Lapec prowadzi tutaj blog rowerowy

Rowerowo-górski blog cyniczno-ironiczny ;]

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:4528.27 km (w terenie 234.97 km; 5.19%)
Czas w ruchu:09:04
Średnia prędkość:19.78 km/h
Maksymalna prędkość:58.50 km/h
Suma kalorii:467613 kcal
Liczba aktywności:231
Średnio na aktywność:19.60 km i 2h 16m
Więcej statystyk

Brenna + Przełęcz Karko ...!!

  • DST 103.98km
  • Czas 05:18
  • VAVG 19.62km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 sierpnia 2019 | dodano: 19.08.2019


Dziś przed powitałką kącik muzyczny xDDDD. Taka oto muzyczka przypadkowo wpadła mi na ucho podczas rowerowego powrotu od Babuszki z Pobiedzisk. Poznań, choć sympatyczny jest przeważnie płaskostopiem, a mi się gór zachciało heh :D. Może pociągiem, może rowerem, może autem, może ... ale na pewno nie nad morze ;)



Z Wielkopolski wróciłem w środę rano (pozdro Morfeusz) i miałem po porannym spacerze z Siostrą, jechać po Szkodnika do Diobła. Miałem, ale w sklepie (spożywczym) zeszło trochę dłużej niż mi się wydawało, klach na Ochojcu też było trochę więcej aniżeli zakładałem, więc postanowiłem (po telefonie do Marcina) odebrać sprzęt w czwartek. Góry se odpuściłem, bo pociągi i tak pewno na początku długiego weekendu byłyby "zabite" rodzinkami z dziećmi, co średnio lubię xD

W czwartek wiadomo "dzwon", po którym w piątek przyszło cierpienie i tak aż do późnego popołudnia (misja: nicnierobing xD), gdzie przyjechała do mnie druga osoba zainteresowana górami w najbliższym czasie.

Z Łukaszem szybkie kombinowanie i wymyśliliśmy najlepiej jak się da, czyli ............... zróbmy góry dwa razy!! ^_^. Uczciwie => w sobotę rowerem, a w niedzielę z buta heh.

Po ustaleniach i piwku ... pojechaliśmy na D3S biegać xD. Business Run za trzy tygodnie, więc się sprawdzić trzeba było :P

xDDDD

=====================================================
Nastąpił sobotni poranek, gdzie pierw udałem się na miejsce zbiórki zlokalizowane ... w pokoju obok :D Łukasz sobie po prostu u mnie (po wypiciu piwka) rower przenocował przed bieganiem :D

Chwilę pogadaliśmy i przed 10:00 ruszyliśmy i o mało ... nie skończyliśmy. Prawy bok mnie bolał, udo też i pewnie bym zakończył tam jazdę, gdyby nie fakt że było nas tylko dwóch. Po zapewnieniu kolegi że gonić nie będziemy, ruszyłem ale w głowie i tak miałem max Tychy.

Do Tychów dojechaliśmy i usłyszałem "ale mi się super jedzie". Faaaajnie xD. No ok, jedziem dalej na Kobiór, gdzie nastąpił regeneracyjny Radler. Po nim pomyślałem Pszczyna - kebab i na pociąg, a nie tam żadne Bre(d)nn(i)e xD. Pszczynę przejechaliśmy, następnie Goczałkowice i zostałem skuszony lanym Żubrem w Pierściecu. Po nawodnieniu już wiedziałem że wyścia nie ma - jedziemy zgodnie z planem pierwotnym xD

BTW: dzięki ponowne za przenoszenie Szkodnika przez szlabany - sam bym miał ciężko, ze względów wiadomych xD

Z małym upadkiem telefonu w Skoczowie i mega fajnych szlakach z górkami w tle, dotarliśmy do Brennej, gdzie pierw sklep (a dokładniej dwa) i mogliśmy kulać się na grilla. Kulać się to zresztą i tak za mocne stwierdzenie, bo Łukasz w sumie dopiero się rozjeżdża, a ja jednak mocniej pedałowałem lewą nogą (prawa pobolewała), która to z każdym nadepnięciem słabła ;/

Po obiadku (i oczywiście posprzątaniu po sobie) nastąpił taki oto odcinek szlakowy:

Co asfaltowe się wjechało, co kamieniste się wepchało, na przełęczy Karko(:P)szonka chwila dla reporterów i zjazd ;] Cudny, szybki, ino miał dwie wady, a mianowicie: pizgało (pffff) i zagrzałem do czerwoności hamulce :D Bez nich jednak myślę że do tej pory by mnie zbierali ze Szczyrku xD

W w/w mieście pierw ostra przeprawa (tzw: wuchta wiary), a następnie genialną DDR-ką (nowa, asfaltowa, z dala od ruchu samochodowego) ku Łodygowicom. Plan został jeszcze skorygowany o Pietrzykowice i piwo, bo na pierwotnym celu byśmy byli jakieś niecałe 2h przed odjazdem pociągu z ... 98km na koncie - no nie godziło się :P

Po piwku nad Jeziorem Żywieckim jeszcze uwaliliśmy opony w błocie (200m od Dworca) i do domu ;]

Łukasz dzięki za motywację, przenoszenie i ... piwko przed snem ;))))

========================================================
Trasa => https://www.relive.cc/view/e1377081027
Brakło odcinka z Dworca na chatę i końcówki w Pietrzykowicach - fon padł :P
Fotki:
Pierwszych niecałych pięćdziesięciu kilometrów nie chciało się nam pstrykać :P
Jeden kolaż ino z tego co się udało ;]


A tu już Goczałkowice i pierwsze widoki ;]

Postój klasyczno - nawadniający ;))

Kotlety znaczy kochane zwierzątka dające pyszne mleczko :-)

BTW: xDDDDDDDD


Jedziemy dalej ;]


Gocha mostek trochę zarósł, ale ciągle jest i ma się dobrze :D

A tu już odcinek za Skoczowem - fajny klimat ;]

Brenna - ilość Januszy i Grażyn ponad stan xD

Popas w formie grilla jednorazowego ;]

Początek wspinaczki i marszu ...

... i na celu 


Szczyrk i nowe typy rowerów xD 
Śmieszka na tym odcinku klasyczna, ale ...

... (przerywnik na skocznie) ...

... później już ideał => DDR-ka z masy bitumicznej, a chodnik z kostki. Da się? DA!!

Zachód słonka spod ostatniego postoju sklepowo - bankomatowego ;]

Miejsce ostatniego nawodnienia

I koniec - dliżansem na Kato ;]

===================================================================
Sport sportem, ale brzuszek być musi :P


Kategoria Góry, Rower

Namiot BB-Gaiki-Kozy

  • DST 21.42km
  • Kalorie 3183kcal
  • Aktywność Wędrówka
Poniedziałek, 29 lipca 2019 | dodano: 02.08.2019


Pora nadrobić zaległości z poniedziałku xD

We wtorek pierw praca, a potem zakupy. W środę pierw praca, a później sprzątanie. W czwartek pierw do pracy po materiały, później teren służbowy, następnie wizyta u rodziców, później OBI, kolejno - spotkanie z Gochą i ... chyba wykorzystywałem wszelakie opcje, coby tego nie pisać xD. Ogólnie to pomału rozumiem Diobła, że mu już się nie chce pisać BeeS-ów heh.


W niedzielę, po sobotnich ulewach i rowerze plan był na tzw: nicnierobing - ino podjechać autobusem do Mysłowic na mecz GieKSy.

Stety, niestety z rana oczywiście nogi "spokoju nie dawały" i na mecz który się zaczynał o godzinie 13:05 wyjechałem o 11:15 xD. W Mysłowicach spacer (z Janowa) do Kęsego, mecz (przegrany, a jak!!) z piwami, spacer do Szopienic, pociąg do Katowic, tramwaj na kebab na Załęże, tramwaj na Batory, piwo i odebranie zguby (kurtka przeciwdeszczowa) od Diobła i na autobus. Później pociąg na Piotro i ... telefon do Kierownika o urlop na jutro (:P) => za dobra pogoda i temperaturą była na pracę w poniedziałek xD. Nic nie powiem (napiszę), że te podwójne odwiedziny zmęczyły mnie ... i moją wątrobę heh ;)

===================================================================================
Szybka wizyta w nocnym => flaszka wody, dwa piwa, słonecznik i rura na ostatni możliwy pociąg z Piotrowic do Bielska-Białej :D. No co? Spontan po całości heh. 

Droga spłynęła szybko (wszak to tylko trochę ponad godzina jazdy) i o 00:30 wylądowałem w ... strefie mroku xD. O szlaku za dużo nie napisze, gdyż mało widziałem xD. Z tego pośpiechu zapomniałem wziąć mocnej latarki i musiałem się posługiwać tylko z tą z telefonu xD.

Na miejscu widokowym (cel wchodzenia) chwila dla Żubra i mogłem namierzać miejsce na namiot. Na całe szczęście udało się dość szybko znaleźć odpowiedni skrawek gruntu, gdzie postanowiłem swoje drugie piwo zostawić na śniadanie do kiełbasy ^_^

Relive nocne o TU

Rano (?) wstałem grubo po 12:00 i prawie od razu ruszyłem. Prawie, bo odpalił się leń i relaks :P. Ogarniać zacząłem się dopiero około 14:30 i po około pół godzinie ruszyłem w kierunku Gaik. Te całe może dziesięć minut, spłynęły nie wiem kiedy i ... co teraz? Magurka i jagody? Skoro tu nie ma, to pewno i tam będzie kibel, a jak mają być, to będą i na Hrobaczej!! Brzmi jak plan ;]

Godzina iścia w pięknym, palącym słonku i zameldowałem się w schronisku. Od wczoraj zero turystów, w schronie ... w sumie też xD
Wypiłem se piwko (Brackie po 8 zeta xD) i plan był jeden (zejść), ale dwie opcje xD. Bankowo pizza ino gdzie? W Straconce dobra i sprawdzona albo Kozy => tam jeszcze nie próbowałem, a są dwie pizzerię do wyboru ;] Kombinowałem jeszcze coby o Kamieniołom zahaczyć, ale tam w tym roku chciałbym jeszcze rowerem pojechać, więc odpuściłem ;]

Zszedłem pożarówką do miasta i po misji "sklep", odwiedziłem pizzerie o lepszych notach. Było pusto i ... w uj drogo. Wyszedłem i udałem się do drugiej - tam dla odmiany było pusto i trochę mniej ... w uj drogo. Pewno tam bym zjadł, no ale obok był sklep z płazem w logo i stwierdziłem że zadowolę się dwoma hot dogami :D. Z nimi udałem się na dworzec - przygody powrotowe opiszę na końcu xD.

TU Relive

Ogólnie wyszło tak: ;]

Fotki => w Relivach też jest kilka ;]
Siakoś pusto???:P

Z nocnej części (z przyczyn wiadomych) za dużo zdjęć nie będzie ;)

Całe szczęście że udało się dojść (bez większych komplikacji) do miejsca które było moją inspiracją ^_^



Zdjęcia wiadomo że nie oddają klimatu ;)

Na górze piwko i mogłem rozbijać namiot i udać się na spotkanie z Morfeuszem

Nadmienię ino że mi się ta sztuka udała, nie to co tym dwóm Panią xDDDD

Oto dowód heh

Nieodzowny górski ekwipunek też miałem ;)

Ze szlaku: Idąc chwilę w takich klimatach znalazłem się na Gaikach

Mega przyjemna parówa ^_^

Czerwonego szlaku ciąg dalszy

Krzyż milenijny ...

... i schron przede mną


Juhu :-P

W schronisku jedna osoba (sprzedawca xD) więc w ciszy wypiłem piwo i mogłem się cofnąć na widok ^_^


Szlakiem, bez szlaku w dół



Nazot na oficjalnej ścieżce ;-)

I Kozy ;]

Tu autem staliśmy przy okazji TEJ WYCIECZKI => polecam "zimnolubnym" :P


I koniec?

No nie! Pociąg mi się jak widać popsuł ...

... , więc pierw szukanie przystanku komunikacji zastępczej, a później jazda autobusem (oprócz obsługi jechałem sam xD) do? No właśnie ponoć do Katowic, ale konduktor zadzwonił gdzieś że ino jeden pasażer jest i w Bielsku przy dworcu mi oznajmił że "cześć i czołem, koniec jazdy - zapraszam na pociąg" xD. Miło, zwłaszcza że miałem godzinę na przesiadkę :D. No cóż - Żabka i piwo heh. Pociąg przyjechał, wsiadłem, Pani mi bilet sprawdziła , Morfeusz i przebudziłem się za Brynowem. Cóż zrobić, szybkie sprawdzenie pociągów powrotnych i zobaczyłem że mam za 5 minut zuga na Tychy. Znaczy miałem mieć, bo zostałem poinformowany że "czekamy na Gliwice ... pół godziny xD

W domu ino chwyciłem jakieś kabanosy, do wanny i spać, bo na rano do roboty, bo ...

... podatki na madki same się nie zarobią xD

========================================
Miesiąc rowerowy podsumuje przy okazji następnego roweru, a teraz ino kilometry "butne". Cóż? Nie za dużo wyszło i nie za mało - tak pośrodku w sam raz :P


Kategoria Góry

Ujsoły (namiot) => wszystko niezgodnie z planem :D

  • DST 27.57km
  • Kalorie 5246kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 20 lipca 2019 | dodano: 24.07.2019
Uczestnicy


W końcu dziś naszła mnie chęć popisania o ubiegłym weekendzie => do tego w końcu dostałem brakujące fotki od Marcina :P

Rozdzielał dwóch dni nie będę, bo drugi to ino symbolika była i powrót ;]

Co do genezy, to sam nie wiem od kiedy w tym sezonie planujemy "trip pod-namiotowy" - cały czas albo zdrowie, albo pogoda nie pozwalały na wycieczkę :/

Teraz miało być inaczej i choć odpuściliśmy Rabkę, to wyjazd miał nastąpić już w piątek po godzinie 23:00. Miał, ale padało/miało padać, więc zmiana planów (opcja awaryjna wymyślona we wtorek na Rybaczówce) i jedziemy w sobotę o 7:32. No nie wyszło => Diobeł po popołudniówce, ja po odwiedzinach na Brynowie, nocne rozmowy telefoniczne i wystartowaliśmy o takiej oto nieludzkiej porze:

W tym szaleństwie miała być metoda. Otóż, kto normalny jeździ o tej porze pociągiem? Odpowiedz jak się okazało była jasna i oczywista => młodzież z katowickich dyskotek wracająca do domów xD. Ciasno było tak do Kobióra, a później szło "odpalać" Morfeusza ^_^.  Odcinka Pszczyna - Milówka nie pamiętam wcale, a w Żywcu staliśmy 15 minut :D

Paparazziego też nie pamiętam xD



W Rajczy meldujemy się chwilę po godzinie 8:00 i poprzez sklep z płazem w logo ruszamy czerwonym szlakiem do góry. Jako że przyjechaliśmy ponad godzinę przed naszym planowanym pociągiem, stwierdziłem że nie musimy od razu iść do sklepu do Soblówki ino zahaczymy pierw o Rycerzową.

Plan niespodziewanie legł w gruzach już na pierwszej polance (grubo przed Hutyrowem 744m m.p.m.) gdyż był i widok i zaczęło się robić ciepło, a i nie można było się uwodnić przecież :P.

Na leniu spędziliśmy dwie godzinki i ruszyliśmy z zamiarem nawiedzenia pierw "wodopoju" - który to był dziś czynny ino do godziny 15:30. Był czas więc się nie śpieszyło, bo i po co? ;]

Szlak wzięliśmy se aż tak bardzo po lekku że na Mladej Horze (895m n.p.m.) byliśmy chwilę po 14:00 i zostało 65 minut iścia plus zakupy. Praktycznie bez stresu, gadając doszliśmy (w grupach) na przełęcz Kotarz, tam chwila rozmowy w turystą (ogólnie minęliśmy około 10-12 osób) i ... poszliśmy źle xD. Co tam będziemy szli zgodnie z planem? :P

Tu był zrobiony błąd ...

... ale za to jaki widok "za karę" :D


Wiadomo, szło się jeszcze wrócić i spróbować zdążyć przed zamknięciem, ale było ryzyko że się nie uda - a to jest tam jedyny sklep spożywczy xD. Nie było co ryzykować (+ tego odcinka i tak nie miałem w "kolekcji", a niebieski i owszem), zmieniliśmy plan i postanowiliśmy zejść pierw pożarówką, następnie kąsek asfaltem gdzie po dłuższej chwili Diobeł ... chwycił "stop-a". Mili Państwo z Żywca podwieźli nas pod sklep, zakupy i nowy plan.

Mijaliśmy jakieś darmowe miejsce biwakowe (oznaczone, ogrodzone, itp) na potokiem Cicha, ale było tam za dużo bombelków jak na nasze nerwy :P. Postanowiliśmy wiec podpytać miejscowych co i jak => "kosztowało" nas to jednego papierosa i jednego Żubra, no ale co chcieliśmy się dowiedzieć, to się dowiedzieliśmy ;] Ogólnie mega sympatyczni ludzie byli pod tym sklepiem + oczywiście ta Pani na mięsnym :)))))

Skoro już było ustalone że w góry nie idziemy, to mogliśmy spędzić pierw czas nad rzeczką, a następnie poprzez do-opatrzenie się udać się w miejsce wskazane. Na końcu ulicy jeszcze mnie prawie "pies obronny inaczej" prawie zalizał na śmierć zza płotu, a Marcin załatwił otwarcie drzwi do pola (xD) od Pana Gospodarza.

Pozostało nam więc ino porozbijanie namiotów, ognisko (wuszty + kartofle) i do wyra śpiworu ;]

Dzień 1/2 => https://www.relive.cc/view/e1359497498

Fotki 1/2:
Jak wschód słońca to ino na Piotro :D

Dojechali, wyspani w sumie  - szkoda ino że bilet 17 zeta albo ... 32zł w obie xD
Nic nie wygrałem, prócz odnalezienia początku naszego szlaku :)

Sympatyczny, choć mało widokowy etap => ponoć dobry na rower :P

Za badylami nasz pierwotny cel noclegowy czyli Muńcuł (1165m n.p.m.)

Cel, celem - nam się tam nie śpieszyło :)

Sesyjka kolegi ...

... i coś znajomego na koniec :D

Fajny odcinek i ...

... jest i wysyp => tak od 850m n.p.m. (na dole ani sztuki) - niestety ino parę złapałem, bo Diobeł mnie dogonił :]

Mlada Hora i widok (z prawej strony) na przełęcz Kotarz

Zaś do góry ...
(Jak się okazało => więcej dłuższych podejść nie robiliśmy już na tym wyjeździe ;])


... i w dół na widoczek i popas :)


Po przejściu pożarówki wpadłem na przystanek znany z tego tripu Gocha pewno pamięta :P
Ten choć wygląda super ...


... następny był? No cóż, agroturystyczny :D

A z resztą i tak nic nie jechało ... prócz Państwa, którzy nas podrzucili kąsek do Ujsoł na relaks


Na górze nasza polanka, a na dole nasza kolacja ;]

Dobry to był dzień, ale muszę stwierdzić że lepiej po górach się chodzi bez załadowanego plecaka :D
===============================================================
===================================================================


Poszedłem spać gdzieś w okolicach północy, a wstałem chwilę po 6:00 - czyli standard w górach heh xD. Mój kompan nie był jednak rannym ptaszkiem, więc po sprawdzeniu prognozy pogody, nawodnieniu i upewnieniu się że nie ma co się dziś w góry wybierać poszedłem nazot spać xD. 

Ponownie wstaliśmy (już o podobnej porze) około godziny 11:00 i stwierdziliśmy że chodź mamy bardzo blisko do Rysianki, to nie będziemy ryzykować zmoknięcia. No i cóż by tu? Relaks, a jak!!! :P. Po nim, spakowaliśmy domki, pozbieraliśmy śmieci i mogliśmy ruszać w stronę miasta. W Ujsołach zakupy i poszliśmy upewnić się czy moje alternatywne miejsce na wczorajszy nocleg, dałoby radę. Dałoby, ale tamte było pewniejsze ^_^

Po sprawdzeniu miejsca zaczęło kropić, a busik odjechał parę minut wcześniej (nie sprawdziłem pfff) więc czekało nas albo cztery kilometry w mżawce/deszczu, albo znaleźć jakiś daszek. Udało się to drugie i tam przecsekaliśmy ulewę. Busik, obiad, moczenie stupek w rzece, pociąg, Morfeusz i Kato. Z Diobłem jeszcze na chwilę na Kokociniec i koniec

Tradycji stało się zadość :]

Dzień 2/2 => https://www.relive.cc/view/e1360277479


Fotki 2/2
Poranek i ...

... drugi (mega późny) poranek :D

W górach nie śmiecimy - worki z sobą brać :)

Giry umyte na samym początku :D


No i zaczęło się => chmury ...

... wiatr ...

... i deszcz ;/

Dobrze że był busik - 3,50zł a na suchości ;]


Pizza w Rajczy choć podrożała (jak wszystko) o jakieś 3-4zł ciągle trzyma poziom ;]


Soła spokojna ...


... a chwile potem obrywałem z badyli xD

Na koniec pociąg => ogólnie było tak :)


========================================
O poniedziałku nic nie napiszę - w robocie wytrzymałem od 7:00 do 13:00, później 2h w terenie i do wyra heh :D


:PPPPPPPPPP


Kategoria Góry

Małe jagody czyli klasyk

  • DST 19.16km
  • Kalorie 3757kcal
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 30 czerwca 2019 | dodano: 01.07.2019






Tradycji stało się więc zadość :]

Co do genezy, to w piątek wieczorem na Facebooku ukazała się informacja że w Beskidzie Małym pojawiły się jagody. Jako że na sobotę było już zaplanowane Jaworzno, to wyjazd w góry z Gochą ustaliliśmy sobie na niedzielę ;).

O wyjeździe (choć bardziej w sensie leżingu) myślał też Diobeł ... ale poległ - tak dosłownie heh :D.

====================================
Została nas tak więc ino i aż dwójka i w takim składzie po godzinie 8:30 ruszyliśmy na pociąg coby ...

... chwilę przed 10:00 (zegar chyba był w innej strefie czasowej xD) wyjechać z Piotro - powód? No widoczny (tak jak i nasz wczorajszy cel rowerowy) na zdjęciu powyżej xD.

Godzina jazdy i po kłopotach od nas niezależnych ... wpakowaliśmy się w kłopoty od nas zależne. Otóż niedziela była handlowa, a my mieliśmy bilety 10-cio godzinne, więc wymyśliliśmy że pojedziemy sobie dwie stacje dalej i zaopatrzenie zrobimy w Łodygowicach w Biedronce. Niby wszystko ok, ale tym manewrem wydłużyliśmy trochę nasz szlak. W tym miejscu dodam że dziś nie o kilometry chodziło! Miało być miedzy 10 a 13 km, a wyszłoby (+1,5 - 2h iścia) około 17km ... oczywiście gdybyśmy szlaku nie zgubili heh. Taki standard u nas :D

Zanim jednak mieliśmy okazję do zgubienia szlaku musieliśmy do niego dojść!! Szliśmy trochę ponad cztery kilometry przez patelnię zwaną ul. Piłsudskiego w Łodygowicach i ul. Wyzwolenia w Wilkowicach w temperaturze około miliona stopni. Dobrze że choć się kremem z filtrem posmarowaliśmy xD

Dało to jednak tylko tyle, że nie spłonęliśmy xD.

:PPPPPPP

Przy końcu asfaltu już szukałem skrętu do lasu, coby Siostrę jakoś schłodzić, bo kolory traciła :-/. Na całe szczęście jej kryzys przypadł jakieś paręnaście metrów przez skrętem do lasu, gdzie w ramach bonusu od losu dostaliśmy rzeczkę. Pitt Stop był więc nieunikniony!! Jakbym go przeszedł to ... mogło się to skończyć moją śmiercią lub trwałym kalectwem ;)

Po ostudzeniu ciała i duszy mogliśmy już lasem piąć się w górę ... gubiąc wspomniany szlak. Niestety przekombinowałem trochę, bo za pierwszym razem poszliśmy dobrze. Coś mi jednak nie pasowało i zmieniłem azymut, którym to doszliśmy do ... "ślepej uliczki/ścieżki” XD. Druga opcja była już dobra, no ale telefony zgubiły zasięg i wolałem zejść do Gochy, coby się nie rozdzielać.

Finalnie trafiliśmy ponownie na ścieżkę właściwą i mogliśmy kontynuować nabieranie wysokości. Gołoklates przodem, maruda bez-jagodówka z tyłu i tak aż do schronu, a po chwili do sklepu na Magurce. Średnio to wyglądało: ja na resztce nikotyny, Gocha bez jagód, więc ino po Algidzie i rura na moją polankę, gdzie ... psikus => gumijagód jak na lekarsko pfff. 

Na całe szczęście na zejściu w końcu udało się znaleźć miejsce do zbierania w okolicy Chaty na Rogaczu - bilety się zwróciły, honor uratowany ^_^. 

Po misji zbieranie pozostało ino jakiś 0.40h na zejście. W Wilkowicach-Bystrej meldujemy się jakieś dziesięć minut przed pociągiem (oba sklepy zamknięte pfff) i pozostał nam godziny powrót zugiem, który to wystarczył ino na małego Morfeusza :-P

Miało być miało kaemów, dużo jagód - było trochę inaczej ale ... i tak pozytywnie :P

BTW:

Gocha na Good => POOOOOOLSKA, biało, czerwoni, Polska ... XDD

Trasa.  https://www.relive.cc/view/e1347356489


Fotki:

Witamy w górach


Foto w lustrze?
Czapki z daszkiem mega nie lubię, ale w taką "klare" wyjścia nie było ;)

Widokowo


I Wilkowice gdzie ... hmmm żyją artyści xD

Koniec durnego asfaltu

Nie pogardziła ^_^

Ja (o dziwo!!!) też nie ;)

Ulga!!!!

Po odpoczynku jazda do ...

...

... nikąd xD

Nazot na ścieżce właściwej

Gumiś :D


Widok na Międzybrodzie ...

... dobry, a nawet ...

...  i na naszą ścieżkę - już trochę mniej genialny :P

Coraz wyżej

A stamtąd przyszliśmy ;)

Gocha wcale nie zła i zmierzyła :-P

Sklep czyli obowiązkowy postój ;]



A tu już Siostra zadowolona ;)


Po zbiorach pozostało ino zejście 

I na peronie ^_^
Nie ma to jak dom przy megafonie wybudować hehe ;)


Kolejne góry (o ile pogoda pozwoli) za dwa tygodnie 80km/3 dni z namiotem na trasie Rabka - Turbacz - Mogilica - Ćwilin - Luboń - Rabka => zobaczymy co z tego wyjdzie ;]
==============================================
BTW: winien jeszcze jestem butne podsumowanie miesięczne. Tak więc, rzutem na taśmę się udało ogarnąć jedyny słuszny dystans ;]

======================================================
Ja akurat po pracy na rower poszedłem, ale o tym w kolejnym (szybkim) odcinku ;]



Kategoria Góry

Polica (1369m n.p.m.)

  • DST 14.56km
  • Kalorie 2229kcal
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 9 czerwca 2019 | dodano: 11.06.2019


WITAM :P

Tak jak pisałem we wpisie z wczoraj => dziś górki, bo samym rowerem żyć (w moim przypadku) się nie da :P

Co do genezy to była tak samo z dupy, jak ten wczorajszy wiatr heh xD.
W czwartek po prostu zadzwoniłem do Łukasza spytać się czy nie jedzie na sobotnią Łysinę i od słowa do słowa ... umówiliśmy się na nasz odwlekany od zawsze wyjazd na Police i Hale Krupową. W sumie nieźle wyszło, bo mama Marzeny potrzebowała transportu na Suchą Beskidzką, więc upiekliśmy dwie pieczenie przy jednym ogniu ;]

Wyjazd nastąpił chwilę po 9:00 rano i w okolicach godziny 12:00 ruszyliśmy na szlak. Wybraliśmy najkrótszą opcje zapętlenia, bo i po co się gonić skoro miało być ładnie, pięknie i słonecznie. Nie ilość, ale jakoś się liczy ;)

Wystartowaliśmy z Sidziny Wielkiej Polany (755 m n.p.m.) i na "dzień dobry" ... przestrzeliliśmy szlak xD. No co? fajnie się gadało heh.

Po powrocie na ścieżkę właściwą, spokojnie w słonku nabieraliśmy wysokości i tak aż do schroniska na Hali Krupowej, gdzie nastąpił popas i słonecznik ;). Odpoczęliśmy i mogliśmy uciekać od bombelków, których to było niespodziewanie dużo. Nie wiem czy wiara nie ma co robić, ino w taką saunę chodzić z dziećmi i psami po górach? xD.

Bajtle zostawiliśmy w tyle i poszliśmy sobie pierw w kierunku (wiadomo, niedziela była :D) Jasnej Góry. Później już z nóżki na nóżkę na nasz cel główny. Tu już szlak "wszedł" do lasu, co dało nam małą możliwość złapania oddechu, bo pierwsza część była istną patelnią heh. Ja tam nie narzekałem - przynajmniej se ramiona wyrównałem i plecki trochę opaliłem ;)

Na szczycie (zaś w słonku, bez śniegu :P) chwila na regenerację i zaczęliśmy schodzenie szlakiem niebieskim. Przełęcz Zubrzycką (875 m n.p.m.) osiągnęliśmy po około godzinie i został ino kąsek asfaltu do auta. Oczywiście poszło by szybkiej, ale niestety jak będzie widać na fotkach i filmie - szlak był masakryczne zniszczony => aż dziw bierze że nikt tego nie uporządkował pfff. 

Pozostał nam więc ino powrót autem na Śląsk, gdzie pierw po bólach i mękach znaleźliśmy sklep gdzie można było płacić kartą, później po rodzicielkę Marzeny i po kolejnych dwóch godzinach meldujemy się w Katowicach ^_^. Dobrze że dłuższego szlaku nie wybraliśmy, bo by była niepotrzebna gonitwa ;]

Trasa => https://www.relive.cc/view/e1334742473


FIlmik:


Fotki: 
Fajny był ten strumyk początkowy - taki nie na naszym szlaku :D

A tu już na szlaku właściwym - tak, popełniłem maszynkę => opalamy ryjek :D

Szlakiem do góry

Całkiem przyjemny i widokowy odcinek!!
Tatry minimalnie, ale widoczne :)


Końcówka przed Halą Krupową

I oto i ona ;]

Widoczek ...

... i przerwa :)


Dziewczyny dzielnie atakują Jasną Górę :DDDDD

Widoczek z jej okolic ;]

A tu trasa Jasna Góra - Polica
Mało widokowa i ogólnie taka se :P

Szczyt :)
Wpadłem Marzenie w oko(lar:P)


Widok z Policy ;]

Szlak zejściowy - średni ...


... i fajny ;]

A tu już końcówka asfaltowa - całe szczęście że była krótka ;]

Dziękuje za towarzycho!!!
Na Bożociałówkę górki z namiotem - oby się ino pogoda nie popsuła :)

==============================================
BTW: :P



Kategoria Góry

Norwegia 3/3 => Storafjellet (641m n.p.m.)

  • DST 13.07km
  • Kalorie 3630kcal
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 12 maja 2019 | dodano: 16.05.2019
Uczestnicy



Dziś po pobudce i śniadanku wyruszyliśmy na mój (i chyba nawet nasz) główny cel wyjazd => czyli fiordy. Godzina jazdy z domostwa upłynęła szybko i mogliśmy ruszyć na szlak ;).

Na początek przez miasto, a później ... laga do góry. Oj dawało po nogach - zwłaszcza że już swoje na tym wyjeździe przeszliśmy. Szlak hmmm? no mocno taki se. Pierw w towarzyskie jagodzin, następnie chwilowo po mokradłach, później kamienie, korzenie i takie tam podobne paści, no ale z jakimś tam tysiącem postojów udało się dojść do granicy lasu, a tam ... kolejna atrakcja dla moich niskich butów (xD) => "gąbki". To były takie miękkie pułapki, na które jak się nadepnęło, to wpadało się w wodę na głębokość ok 2-3cm centymetrów - jak na mnie wystarczało. Dobrze że po dwóch takich przygodach, wiedziałem już czego unikać i nie powtórzyłem potopu w butach z pierwszego dnia ;). Wracając do wycieczki, praktycznie od razu za granicą drzew "otworzyły" się nam widoki i ... a jak!!! => zaczęło wiać zimnem. Kibel - no ale to nas w żadnym procencie nie zniechęciło ;).

Górka zdobyta i te widoki - miody!! Mors by miał uciechę heh. 

Na szczycie chwila na popas, zdjęcia, uszkodzenie Siostry i w grupach zaczęliśmy schodzić tą samą ścieżką. Tak więc (wiem, tak się zdania nie zaczyna :P) tym razem laga w dół, gdzie niestety nie obyło się bez kontuzji Marzeny, która jednak dzielnie, o własnych siłach zeszła. Brawo!! ;). Brynów jest twardy, a nie miękki ;). Po szlaku właściwym, został nam jeszcze około dwu-kilometrowy odcinek asfaltu, na końcu którego zaliczyliśmy mżawkę. Spoko że to była ino mżawka, bo po tym jak ruszyliśmy zaczęło lać xD. Znaczy ponoć, gdyż z Gochą "zaliczyliśmy" Morfeusza :D

Podczas dzisiejszej wycieczki spotkaliśmy aż ... cztery osoby i w sumie do ideału brakowało ino słonecznika, "ryski mizu" (xD) i ... braku marudzenia Filipa xD. Gizmo, po tym dniu naprawdę się cieszyłem z odgłosu wiertarki - a na Rysy i tak wleziemy, choćby to nam zajęło pół miesiąca :P


Trasa:


Fotki:
Parking, a przed nami fiord który będziemy oglądać z góry ;]

Początek wycieczki


Szlak bez szlaku - fatalne oznakowanie było na początku


Nasz cel przed nami

Polanka z "gąbkami" ...

... i bez ;]
Oznaczenia szlaku mają kapitalne - rurkami :D


Stromy odcinek


Zasilacz gąbek :P

I w końcu widoki ;]


Ostatnie podejścia na płaskostopie szczytowe ;]

Płaskostopie ... ale za to jakie :)



Moje ulubione zdjęcie ;]

Ośnieżone okoliczne szczyty ;]

Widok na dołujących heh ;)

A z tego stawika Gocha "buchła" setkę wody do Polski :P

Szczytowo!!


Coś dla Morsa (białe szczyty) i Trollkinga (warunki wietrzne) ...

... a wiało konkret :D

Ostatnia fotka ...

... i nawrót pierw tą samą ścieżką ...


... a następnie inną z takimi oto "atrakcjami"


I już na dole :)

Liczydło górskie - piękna kolonia!!

A przy końcu jak pisałem - zaczęło padać.
Nasz szczyt już nie taki ładny jak rano :)


BTW: i tak jak tam gdzieś pisałem - w Norwegii nie kradną, ciekawe ile z nas by postał/o tak oparty o krzaki całkiem fajny rower? xD


==========================
Po powrocie już niestety zachód się nie udał ;/

"Kuniec" ;] ...

... czas wracać do najfajniejszego kraju we wszechświecie ;]


=============================
Dobra zmordowałem te wpisy xD

Za czym nie będę tęsknił w Norwegii? Za wiatrem, który to był zapewne tylko trochę słabszy aniżeli w Poznaniu :-D:-D.
A czego będę żałował? Tego że o 22:30 jest jasno, a do północy widno xD 


=======================================
Kończymy remont i wracamy do rowerowania - może niekoniecznie w takim stroju ;))


Pozdrorower ;]

BTW: Łukasz tworzy filmik, ale teraz ma ważniejsze rzeczy na głowie (nie ciąża Marzeny :P), więc cierpliwości :)


Kategoria Góry

Norwegia 2/3 => relaksująco :)

  • DST 12.65km
  • Kalorie 2292kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 11 maja 2019 | dodano: 15.05.2019



Miało być mega spokojnie, ale mój dzisiejszy dzień zaczął się od pozazdroszczenia Łukaszowi poranku. Kolega spać nie mógł, więc ruszył na szlak wokół domku. Też chce!! :-P.

Marzena, Łukasz i Filip pojechali do sklepu, Gocha ciągle się regenerowała, ja zerkłem ino na mapę (plus instrukcje Łukasza) i przed godziną 12:00 wyszedłem na roztrenowanie, mając w głowie żeby za około dwie godziny wrócić, bo główny plan na dziś był inny => o którym później ;]

Pierw doszedłem do jeziorka, a później ruszyłem w górę tak żeby się za daleko nie oddalić. Całe szczęście nie musiałem iść i wracać swoimi śladami, gdyż zobaczyłem mapę na słupku i zauważyłem (przypomniałem se) że idzie zrobić fajną pętlę ;). Robiąc ino jeden mały błąd na szlaku (z którym i tak bym yyy doszedł :P), trafiłem do domku i po obiedzie mogliśmy się udać na główny cel dnia ;)

Trasa górska:


Fotki:

Na start - jeziorko które miało być moim azymutem na chatę ;]


Szlak przyjemny, beskidzki taki ...

... ino te Trolle i Sowy xD



Ale przynajmniej było ciepło i szło posłuchać muzyki na spokojnie :)

Atrakcja od dołu ...

... i od góry ;]


Piękny kawałek ścieżki :)
Tu już mijałem wuchtę ludzi

Ponownie przy jeziorku Bjornevatnet

A na koniec, widok z naszej prawie że prywatnej górki :P


===========================================
Ważniejsza cześć soboty (po frytkach z kurczaczkiem) zaczęła się od godzinnego dojazdu do miejsca docelowego. W Polsce pewno Łukasz by tam dojechał w pół godziny, ale ograniczeń prędkości tam mają mega dużo, a i mandaty srogie, więc bez szaleństw ;). Morze udało się zobaczyć, malutki spacer też, tak samo jak cyknąć parę fotek ^_^

Trasa około-morska


Fotki
Na start ponownie coś dla MORS-a ;)


Norwegowie xD
Kochanie, kluczyki z auta są na oponie - doczepiłem niebieski breloczek, żebyś je dobrze widziała jak kiedyś tam będziesz potrzebować :D

Dalej to już klimaty morskie ^_^








Na końcówce zostaliśmy obeczeni xD


==================================================
Powrót, sklep i na grilla. Miało być w sumie ognisko, ale Gocha słusznie zauważyła że śmierdzieć dymem w samolocie nie wypada, więc w ruch poszedł grill jednorazowy przywieziony z Polski :D

Trasa wieczorno-nocna


Fotki
Grilowo - wuszty się robiły, a Łukasz "robił" klimat heh
Mocowanie kamerki - poziom master :D

Ekipa w komplecie

I widoczek - Filip ogarnął co jest za moimi plecami ;]



Po grillu jeszcze na chwilę do chaty i dwukrotne wyjście na pobliską górkę - pierw na zachód, a później na nocny widok i huśtawkę ^_^

Sesja zachodowa ....



... i to co czego zazdroszczę Norwegom xD Lubiłbym

Na koniec coś z nocy ^_^



Trzeci BeeS mam skończony w 85% - jak będę miał czas w robo to dokończę, jak nie, to będzie w piątek bo od dziś Piotro + urlop na jutro, czyli będę bez kompa ;]
=================================================
No niestety takich gwiazd nie było, ale też nie było śniegu - Norwegia ma wybaczone ;]


PS: w tym dniu (11.05) oficjalna strona mojego klubu wydała oświadczenie:

XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD


Kategoria Góry

Norwegia 1/3 => Fløyen (320m n.p.m.) + Ulriken (643m n.p.m.)

  • DST 22.32km
  • Kalorie 4038kcal
  • Aktywność Wędrówka
Piątek, 10 maja 2019 | dodano: 14.05.2019
Uczestnicy


Pierw do genezy tego wyjazdu. Otóż, koło listopada wpadł nam do głowy plan, że skoro odpuszczamy zimowy trip, to zróbmy coś international. Wczesną wiosną (albo późną zimą) kupiliśmy tanie bilety lotnicze i mogliśmy odliczać tygodnie do wyjazdu ;]

Pierwotny skład został w między czasie powiększony o Goche, gdyż Filip nie mógł się zdecydować (jak się później okazało) czy prosić kierownika o urlop czy nie => zgodził się. Na całe szczęście nasza właścicielka również się zgodziła na dodatkową (nadprogramową) osobę, więc mieliśmy komplet wyjazdowy - Marzena, Gocha, ja, Łukasz i Filip :]

===============================
W środę przed wylotem jeszcze jak na prawdziwych Januszy i Grażyny przystało zrobiliśmy zakupy w Biedronce, Aldi i Żabce i po godzinie 4:00 rano w piątek nastąpił wyjazd na lotnisko do Pyrzowic. 

Nocne warunki do jazdy mocno takie se xD


Dwie godziny lotu (o dzieciach nic nie napiszę), odbiór auta i rura na szlak ... na którym to pierw zaliczyliśmy lekką kompilację. Otóż, założyliśmy sobie (ok, Łukasz sobie założył :P) zaparkowanie hybrydy na osiedlu, ale niestety był zakaz i musieliśmy zjechać na parking do miasta. Kij tam z tą opłatą (na pięć osób wyszło niecałe 10zł/os za cały dzień), ale do pierwotnej trasy trzeba było dodać dwa kilometry podejścia na start i nie wiadomo ile na końcu. Trudno ;)

Maszynka do zabierania pieniędzy xD


Co do samego szlaku, to pierw w dość przyjemniej (choć zimnej) pogodzie zrobiliśmy szlak ławkowy. Ławki, wszędzie ławki - ale mają one sens, bo widoki na Bergen miażdżyły! Jako ciekawostka mogę dodać że przy każdej ławce było miejsce na ognisko, gdyż w Norwegii można w górach biwakować wszędzie, byle z dala (tam ok. 100m) od domostw. Biwakowałbym :D.

Wróćmy do wycieczki, gdzie bardzo przyjemnie praktycznie cały czas szliśmy samotnie (asfalt + szuter), do czasu ... gdy zaczęło się pojawiać coraz więcej turystów. To był znak, że zbliżamy się do pierwszego celu czyli Floyen, na który to można było wjechać kolejką.

Szybkie zdjęcia i ucieczka na kolejny cel czyli norweskie Skrzyczne tj: jakiś tam szczyt z wieżą Eiffla na górze :D. Niestety, jeszcze przed granicą drzew nas zmoczyło po raz pierwszy - całe szczęście było się gdzie schować i ogrzać przy pomocy Soplicy cytrynowej 100g heh.

Padać przestało i ruszyliśmy dalej, kolejnym super widokowym odcinkiem którym to doszliśmy do drugiego zamierzonego celu. Tu już niestety szliśmy w szóstkę - z kolegą wiatrem. Wśród pięknych widoków, doszliśmy do pseudo Skrzycznego i się zaczęło. Klimat karkonoski, do tego żadnej osłony od wiatru, ze dwie-trzy mżawki przeszły, buty przemoczyłem, a nawet przez chwilę padał śnieg z deszczem. Z jednym jednak małym dylematem doszliśmy tam gdzie planowo chcieliśmy ;).

Na szczycie sesja fotograficzna i ponowna ucieczka, gdyż wiatr załatwił nam bankowo ujemną temperaturę! Zejść jednak trzeba było, więc na schodach do miasta nastąpił podział: laski se miały spokojnie schodzić, a my rura do miasta po auto. Zsynchronizowaliśmy się idealnie i mogliśmy się udać na nocleg, kolację i herbatkę oczywiście okraszoną delikatną nutką alkoholu ;). Następnie prysznic, mycie butów i do wyra ;). Męczący to był dzień, ale wykorzystaliśmy go na maxa!! :)

Trasa => coś się nie wgrało, bo jak widać pętla była!! ;]


Fotki:
Chyba na miejscu ;)

Ruszamy ze szlakiem właściwym


Pierwsze widoczki + ekipa wyjazdowa w komplecie ;]


Tak jak pisałem - na początku dość stromo

Coś dla Janiola - więcej okazji nie było, bo wiało i Gocha buczała że spadnę :P


Szlak ławkowy + widok na drugie największe miasto Norwegii


Pierwszy ze szczytów ...

... gdzie znowu się na kamerkę załapaliśmy ;)

XD

Idziemy dalej ...

... aż do tego miejsca, gdzie pod daszkiem szło deszcze przeczekać


Ponownie asfaltem do góry ...

... gdzie po raz kolejny widok niszczył system!
BTW: uwaga na plemniki spadające z góry :D

Przed norweskim Skrzycznem ;]


Widoki dalej kapitalne, ale tu już ponownie mżyło ;/

Kolejny jakiś tam punkt kontrolny - przed nim otwarłem jedyne piwo na szlaku - z lotniska, za jedyne 9 zeta :D

Tatry?


Warunki wietrze na minus, ale przynajmniej padać przestało ;]

Mokrość szlakowa ;]

Urliken (trasa okrężna) przed nami ...

... a "Skrzyczne" za nami ;]


Panorama

Dalej szlakiem - ludzi (prócz nas) ZERO


Specjalnie dla kolegi MORS-a - granica wiecznego dziadostwa i to na około 550m n.p.m xD

Idziemy dalej (spotkaliśmy parę osób!!) - tu już ani kropla na nas nie spadła :)




I ostatni wymęczony szczyt (wiatr widoczny) + panorama z jego okolic


Tam byliśmy ;]

Jeszcze widoczek na miasto

I mogliśmy schodzić - ponownie stromo xD



Tu już lajtowo ;]

Bergen => cmentarz + trolejbus


Dnia koniec - domostwo :)

Ponoć jak się jest w Bergen i się nie wejdzie na Urliken to się nie było w Bergen - my byliśmy więc ... ;)))

... mała nagroda :)
BTW: właściciele naprawdę myśleli że Polacy tego do jajek użyją?:DDDDDD
==================================
Wysokie byty w góry? hmmm? Może to i ma jakiś sens :DDDD


Kategoria Góry

Redykalny (1070m n.p.m.) koniec zimy?

  • DST 23.49km
  • Kalorie 3271kcal
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 17 marca 2019 | dodano: 18.03.2019
Uczestnicy



Na start geneza. Tak jak wczoraj pisałem na strzałkach był Babski Comber, wypiliśmy więc po piwie i Łukasz zaproponował dokończenie spotkania u niego. Z Łychą i Colą. Do wódki mam podobne uczucie jak do sraczki, więc przed pierwszym łykiem trunku zadzwoniłem do Filipa czy nie ma ochoty na jakieś góry jutro. Zgodził się, więc można było kulturalnie po drinku obrócić xD. Jak do domu doszedłem nie wiem (xD), nie wnikam, Ojciec z rana się ino jakoś dziwnie śmiał, nie wnikam (ponownie) - bo klucze, telefon i dokumenty były na miejscu heh ;)



Rano po obudzeniu przez Filipa mogłem wyjść na pociąg i zacząć chyba ostatni zimowy szlak.
Samopoczucie? No takie spokojne 3/10 :D

Po około dwóch godzinach jazdy dotarliśmy ponownie do Rajczy i mogliśmy ruszyć w górki. Wpierw mozolnie nabieraliśmy wysokości w błocie, rzece i takich tam podobnych paściach, żeby w końcu dojść do granicy śniegu. Jak ze śniegiem nie przepadam to na początku nawet się ucieszyłem na jego widok. Oczywiście do czasu. W kolejnych etapach naszej wycieczki te białe gówno znowu zaczęło mnie w*urwiać xD Kostki nie skręciłem, no ale nasz planowy szlak na Rysiankę został zmodyfikowany i po osiągnięciu Hali Redykalnej postanowiliśmy wrócić na Boraczą i zejść po raz kolejny tego dnia duktem którym jeszcze nie szliśmy. Jakby nie było widoków to pewnie byśmy tam poszli, no ale tak było bezpieczniej czasowo ;]

No nie powiem uroczy to był odcinek - chętnie zrobię go ponownie latem ;). I tak raz pod górę, raz w dół doszliśmy do asfaltu po którym (Kuzynka umiliła mi drogę telefonem) zrobiliśmy pizzę, po której na spokojnie mieliśmy jeszcze niecałe pół godziny do odjazdu dyliżansu. Z pociągu nie pamiętam nic, bo jak tylko usiadłem to usnąłem :D. Miałem tylko jedno wątpliwość czy wysiadać w Piotrowicach czy na Ligocie, bo transport standardowo nie zatrzymywał się na mojej wiosce. Problem ten rozwiązał Filip który to ... obudził mnie w Katowicach heh. I dobre - wszak od razu miałem autobus na Brynów :)

Trasa:




Fotki:

Na dzień dobry taki prezent od losu heh

Stacja początkowa

Idziemy niebieskim - podłoże urozmaicone ;]


Stacja kolejowa już w dole

Warunki cieplne ideał - o nawodnieniu również pamiętaliśmy :)

A tu już "podłoga" która nam towarzyszyła przez większość wycieczki xD

Idziemy dalej

Hala Boracza w dole - tam będziemy później :)

Z góralami się kłócić nie zamierzam xD
Mam nadzieję ino że Mors nie napisze że sam jesteś kartofel :DD

Ostatnie podejście pod najwyższy punkt wycieczki ...

... i widoki z niego - Na Fatrę ...

... i Taterki

Schodzimy

Nie zawsze na nogach ;))

Ze schroniska nie ma zdjęć - dużo dzieciarni więc uciekliśmy ;)


Szlak żyleta - będę go lubił ;]


Widok na Jezioro Żywieckie i Górę Żar

Końcówka ciągle widokowa :)


Koniec gruntu - czas na asfalt do ...

... ;))))

Pozostało już tylko doczekać do Morfeusza ;)

=================================
Dziękuje - dawać upały :P



Kategoria Góry

Baran (1220m n.p.m.) po raz kolejny

  • DST 25.98km
  • Kalorie 3361kcal
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 2 marca 2019 | dodano: 04.03.2019
Uczestnicy


Kolejny weekend, kolejny spacer :). Miesiąc temu brakło mi do jedynego słusznego dystansu, więc w tym zapobiegliwie ruszyłem z buta od razu. Wczoraj byłem na spacerze z Siostrą, a dziś wpadły niespodziewane górki. Heh, no dobra, w sumie to góry były zaplanowane, ale tylko dlatego że nie chciało mi się rano liczyć promili (przed rowerem) po wczorajszych urodzinach Gochy. BTW: jeszcze raz Siostra wszystkiego naj naj :))

Piwo wypite, pizza zjedzona, Ciotka odwiedzona i mogłem się rano zameldować o godzinie 8:35 na PKP Brynów i wsiąść do pociągu (zmierzającego do Bielska-Białej), w którym to już czekał Filip. Godzina drogi (z atrakcjami w postaci obecności gówniaków) spłynęła dość płynnie i po przesiadce na autobus, wylądowaliśmy ponownie w Szczyrku czyli o tak jak tu. Tym razem poszliśmy jednak w kierunku odwrotnym :].

Na start (po tym jak dojechaliśmy do Soliska) udaliśmy się pierw na szlak niebieski, którego to nie mieliśmy nigdy zrobionego. I wiecie co? Chyba już nigdy nim nie pójdę => bardzo średni, mało widokowy i w ogóle taki se xD.

Rozmawiając o rowerach doszliśmy w okolicę Malinowskiej Skały, którą to olaliśmy, bo byliśmy tam wuchte razy :P
O, ja na przykład tu - z trenerem personalnym, znanym z  ławki szkolnej :D


Później trochę w górę, trochę w dół, z niejednym kryzysem (z mojej strony) przez Zielony Kopiec (1154m n.p.m.) i Gawlas (1077m n.p.m.) doszliśmy do celu, na którym było ... no około miliona osób xD. Chwila na zdjęcia i rura w kierunku mojego nie do końca zamierzonego celu czyli pociągu w ... no niestety Milówce. Mieliśmy iść do Wieprza, później padło na Węgierską Górkę, no ale szlak niestety był nie do iścia. Pierw po rzece, później odcinek nieprzetarty i zdecydowaliśmy się na asfalt. Próbowałem jeszcze łapać stopa, ale o ile w dolnośląskim nie ma z tym problemu, to Ślązacy niestety nie podwiozą. Zresztą okolice Milówki to przeważnie Warszawka, więc czego się spodziewać? xD Daliśmy rade tradycyjnie :)

Trasa => https://www.relive.cc/view/e1277002767
Trochę brakło do 12k przewyższeń xD => na kolejny wyjazd pojedzie już Samsung ;))
U Filipa wykazało 838m w górę i 1005m w dół => i to by się zgadzało ;]


Fotki:
Startowo :)

Na szlakach praktycznie nikogo, a do wyciągu kolejki!! Nie ma co się dziwić że Szczyrk szlaki piesze zamyka xD

:DDDDDD

Opisany szlak niebieski i pierwsze podejścia. Oj nie chciało się xD 

Coraz wyżej ;)

Na szlaku



Szczyt, szczyt ... ale nie ten :P

Już blisko :)



Klimatycznie przed szczytem

Widać wieże ;]

Szczyt właściwy :)

Arya też tu była :))

Fotko z pozą wiadomą :D

Od 2010r. trochę z ewoluowało heh - zdjęcie też ze szlaku na Baranią ;)

Zator :P

Na całe szczęście wszyscy szli do schronu :))) O tam :P

Szczyt już za nami ;]

Uroczo nie ma co ukrywać ◉‿◉ - schodzimy


Nie ma co ryzykować :DD

No szlak jak się patrzy


A tu kiedyś już szedłem, do tego debiutancko wtedy z nami pojechał kolega z Mysłowic. Cichy, ciepły, cierpliwy, nieśmiały - miał być na chwilę, a został na dłużej :D I dobrze, nie dość że spoko gość to jeszcze nam filmiki robi :D

Dla odmiany coś płynącego - nasz szlak (rowerowy xD).

I coś z cywilizacji

Końcówka jest niegodna opisania - dobrze że choć sklep był :P

A na końcu, po tym zdjęciu nastąpiło gonienie pociągu. Niby wszystko okej - w sklepie zrobiliśmy sobie zakupy i wyszło ... że mieliśmy jakieś 3 minut do odjazdu xD. Przyjechał punktualnie, więc musieliśmy podbiec heh. Później jeszcze Morfeusz, wizyta u Babci, zrobienie jakiegoś alko z Chrzestną, do wanny i spanie. Zmęczyłem się - oddawać 40 plus :P

=================================
Wczoraj (niedziela) jakieś bro z Diobłem i to by było na tyle. Trzy dni i 60km wpadło ;]

Jutro (wtorek) mają występować burze niespokojne, później babuszka i może w środę jakieś DPD wykręcę :) Zobaczymy ;]


Kategoria Góry