien Niemiec w drużynówce nie ustał w sobotę w Zakopanem ;/ Komentujący tu Kuzynostre, niestety również zaliczył bliskie spotkanie z białym dziadostwem i dostał taką oto gipsową skarpetkę ...
... na okres półtorej miesiąca. Zdrowiej tam Miszczu!!! :))
===================================================
A reszta tam uważać!!!!!!!!!
Kategoria Rower
Tola "tour"
-
DST
12.34km
-
Czas
00:38
-
VAVG
19.48km/h
-
Sprzęt Krossiwo
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 stycznia 2019 | dodano: 17.01.2019
Zima w dalszym stopniu jest upośledzona xD
W niedzielę nawet nie myślałem o kręceniu, bo po górach sprzątałem u Babci. W poniedziałek odpoczywałem. Zerowy wynik następnych dni wyjaśnią poniższe zdjęcia ...
Fajnie, co nie? xD
====================================
Dziś natomiast wracając z roboty tramwajem, zauważyłem pierwszy raz w tym roku czarne jezdnię. Wiedziałem też, że muszę zjawić się (u Toli) w szpitalu. Nie kolidowało to jednak z faktem, że nie mogę dojechać do niego rowerem :-)
Klasycznie (przez Kalwarię) podjechałem pod Kolejowy i ... jednak nie zdecydowałem się zostawić roweru przypiętego do płotu, bo dość średnie "towarzystwo" się tam kręciło ;/
Podjechałem więc (przez ślizgawce w Parku Zadole) na mieszkanie me, zostawiłem Krossiwo, podszedłem z buta do Babki, ogarnąłem temat, wróciłem po koło i przez Ochojec wróciłem do bazy. Niby nic, a jaka radocha :-)
Trasa => była o taka ;]
Fotki:
Grząsko
Ślisko
Idealnie ...
... i do bazy :-P
==========================================
A po rowku nastąpiła "kolacja" w towarzystwie sympatycznym :-)
Głodny nie wyszedłem :DDD
Ale przed to też dziś na premierowe DPD nie pojechałem - dobrze się stało, bo bym jechał w śnieżycy, choć opadów tego białego gówna nie zapowiadali xD
==============================================
EDIT: dobrze że nie pojechałem (:D) => na powrocie wiatr, mróz i deszcz ze śniegiem :)
EDIT2: bo mnie rozbawiło hehehe
EDIT 3: bo mnie BARDZO rozbawiło :D
Kategoria Rower
Opawskie (890m n.p.m.) po raz kolejny
-
DST
11.79km
-
Kalorie 2752kcal
-
Aktywność Wędrówka
Minął kolejny tydzień i chcąc nie chcąc, trzeba było ponownie uderzyć na górki :)
Niestety warunki od zeszłego tygodnia nie zmieniły praktycznie wcale, więc o rowerze można było co najwyżej pomarzyć ;/
Ładne zdjęcia udało się za to zrobić rano we wtorek ...
... i w środę po robocie ;]
A poza tym naprzemiennie - mocne opady śniegu, odwilż, mróz, mocne opady śniegu, odwilż, mróz, powtórz. Wychodziło że jak już ktoś się zdecydował ruszyć rowerem, to miał do wyboru: wrócić cały mokry i brudny, zamarznąć, albo być uczestnikiem kolejnego odcinka programu "Gwiazdy tańczą na lodzie" xD
W środę wieczorem uformował się zatem taki oto sztab ...
... który to ustalił że zaplanowane na kolejne zimowe wyjazdy Polica i Rycerzowa, se poczekają bo:
- Polica mogłaby być dla Marzeny zbyt stroma, jak na debiut zimowy
- Rycerzowa natomiast była średnio przetarta ... oczywiście jak na zimowy debiut Sąsiadki mej :D
Poza tym oba te szczyty chyba chce Filip, tak więc poczekają se na niego :-)
Do konkursu na miejsce docelowe zostały więc wyłonione: Biskupia Kopa w Górach Opawskich oraz Leskowiec w masywie Beskidu Małego. Wygrała opcja numer jeden ;]
=======================================================
Opis zacznę jednak nie od górek, tylko od dnia wczorajszego. Szalony był to dzień, bo o ile w pracy było normalnie, to po niej umówiłem się na spokojny spacer z Siostrą i psem. Zanim jednak dotarłem do Ochojca, musiałem na chwilę wpaść do Piotrowic do Babci - przypomniało się jej po prostu że jeszcze w tym tygodniu "nie umierała" xD Przyjechałem do niej i stwierdziłem że jej stan jest co najmniej dobry, a niby duszenie i brak możliwości oddychania ustąpiły, jak zwykle po tym jak pół ludzkości zaalarmowała. Na wszelki wypadek zmieniła mnie jednak Matka, a ja mogłem podjechać na Ziołową. Po leśnym spacerku pojechałem do Biedronki po zaopatrzenie na dzisiejszy trip, gdzie otrzymałem telefon od rodzicielki że jednak profilaktycznie wysyłamy Tolę do szpitala na badania. Wróciłem więc na Piotrowice po rzeczy osobiste i higieniczne, podszedłem do Szpitala Kolejowego, następnie odprowadziłem Matkę na autobus i wróciłem się po raz trzeci do Piotrowic, po jeden lek którego szpital nie daje. Finalnie butny piątek wyszedł ... no tak jak Endo pokazało xD
Na tą chwilę czyli niedziela około godziny 18:00 info jest takie że babuszka jest zdrowa i zmieniło się ino to że zamiast nas, to terroryzuje obsługę szpitala. Normalnie każą jej jeść samej i obracać się na bok którego nie lubi. Także ten tego XE
==========================================
Co do wpisu właściwego, to odbył się bez najmniejszych problemów. Znaczy problem by był, gdyby mnie rano Łukasz nie obudził - przespałem dwa budziki i telewizor heh.
Spotkaliśmy się o godzinie 8:00 na parkingu pod blokiem gdzie, no nie znalazłem prezentu,
(pewno była za duża kolejka modlących się xD)
skąd poprzez badanie oddechu Łukasza przez pana w niebieskim, dotarliśmy do Biedronki na Batorym, coby zrobić zakupy i zgarnąć Diobła. Po zakupach ruszyliśmy do naszego miejsca docelowego czyli Jarnołtówka. A jako że nie było dziś z nami Filipa, to w aucie nastąpiła cisza, która spowodowała oczywistego Morfeusza heh. Ja obudziłem się w Prudniku, Marcin natomiast przespał praktycznie całą drogę :D
Po dojechaniu na miejsce, nie wiem czy bardziej się ucieszyłem że udało się znaleźć jakiś parking, czy z tego że zobaczyłem śnieg!! W Prudniku nie było go wcale!!
Po zaparkowaniu auta, pierw zeszliśmy kawałek asfaltem, coby po odnalezieniu szlaku czerwonego zacząć ... gonić Marzenę. Koleżanka ładnie się rozpędziła na początku heh. I tak po trochę ponad godzinie, dotarliśmy do schroniska, gdzie nastąpił popas i relaks. Oj, uwielbiam schroniska na zimowych tripach - w schronie było może 10 osób i królik :-)
Po odpoczynku obraliśmy misje szczyt, do którego mieliśmy zgodnie ze znakiem 20 minut. Poszło sprawnie i szybko i znaleźliśmy się przy odrestaurowanej wieży szczytowej ... na którą nie do końca miałem ochotę wchodzić.
BTW: ujeee budkę z piwem popsuli, ehhh ;/
Już ni ma :(((
Oddawać Radegasta!!! xD
Niecałe siedem złotych to jednak nie majątek, więc weszliśmy sobie na górę, porobiliśmy jakieś zdjęcia, nakręciliśmy filmik i ... prawie zamarzliśmy, bo wiało (co widać na filmiku) tam niemiłosiernie xD
Pozostało wrócić do auta.
I tu po zejściu ze szlaku dla leni (do czeskiej przełęczy Petrovy Boudy), weszliśmy na najbardziej fajny odcinek dnia dzisiejszego, czyli szlak czerwony + żółty, który już był mocno beskidzki. Śniegu aż miło, więc Marzena mogła przynajmniej swoje różowe stuptuty przetestować, a ja ... mogłem poskakać po śniegu :-)
Zadowoleni doszliśmy do jakieś tam zasypanej pożarówki, którą to doszliśmy aż do skrótu. Myślałem że ten skrót będzie płaski, a tu kolejna niespodzianka czyli laga w dół. Trochę na dupach, trochę wspomagając się drzewkami zeszliśmy do drogi, po czym ... nastąpiła laga w górę i poprzez niespodziewaną sympatyczną drabinkę doszliśmy do auta :-)
Niby mało kilometrów, ale dycha była, wystarczy, dzięęękuuuje :)))
Trasa: Relive se zdjęcia wrzuciło, pomieszane - więc dziś ino mapka.
Fotki:
Po krótkim odcinku asfaltowym, rura na czerwony
Tak jak pisałem początkowo - Marzena na desancie, chopy za nią :D
Ogólnie pierwszy odcinek był monotonny, dopiero gdzieś odtąd ...
... zaczęło być uroczo :)
Idziemy dalej - Marzena nie zwalnia tempa ;]
Widoki nasze ...
... i dla porównania widoki z naszych opcji xD
Po lewej - Leskowiec, po prawej Beskid Żywiecki i Rysianka => wybór okazał się słuszny!! :))
Dalej klimatycznie :)
Witamy w schronisku
Po odpoczynku, nazot na szlak
Warunki niezmiennie bardzo dobre :)
Ekipa na szlaku - Marzena w końcu dała poprowadzić :D
Końcówka
I na celu :)
Zwierzęta były obecne, i te w puszce i te do głaskania :))
Widoki z wieży ;]
Ekipa w komplecie :)))
Opuszczamy szczyt koronny
Najlepszy odcinek dzisiejszego dnia :)
Sesja przerywana :PPPP
Pożarówka i coś dla nie-kierowców :D
Ostatnie widoczki
Droga idealna pod słonecznik, którego tym razem mieliśmy pod dostatkiem :)
Skrót ...
... drabinka ...
... i do auta.
W bonusie "zaśnieżony" Prudnik xDDD
Na powrocie, po pizzy (zjedzonej PRAWIE w ciszy!!!!!!) w Prudniku, no cóż - Morfeusz :P => obudzili mnie w Chorzowie :DDD
Wole być z tyłu, bezpieczniej ...
:DDDDDDDDDDDDDDD
Filmik obecny ;]
EDIT 2) Poniedziałek godz. 18:30 - Babuszka marudzi dalej, tym razem na nogę - dzień jak co dzień heh. Podobno wszystko dobrze, ino ją chcą "wyrównać" względem cukrzycy i takich tam innych. Także ten tego xE
Kategoria Góry
Klimczok (1117m n.p.m.) na białości
-
DST
18.69km
-
Kalorie 2592kcal
-
Aktywność Wędrówka
Co się odwlecze, to nie uciecze. Wczoraj po mitingu u Łukasza, stwierdziłem że kij mi w oko i na imię - jednak chce w góry! Przy obecnych warunkach i tak nic rowerowego nie wykręcę, a dnia szkoda.
Ustawka więc w pociągu o godzinie 9:40 na Brynowie i po godzinie meldujemy się w Bielsku-Białej. Tam akcja busik (za piątaka) i myk meldujemy się w Szczyrku. Pierw sklep z płazem w logo, a następnie spokojnie nabieraliśmy wysokości (z 514m n.p.m. do 715m n.p.m.) podobno asfaltowym żółtym szlakiem. I tak w sumie aż do Chaty Wuja Toma => końcowego podejścia gruntowego nie liczę, bo było ino piętnasto-minutowe ^_^
Przy schronie drugie śniadanie i rura do góry. Oj ciężko się szło, szlak niby przedeptany, ale jednak cały czas śnieg padał i dokładał puszku pod nogami. Nie mówiąc że jak się delikatnie zboczyło z ubitej ścieżki, to wpadało się po udo :D
Do najwyższego punktu wycieczki doszliśmy po około półtorej godzinie, spotykając na szlaku chyba ze cztery osoby. Dopiero na ostatnim podejściu (z Siodła pod Klimczokiem - 1042m n.p.m) i szczycie było więcej osób. Czasu na rozmowy jednak nie było, po fotce i jazda w kierunku Szyndzielni. Tam olewamy schronisko (1002m n.p.m.), po łyczku czegoś miętowego i udajemy się ponownie na szlak żółty. Myślałem o innym wariancie zejścia, ale Filip chciał przejść przez schronisko Stefanka - w sumie było mi to obojętne, grunt żeby "wylądować" na dworcu i zdążyć wrócić na bilecie "dziesięciogodzinnym" :)
Po Koziej Górze (686m n.p.m.) popatrzeliśmy na schron i zeszliśmy tak samo jak tu.
Czasowo wyszło ... no prawie super. Brakło niecałych dziesięciu minut żeby złapać wcześniejszy pociąg xD Poczekaliśmy se więc niecałą godzinę na dworcu, gdzie jak przez cały dzień było względnie ciepło (jak na minus siedem stopni Celsjusza oczywiście), to tam już zmarzłem konkretnie heh.
Część drogi powrotnej i końcówkę czekania na peronie urozmaiciła mam gadatliwa "koleżanka" z Pszczyny, więc byłoby niegrzecznie odpalić Morfeusza, który to ... i tak się oczywiście wyłączył przed Tychami. Ale to już Patrycja wysiadła, więc było można heh.
Dobry Filip obudził mnie w Katowicach ... choć przejeżdżaliśmy przez Brynów :D. Ponoć sam chciałem :D Po tak fajnym dniu, mała to była komplikacja :). Dzięki za wyjazd, teraz czekamy na Marzenę i jej różowe stuptuty :D.
Trasa => https://www.relive.cc/view/e1250483402
Fotki:
Na dzień dobry, KŚ mi przypomniało że wyjazd był opóźniony o jeden dzień :D
Szczyrk i początek szlaku, delikatny kataklizm heh
Szlakiem przez miasto
Trzeba było zejść na ulicę, bo nie miał tam kto łopatować :P
Schodzimy z asfaltu i rozpoczynamy podejście ...
... o tu
Szlak czerwony, słonecznik obecny :)
Obecne też utrudnienia :D
My jednak poszliśmy dalej :))
Końcówka podejścia => latem chyba jest trochę bardziej widokowo :D
Szczyt :)
EDIT: Dziś 07.01.2019 było no cóż, trochę ładniej xD Ale bez klimatu, więc nie żałuję ;-)
Odcinek Klimczok - Szyndzielnia => mrozik zauważalny ;))
Drugi (z trzech) szczytów dziś
Chwila przed schroniskiem
Schodzimy żółtym
Ekipa wyjazdowa :)
Warun idealny ;]
Ostatni dziś szczyt
Znak ciągle stoi :D
Dworzec i ... do następnego ;))
======================================
Dokładnie xD
Kategoria Góry
Łiiiiii startowe
-
DST
15.62km
-
Czas
01:04
-
VAVG
14.64km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 4 stycznia 2019 | dodano: 05.01.2019
Na początek chodzona zaległość z grudnia.
Powyżej ćwiartki, więc git ;]
====================================================
Wracamy do teraźniejszości. Dziś po paru dniach nicnierobingu (prócz pracy, spacerów z Siostrą i Babki oczywiście) w końcu się ruszyłem. Ruszyłem się ... prawie tak jak założyłem, bo od początku roku Filip zabiegał o dzisiejszy wyjazd w góry. Zabiegał ... zabiegał, zaaaabiegał ... aż finalnie pojechał se na narty xDDD. Trudno, pojadę sam pomyślałem. Plecak spakowany, pobudka o 7:00 rano i ... automatycznie mi przeszło :P Po co szukać śniegu w górach, skoro jest go pod dostatkiem w Kato? :)
Zapukałem więc rano do Łukasza, czyby się nie skusił na jakiś delikatny rower. Kolega się zgodził, więc umówiliśmy się chwilę po 12:00 przy OBI.
Wystartowałem z garażu i na dzień dobry przemoczyłem buty, potem oberwałem z błota pośniegowego (kierowcy dziękuję), coby finalnie stwierdzić że wyjazd ten był bardzo głupim pomysłem. No ale skoro już się spotkaliśmy, to wypadałoby chociaż te D3S zrobić.
Pierw na ulicy Huberta odbył się pierwszy w tym sezonie odcinek programu gwiazdy tańczą na lodzie, a później już w miarę względnie objechaliśmy stawik przy A-4 i wykonaliśmy nawrót. Dobrze że pług tam jeździł i zrobił w miarę dobre podłoże :)
Na ulicy Gawronów rozdzieliliśmy się - Łukasz pojechał przez Park Kościuszki, a ja przez Ptasie Osiedle. Tyle. Trzeba było zamiast tego, jechać w góry (xD), choć wypadałoby uczciwie napisać, że jak się spotkaliśmy to spodziewałem się gorszej wycieczki heh.
A ze średniej jestem dumny :P
========================================================
Trasa:
Fotki:
Fragment po ślizgawce => tam i tak bardziej patrzeliśmy coby orła nie wywinąć, a nie fotki robić :D
Oczywista oczywistość => po mega fajnych opadach śniegu ... klasyczna odwilż xD
Ekipa - po Łukaszu widać, że niby odwilż a i tak zimno było ;]
D3S
Na końcówce (i początku) kolorowo jednak nie było ...
... ale choć przynajmniej piwko zimne :P
============================
Gocha, o tym myśmy gadali wczoraj, Magda tego nie lubi :P
Bo lepiej jest tak ... i jak się ma pienionszki
Finalnie dostanie to :DDDDDDDDDDDDDDD
==============
Na koniec, pomyślności dla mojej poznańskiej Kuzynki ulubionej :-)
Niech wam się się układa :-)
Fotki:
Fragment po ślizgawce => tam i tak bardziej patrzeliśmy coby orła nie wywinąć, a nie fotki robić :D
Oczywista oczywistość => po mega fajnych opadach śniegu ... klasyczna odwilż xD
Ekipa - po Łukaszu widać, że niby odwilż a i tak zimno było ;]
D3S
Na końcówce (i początku) kolorowo jednak nie było ...
... ale choć przynajmniej piwko zimne :P
============================
Gocha, o tym myśmy gadali wczoraj, Magda tego nie lubi :P
Bo lepiej jest tak ... i jak się ma pienionszki
Finalnie dostanie to :DDDDDDDDDDDDDDD
==============
Na koniec, pomyślności dla mojej poznańskiej Kuzynki ulubionej :-)
Niech wam się się układa :-)
Kategoria Rower