Lapec prowadzi tutaj blog rowerowy

Rowerowo-górski blog cyniczno-ironiczny ;]

Wpisy archiwalne w kategorii

Rower

Dystans całkowity:45141.55 km (w terenie 886.24 km; 1.96%)
Czas w ruchu:2199:41
Średnia prędkość:20.37 km/h
Maksymalna prędkość:68.44 km/h
Suma kalorii:22255 kcal
Liczba aktywności:1006
Średnio na aktywność:44.87 km i 2h 13m
Więcej statystyk

DPD 42/2019

  • DST 31.26km
  • Czas 01:30
  • VAVG 20.84km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 października 2019 | dodano: 15.10.2019



Powitałka adekwatna do nastroju ;)
Na chacie ciągle nie działa ogrzewanie, ale na całe szczęście pogoda się trochę uspokoiła i moje stare kości zaczynają się rozgrzewać heh :D

Rano na dworze było plus 11, a jak wracałem to było już +21,5*C => jak na połowę października, to taką temperaturę cenie mocno!! Poza tym wykonałem klasyka czy do pracy przez D3S, Zawodzie i Burowiec, a wróciłem przez Giszowiec i Ochojec. Nic ciekawego się nie dzieło... więc nie mam o czym pisać :P

Nadrobić za to muszę wpis ze Słowacji => dobrze że ciągle mogę (MINIMALNIE!!) zwalać winę na Łukasza, który to też pewno walczy ... z filmikiem :DDDD

Fotki z dziś:
Z rana ...

... i z powrotu ^_^

=====================
Jutro teren służbowy i w końcu nie będę jechał jak plebs ino ... jak mistrz olimpijski mhmmmm
:DDDD

XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD


Kategoria Rower

Leśnie

  • DST 41.23km
  • Czas 02:14
  • VAVG 18.46km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 października 2019 | dodano: 14.10.2019


Ostatnio u mnie trochę krucho z czasem, bo zamiast pisać ... wolę działać :). Zaczynam jednak nadrabiać => nogi i tak po wczorajszym spacerze nie pozwalają mi na zbyt wiele xD. Góry opiszę (chyba) jutro, a dziś ogarnę sobotni rower :]

Chyba że mi palce odpadną z zimna, choć na chacie już zrobiło się aż 16*C :DDD

To że pogoda wróci i te durna gwiazda wystawi swój słoneczny łeb dzień po zakończeniu mojego urlopu, to wiedziałem. Trudno (xD), dobrze że chodź trafiło na weekend, co trzeba było wykorzystać ^_^. 

Po wczorajszych (piątek) odwiedzinach pierw u rodziców, następnie pomocy Diobłowi w wyniesieniu pralki na hasiok, a kończąc na wizytacji kota u Marzeny na chacie (po spacerze z Akademików) zameldowałem się grubo po północy. Nic nie napiszę o kierowcy nocnego, który to bardzo dokładnie sprawdzał wszystkim bilety xD. Spoko, ja mam, więc luz - większość jednak nie miała i wyszło że siedem przystanków jechałem niecałe pół godziny heh xD.

Rano leniwie wstałem, ogarnąłem śniadanie i spróbowałem wyciągnąć na koło pierw Gochę (nie odbierała telefonu), a następnie Diobeła. Marcin miał jednak inne p(iw)lany i zostałem sam ;].

Śpieszyć się więc nie musiałam i wyjechałem sobie dopiero po wczesnym obiedzie. Pierwotnie miał być Tuliszów albo Chudów, ale warunki wietrzne były na tyle okropne że postanowiłem sobie pojeździć po lasach :)

Nakręciłem się trochę (finalnie wyszło coś takiego), a skoro nie planowałem wyjeżdżać na ulicę to zahaczyłem o Rybaczowkę. Tam wypiłem piwko i ... udało mi się namówić Diobła na spotkanie. Miałem jednak do niego trochę ponad godzinkę, więc ruszyłem ponownie w las. Kolejne posiedzenie (ponownie na Rybaczówce) było już dłuższe i w okolicach godziny 20:00, każdy pojechał w swoją stronę :-)

Trasa:

Fotki:
Dziś bez opisów - Katowice i okolice ;]






Powrót nocny => cale szczęście że bez niespodzianek ;]

=============================
Dobranoc :P



Kategoria Rower

DPD 41/2019

  • DST 32.12km
  • Czas 01:35
  • VAVG 20.29km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 października 2019 | dodano: 12.10.2019


Minął równy miesiąc po mojej ostatniej jeździe do roboty. Minął również urlop, który to (patrz powitałka) był jaki był => najważniejsze że odpocząłem od zadań służbowych, a ponadto wpadło tam około 450km do dystansu rowerowego i jakieś 135km do dystansu chodzonego ;]. Do tego korzystając z fatalnej pogody posprzątałem se chatę i popsułem piwem wątrobę heh xD.

Wczoraj wróciłem do obowiązków służbowych i na "dzień dobry" leciałem na pocztę po awizo z sądu. Kooooocham takie niespodzianki na start xD. Trudno,15.01.2020 se pogadam z Panem/Panią Sędzią - oczywiście jako świadek. Jestem grzecznym urzędnikiem, nic nie zrobiłem, przekrętów nie robię, więc najprawdopodobniej se ino poopowiadam o procedurach. Pan pewno wjechał w dziurę na drodze publicznej i winny jest cały świat ... prócz niego oczywiście :) Tak czy siak, średnio lubię takie atrakcję życiowe :-\

Co do samej jazdy, to już wieczorem się spakowałem i dziś musiałem ino trochę wcześniej wstać ;]. Cóż ... zaspałem oczywiście xD. Nie chodziło nawet o jakieś braki w śnie, ale w łóżeczku było zbyt błogo heh :)

XDDDDDD


Udało się jednak ogarnąć w na tyle dobrym czasie że byłem w stanie dojechać do pracy "na styk" - wiadomo, przez Upadowy choć dziś ... bym go raczej nazwał Błotnym xD. Jechało się w sumie aż tak bardzo sympatycznie ... że aż się popłakałem xD. Heh, no dobra => do sentymentalnych nie należę więc wyjaśnię że popłakałem się ... od wiatru xD. Bryle (i kask) zostały tym razem w domu xD

W pracy tym razem bez przygód, a że spora część ekipy mogła dziś wyjść o 14:00 coby się przyszykować zakładową imprezę integracyjną, to ja miałem czas poczyścić se rower z porannego marasu. Dodam, z dedykacją dla Morsa że impreza była płatna około 110 złotych (alkohol we własnym zakresie) od osoby - w tym w cenie ... DJ do tańcowania. Nie, dziękuję :DDDDD

Doczekałem więc do swojej 15:00 i zacząłem wracać drogą klasyczną. Wiatr jednak namówił mnie do olania Giszowca i zobaczenia jak Urzędowi Miasta wyszła DDR-ka (1,7km), która łączy Centrum Przesiadkowe "Zawodzie" z ulicą Szopienicką. Wniosek: mega lubię Wydział Inwestycji UM Katowice. Czemu? Wyjaśnią fotki xD. Przed nimi ino dokończę że na chatę wróciłem przez D3S i Park Zadole ^_^

Trasa:


Fotki:

Z rana => D3S
Niestety, dopóki się czas na zimowy nie zmieni to dojazd do roboty mam w ciemnościach :)


Z powrotu => # Ul. Szopienicka - Ul. 1-go Maja
Widać - ładnie!!!


Chwila później, za żywopłotem - nie widać

Później widać => ŁADNIE BYĆ MUSI!!!! xD


Końcówka już wesoła => flaszka weselna od Kumpla do barku, bananowe niepasteryzowane piwo???? kraftowe???? fuuuj, dostała Matka (:P), a Tatra (była zimniejsza od Żubra) popłynęła na Kolejarzu do brzuszka mego ^_^


Tyle z dziś ;]
====================
Na chacie ciągle zimno => mam jednak nadzieję że nie będę zmuszony do modlitwy xDDDD


Kategoria Rower

Ogrzać się

  • DST 47.12km
  • Czas 02:22
  • VAVG 19.91km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 3 października 2019 | dodano: 05.10.2019



Po Rzeszowie, w poniedziałek nie było czasu na zbyt dużo (wróciłem po 19:00) więc ino sklep, pranie i do wyra. Morfeusz w pociągu coś nie działał, choć próbował (:D) => Łukasz napewno potwierdzi heh ;)

We wtorek pierw się do porządku wyspałem, następnie popisałem BeeSy, kolejno => wizyta u rodziców w celu pomocy ojcu w wyniesieniu mojego starego wyra. Po tym już towarzysko wypiłem za zdrowie sześciotygodniowego rodaka (Roberta) u Ani Peee znaczy B-P (xD) i ... spróbowałem pogłaskać kotka u Łukasza i Marzeny. Krajka jednak wariatka i no cóż ... przynajmniej piwa się napiłem ;)

Środa ponownie zaczęła się od pisania, a później se poczekałem na ludzi od gazu - oczywiście "echo" i ciągle mam zimno (wyjaśnię później) na chacie. Całe szczęście Ojce tapetują mój stary pokój więc u nich się ogrzałem, a wracając do domu ... zmokłem. Jak szukacie winnych pogorszenia pogody to tak => mam urlop ... przepraszam xD

Dziś wstałem, znów coś napisałem i stwierdziłem że idę na rower. Na dworze 10*C, u mnie na chacie ...

Jeden ujjjj czy zmarznę w domu czy n dworze :D

Debile ze spółdzielni postanowili mi późną wiosną wymienić piec w piwnicy z węglowego na gazowy. Fajnie, szkoda że się w końcówce września przy napełnianiu kaloryferów zorientowali że ... nie działa xD. U wszystkich okna otwierają, a ja mogę lodówkę na OLX-a wystawić xDDD.

Znów mają przyjść w poniedziałek siódmego, ale mam jakieś mieszane uczucia - była kartka na drzwiach, coby być w domu wczoraj od 7:00 do 17:00 ... bo pilne. Przyjechali przed 8:00, wyjechali o 9:40 i tyle ich było widać. Teraz ino dali info że 07.10 nie będzie gazu przez prawie cały dzień. Pachnie pizzą, albo kurczakiem z różna na obiad. Mi tam nie przeszkadza => ale dawać ciepełko z kaloryferów (!!!!!!!!!!!), albo ... ODDAWAĆ LATO!!!!!

Co do samej jazdy to nie miałem żadnego w celu. Ot tak, po prostu pojechałem przed siebie => pierw obrałem kierunek na Mikołów coby sobie pojeździć po lasach. Po nocnych deszczach przyjemność z jazdy po gruncie ... była żadna.

Na Zarzeczu stwierdziłem że może pojadę sobie na Tychy.

Tak, to był głupi plan xD. Po dojeździe w okolice browaru przypomniało mi się że przecież ... Tychów nie lubię i zacząłem wracać przez Czułów. Wróciłem więc do Katowic i pomyślałem że może wjadę sobie na hałda Kostuchna. Niestety po pokonaniu pierwszego wzniesienia stwierdziłem że w tym błocie jeździł nie będę xD. Później już tylko pokręciłem się po mieście i wróciłem do ... morsowni heh.

Trasa:


Fotki:
Leśnie

Miało być górsko, ale klasycznie na fotce gór nie widać :P

Tysko-browarnie :)

DD(:D)er-kowo w Tychach :DDDD


Zawsze mogło być gorzej heh ;))))

Okolicy hałdy Kotuchna ;]

XDDDDDD
Ochójeć to można u mnie jak się u mnie na chacie z wanny wychodzi xD


Na koniec niespodziewanka na drzwiach do klatki xD

=======================================
Morsownia xD



===================
Co do podsumowania miesięcznego to ....no hmmm, dobrze się zaczęło ale remonty i pogoda zniszczyły miesiąc xD. Dobrze że choć podkarpackie nadrobiło :P

Odcinek śląski ;]


Kategoria Rower

Nowa Sza(Wiet)rzyna - Rzeszów

  • DST 68.65km
  • Czas 03:27
  • VAVG 19.90km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 30 września 2019 | dodano: 05.10.2019



Po naszej wspólnej wczorajszej decyzji, dziś wiedziałem że ponownie będzie trzeba wstać po raz kolejny o nieludzkiej porze xD. Rano miałem jeszcze nadzieję że coś się zmieni (pogodowo), ale niestety => opady między 10:00 a 11:00, a ulewa po 13:00. Cóż zrobić? Szybkie śniadanko, dopakowanie się i ... na koń heh xD.

Stwierdzenie że wystartowaliśmy (około 7:30) byłoby mega mylące. Kij z tym że się oziębiło, kij z tym że nocą padało i było mega wilgotno, najgorszy był ... wiatr. Dostaliśmy taką wichurą po twarzy że jechać się odechciewało xD. Jechać jednak trzeba było, więc mozolnie (z jednym szybkim Pitt Stopem) zbliżaliśmy się do Łańcuta, gdzie wstępnie założyłem sobie postój i odpoczynek. Napiszę ino że na pierwszych (górkowatych) kilometrach V-maxa miałem na poziomie ... 26km/h. Możecie sobie więc wyobrazić warunki ;)

Do okolic Łańcuta jednak udało się dojechać, a tam w sumie trzy postoje: na orzeszkach (będą na fotkach) i dwa razy ... pod wiatą przystankową coby przeczekać deszcz heh. Na farcie mocno :)

Kolejny odcinek to już szybki dojazd do Rzeszowa i choć deszcz nas złapał dopiero około pół kilometra przed dworcem, to kolorowo nie było. Wiało ciągle w jednym kierunku - nie muszę pisać jakim heh :P. Dwa razy się gnoja udało nakręcić, więc Łukasz pewno dołoży tą niewątpliwą atrakcje do filmiku.

W sumie to tyle ode mnie :)
Szybki obiad w okolicach dworca, rura na pociąg i ponad pięć godzin jazdy => na całe szczęście przez większość czasu miałem widok na Tatry/ę ... taką o pojemności 0,5l :D

W Kato mój kompan dokręcił do okrągłego (400km) wyniku, ja natomiast skoro miałem miesięczny, to wpakowałem się z kołem w pociąg do Piotro ;). Jak i tak z darmo ... to po co ryzykować? ;)

Trasa:

Filmik ogólny:


Fotki:

Początkowy odcinek - zimno, wietrznie i ogólnie mega średnio

Zalew w Brzózie Królewskiej

Jedziemy jednak dalej ;]

Zaczyna być nieciekawie xDDD

Niby jaśniej, ale radary ciągle pokazują chmury deszczowe w naszej okolicy ;/

Orzeszki z okolicy Łańcuta XD

No i nas sięgło => dobrze że chwilowo i znalazła się wiata :)

Ponownie stabilnie choć ...

... po chwili ponownie musieliśmy się schować :)
Fotka już po ulewie ;]


Muzeum Gorzelnictwa :DDD

A tu jak się okazało ostatni postój nawadniający :)

I ponownie bez deszczu ... za to z wiatrem w twarz xD



Cel ;]




DDR-ka w Rzeszowie => to ja już wolę tą ze Stalowej Woli heh ;)

Na koniec szybki (do tego smaczny i tani) obiad ;]


Łukasz na szczęście zamówił dobrze :D

I na chatę :)))


============================
Łukasz dzięki za towarzysko, było godnie :-). Finalnie na wyjeździe w pięć dni zrobiliśmy 397km, co uważam za wynik optymalny => na nudę narzekać nie mogliśmy heh. Pogoda super w dechę, domostwo spoko i ... te proste asfalty mhmmm. Dodatkowo pierwszy raz ... widziałem bloki na wsiach xD.

BTW: Gren Velo to ... nic specjalnego xD. Spoko odcinki, ale w większości to po prostu słupki wpite w pobocza dróg publicznych xD.  

Wynik finalny ;]

I xDDDDD


Kategoria Rower

Do sąsiadów - Lubelski Tarnogród

  • DST 83.56km
  • Czas 03:46
  • VAVG 22.18km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 29 września 2019 | dodano: 03.10.2019



Nie będę ukrywał, że dziś już się trochę jechać nie chciało xD. Jednak po porannym wyjściu na ćmika, stwierdziłem że wiatr wieje ... w dobrą stronę - ot nowość heh. Jak nic trzeba było więc odpalić odłożony z drugiego dnia wyjazd do sąsiedniego województwa :)

Ruszyliśmy tym razem po dziesiątej rano i na start musieliśmy przekroczyć San w miejscowości Nowe Miasto. Na dzień dobry pojechaliśmy klasycznie przez Łukową i Przychojec gdzie w sumie ... rowery jechały same => przecudnie wiatr wiał w plecy :). Następnie zrobiliśmy sobie przerwę pod mostem na nawodnienie i czytanie napisów na podporach w stylu: Toja stara tu była i .. i wruci (afkors z błędem) albo Ja Pierdole wyraża więcej niż 1000 słów :D. A i hmmmm? MOOOOOORS???:D


Po odpoczynku wróciliśmy na trasę coby po chwili zjechać z drogi wojewódzkiej na boczną - leśną. Oj, długo się nią jechało i niestety tu już nie było można korzystać z wiaterku z plecy, a szkoda.

Dojechaliśmy do miejscowości Jastrzębiec, po którym klasycznym szlakiem góra - dół, dotarliśmy do granicy województw ;]. Następnie nastąpiło kolejne nawodnienie i trzeba było zacząć myśleć co do powrotu do Kato bo ...

... nasz zaplanowany zug o godzinie 18:00 raczej w grę nie wchodził xD. Dobrze że Przewozy Regionalne sprzedają bilety na dzień, a nie na konkretny pociąg, więc mieliśmy jeszcze opcję wyjazdu o 4:30 i 13:30. Zaistniało więc ryzykowo przyjazdu na domek, wykąpania się i nocnej jazdy do Rzeszowa ;]

Po postoju pojechaliśmy więc na nasz założony cel czyli Tarnogród i zaczęliśmy wracać. Okazało się też że wiatr postanowił ... nie zmieniać kierunku xD. W sumie to chyba tylko w Poznaniu potrafi zmienić się z wiatru w ryj na wiatr w ryj (xD), a tu jednak postąpił uczciwie - skoro w jedną stronę pomagał, to w drugą gnoił ;]

Z wiatrem w twarz, pierw kolejną ruchliwą drogą wojewódzką (klasyk góra-dół), w Luchowie misja sklep i pogadanka z jakimś Panem który całe życie mieszkał w Łaziskach, a na starość wyprowadził się na wieś, izobronek na granicy województw, odwiedzenie atrakcji czyli Zalewu Ożanna i zostało ino niecałe 20km do chaty. Rzekę San po raz kolejny przekroczyliśmy w miejscowości Stare Miasto i plus-minus swoimi śladami wróciliśmy do Rudy Łańcuckiej.

Tam została podjęta decyzja że skoro mamy nocleg zapłacony, to go wykorzystajmy i wracamy rano :P

Sklep, grill, pakowanie i do wyra.
Czy się nam opłaciła jazda na pociąg o 13:39? Dowiecie się w ostatnim wpisie z tego wyjazdu ;]

Trasa:


Fotki:
Początek szlaku czyli wiatr w plecy ze słonkiem po oczach heh


Kolejny Pitt Stop przy Sanie

Lasami


Chmurkowo



Po trzydziestym kilometrze Łukasz niesie dobre hehehe

Kolejne kilometry i dobroć niebios



Miejsce docelowe

Nudny odcinek


Klimatycznie ...

... i trochę mniej xd

Dobrze że nas nie zmoczyło - Zalew Ożanna

Powrót ...


.... a w domu kleszczyk nr 4 w tym roku xD
Całe szczęście świeżynka tak więc wyszedł cały, bez problemu ;]


Na koniec coś przyjemniejszego :)

(XDDDDDDD)


=============================================
Do kolejnego ;]



Kategoria Rower

Leżajsk z objazdem + świętowanie

  • DST 73.89km
  • Czas 03:34
  • VAVG 20.72km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 września 2019 | dodano: 02.10.2019


albo ...

:PPPPPPPPPPPPPPPP

Po wczorajszej "setce", dziś w planach mieliśmy Leżajsk, który to był oddalony od naszego domostwa o jakieś dziesięć kilometrów. W sumie to planowaliśmy go zostawić na jakąś niepewną pogodę, ale na takową się nie zanosiło więc postanowiliśmy go ogarnąć dzisiaj ^_^.

====================================
Po (tym razem) porządnym wyspaniu się, ruszyliśmy na cel ... oczywiście drogą okrężną, gdzie musieliśmy tylko co jakiś czas patrzeć na radary pogodowe bo straszyli deszczami po południu xD. Finalnie nawet kropla na nas nie spadła, ale pierw wyjaśnię drugą część tytułu. Otóż owe świętowanie być musiało, gdyż na starcie zostało mi około 10km do 4k, a Łukaszowi troszkę więcej do 2k. No jak nic był pretekst heh ;)

Planu klasycznie nie mieliśmy, więc po raz kolejny pustymi drogami dotarliśmy do postoju w którym to mieliśmy w miarę pośrodku równych dystansów. Ja trochę przekroczyłem, Łukaszowi trochę brakowało - uczciwie tak :)

Na postoju zobaczyliśmy że chmury deszczowe nas w najbliższym czasie nie dosięgną, więc postanowiliśmy że do Leżajska dostaniemy się pierw przez most w Tryńczy, a później w Rzuchowie. 

O tych tam trzydziestu kilometrach znowu nie mogę za wiele napisać, no może oprócz tego że klasycznie asfalty były idealne, a i standardowo towarzystwo Łukasza zacne :-)

Z jednym Pitt Stopem dotarliśmy do Leżajska, po którym się trochę pokręciliśmy i wróciliśmy na chatę. Ja wojewódzką ... kolega trochę bokiem bo chyba lubi na tyle życie że woli jechać chodnikiem, aniżeli asfaltem w towarzystwie TIRów heh. Mi tam wszystko jedno => jak mnie pierdolnie to będę miał przynajmniej spokój z życiem ;). Żeby nie było pesymistycznie na koniec, to nie, nie planuje zostać zabitym :P

Trasa:


Fotki:
Klasyczne asfalty "na dzień doby" ;)

Oleeeeeeeeeeeeeeeeee :D

A ogólnie ... to bez zmian ;]

Świętowanie :)
BTW: nic nie wygraliśmy xD


Widokowo





BTW: Niby spotkanie już się odbyło, ale w nocy latarnie nad Polska ciągle są używane - a po co????? heh :P

Jedziemy dalej :)


I ostatnia (w dniu dzisiejszym) przeprawa przez San


Na calu


Elektryczne? :DDD


Kocówka ;]
Grzybki zostały na masce auta grzybiarzy - taki bonus ;)


Koniec :)))) => w drodze do Biedry

I bonus powitałkowy :P


===============================
Tym razem do kota była też inna atrakcja urlopowa ;)



Kategoria Rower

Stalowa Wola z dedykacją do Janiola ;)

  • DST 110.32km
  • Czas 05:23
  • VAVG 20.49km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 27 września 2019 | dodano: 02.10.2019



Na drugi dzień mieliśmy zaplanowane .. w sumie, to nic nie mieliśmy zaplanowane :D. Miała być ino jakaś "setka" w kierunku północnym i wyjazd w godzinach porannych, które to ... za mocno se wziąłem do serducha :). Wstałem przed 6:00 rano, czyli jednym słowem umysł i ciało nie przestawiło się jeszcze na tryb urlopowy :D.

Gorzej że rano zaczęło mnie boleć gardło => nie wiem czy to z faktu że nie zamknęliśmy okna na noc, czy po prostu nawdychałem się wiatru w dniu wczorajszym xD. Na całe szczęście finalnie okazało się to fałszywym alarmem chorobowym ;)

=============================================
Co do wycieczki to rano nie wyjechaliśmy jednak o świcie => Łukasz se dospał trochę, a ja se poleżałem i w końcu poczułem że jestem na urlopie :)))

Finalnie ruszyliśmy chwile po dziewiątej rano i na start musieliśmy przekroczyć San w miejscowości Krzeszów. Tyle było rano ustalone przy śniadaniu heh. Poza tym był dość ogólny plan pojechać na Lasy Janowskie ... no ale nie wyszło :). Wyszła za to Stalowa Wola, a tytuł zadedykowałem Janiolowi, który to ponad 10 lat temu pojechał na wyjazd GieKSy (wysiadł na szczęście przed akcją milicji), o którym przez jakiś czas mówiła cała Polska. Dla przypomnienia:
Dobra tam, już kiedyś o tym pisałem więc nie będę drążył.

Co do warunków to wręcz ideał - bezwietrznie, w miarę (na początku) ciepło i ogólnie mega sympatycznie się jechało :) Standardowo nie wiem co opisywać po drodze gdyż ... nie znam tych terenów heh ;)

Mogę za to opisać Stalową Wolę :P. Średnia (xD) => jak ino wjechaliśmy do miasta to miałem wrażenie że trafiłem do rowerowe eldorado. Piękna szeroka (3m) ścieżka rowerowa, mały ruch samochodowy ale .... tak, ale było duża "ale" xD. Co chwila ścieżki z kostki (jedna przez targ xD), wuchta ludzi i co najlepsze ... w centrum cały czas koleś gadał reklamy przez głośnik, które to słyszała cała okolica xD

Co do DDR-ek, to zawsze mogło być gorzej :PP



Na plus za to był kebab za 8zł => pojadłem smacznie, ostro i tanio. Znaczy w sumie za darmo, bo Łukasz postawił :D

Wrócić trzeba jednak było, więc po jedzonku zaczęliśmy kombinować. Opcja w/w lasów w (plus zahaczenie o sąsiednie województwo) w grę nie wchodziła bo by wyszło około 130-140km, a na to czasu nie mieliśmy. Ustalaliśmy więc że województwo lubelskie zostawiamy na jutro, a dziś wrócimy wrócimy ponownie "lewą stroną". Na start ... wpadliśmy na jakąś ruchliwą drogę z tirami z której na całe szczęście udało się dość szybko zjechać ;]. Później już w mega słonku [mhmmm ideał :)] poprzez Pitt Stop przy rzece Łęg (przez Kliny) dojechaliśmy do Maziarni i ... sklepu u Małgosi heh. Tam nie mogło się skończyć inaczej aniżeli postojem z piwem i czipsami :P.

Po nim jeszcze raz wjechaliśmy na jakiś ruchliwy odcinek, po którym to już bankowo się przekonałem że jednak podkarpackie nie jest płaskostopiem :). No ale to by było na tyle ruchliwości => sklep, postój i ... nocny na chatę :D.

Przy końcu ino malutki kryzys gdzie jechaliśmy ulicą ... wzdłuż ścieżki rowerowej (:P), ale to tam mniejsza o to heh ;) Dzień finalnie mega pozytywny :))))

Trasa:


Fotki:
Poranek i jakieś znajome klimaty :)

San ... nie sam :)

xDDDDDDDDDDDD

Wiaterek w plecki - szanuje :)

A tego trochę mniej - sklep w którym Żubra nie sprzedają xD

Wiejskie klimaty za to mega pozytywne :)

A tu też niezła akcja - miej jedną piłkę i graj na czas :D

W sumie na celu :)


Na powrocie => obiecuje że już na Inter City narzekał nie będę :DDDD

Na płaskostopie to nie wygląda :)
Jak STOP to stop :P


Pitt ... Stop mega klimatyczny => Łukasz aż (później) uciekł w cień heh

Jedziemy dalej ...


... na krótko :)

Trzeba było się zatrzymać :)

Ruchliwość :P

Końcówka słonka ;]


I do bazy ;]

==============================================
A co do wieczora :PPPP



Kategoria Rower

Rzeszów - Ruda Łańcucka

  • DST 67.52km
  • Czas 03:24
  • VAVG 19.86km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 26 września 2019 | dodano: 01.10.2019


Tak wiem, miałem pisać na bieżąco ... ale nie wyszło :P. Urlopowy leń mnie dorwał, a poza tym to nie było czasu na pisanie i czytanie heh :)

Nadrobię wszystko obiecuję, zaczynając ... od moich wpisów ;]



W końcu urlop, dwa tygodnie laby i na start ... rower :). Wiecie jaki jest najlepszy sposób na kochanie wszystkiego co ogólnie przeszkadza rowerzystom????

Zrobić se przymusowe dziesięć dni bez kręcenia heh. Mi dziś nic nie przeszkadzało - ani korki, ani światła, ani ludzie, ani nawet wiatr :DDDDD

=====================
Na start jednak geneza. Otóż wyjazd na Green Velo był już planowany jakieś dwa lata temu. Rok temu padło jednak na "opcje morze" i o ten szlak zahaczyliśmy ino na chwilę podczas tego oto tripu.

W tym roku nic już nie stanęło na przeszkodzie coby podjechać do Rzeszowa => zwłaszcza że Przewozy Regionalne wprowadziły nam bezpośredni (tani: 35zł za człowieka + przewóz roweru) pociąg relacji Wodzisław Śląski - Rzeszów Główny przez ... Piotrowice i Brynów :-)

Pociąg był fajny ale, po a) jechał 5:20h i po b) zatrzymywał się po prostu wszędzie i po c) ruszał z Piotro o 5:13, co zmusiło mnie do pobudki już po czwartej rano xD

Wsio udało się ogarnąć, Łukasz się dosiadł, narobiłem śmiechy i wasze BeeSy, a po postoju w Krakowie wpadł nawet około godzinny Morfeusz i jakoś udało się dojechać do celu ;]

(XDDDDDD)

Niestety, nie obyło się też bez opóźnienia pociągu spowodowanym samobójstwem na torach. Miejsce gdzie denat leżał jak zauważyłem było na mega odludziu, więc wnioskuje że ktoś miał plan skończyć swoje życie na może dwa kilometry od naszej stacji docelowej xD

Dojechaliśmy jednak do naszego celu, który to miał być planowo naszym startem i metą do dużej pętli. Zmieniliśmy jednak zdanie i zamiast kręcić niecałe pół tysiąca kilometrów w pięć dni i szukać czterech noclegów (w czterech różnych miejscach), postanowiliśmy że wybierzemy jedną miejscówkę i po prostu pokręcimy się po okolicy :]. Padło na sąsiadującą z Nową Szarzyną - Rudę Łańcucką, która się znajduje około 50km od Rzeszowa. Cena? 30zł/noc więc też sympatycznie, a do tego dostaliśmy dwa pokoje => jeden dla nas, drugi dla rowerów ;]

Najpierw jednak napiszę coś o Rzeszowie... okropny jest :P Sam rynek i jego okolice nawet sympatyczne => stare, dobrze zachowane kamienice, kolorowo, ale wuchta aut, do tego co chwila jakieś parasole i ludzie wchodzący pod koła. Pojęcie przejścia przez pasy w tamtych okolicach nie istnieje - chodzą jak chcą heh. Do tego krzywe bruki i ścieżki rowerowe, które to nie wiadomo czy były czy nie xD. Sporą część dystansu miejskiego przejechaliśmy więc ... Bus-pasem heh xD.

Później już mieszaną DDR-ką (asfalt + kostka, z wiatrem w twarz), dojechaliśmy do Miłocina gdzie zaczęła się już sympatyczna jazda ;]. Puste drogi, dobre nawierzchnie i tak dojechaliśmy do terenów leśnych: czyli do boru Tajecina. Po nawodnieniu dalej już jechaliśmy mieszanie => trochę po nawierzchni utwardzonej, trochę po duktach leśnych (przeważnie szutry) i gdyby nie lasy to bym się czuł jak w wielkopolskim heh. Płasko jakoś było (heh) => ale to był czynnik pozytywny, gdyż jechaliśmy z ciuchami :).

Mały Pitt Stop na śniadanio-obiad w Sokołowie Małopolskim (miła Pani mi nawet kanapki zrobiła ;]), drugi postój koło stawiku na piwko i ok 18:30 byliśmy już po zakupach i zameldowaniu się na grillu :)

Dzień zakończyliśmy oglądaniem meczu Słowenia - Polska, podczas którego ... oboje padliśmy xD. Łukasz po drugim secie, ja w trakcie czwartego :DDD. Zmęczenie dniem dało o sobie znać heh.

Trasa:

Fotki:
Pociągowo ;]

Rzeszów ...


... i po Rzeszowie :D

Bór Tajęcina


Migawki z trasy ;]



Nawet drogę wojewódzką dla nas zamknęli :D

Dalej przyjemnie ;]

Coś dla Morsa :)

Pitt Stop ...


... prościutko na domek i ...


... na grilla :)

BTW: :DDDDDDDDD

=============================
A na zakończenie - no, nietrudno się nie zgodzić :)



Kategoria Rower

Hałda Skalny + RŚ

  • DST 55.98km
  • Czas 02:37
  • VAVG 21.39km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 września 2019 | dodano: 16.09.2019



Po wczorajszych górkach, dziś wstałem chwilę po 8:00, wystawiłem łeb przez okno i ... prawie mi go urwało xD. Wiało na tyle mocno że olałem temat dłuższego kręcenia i wróciłem do wyra ^_^. Ponownie wstałem jakoś po 11:00 i ... dalej wiało heh. Cóż można robić w taką niedzielę? Hmmm?

Nie, do tych Panów nie poszedłem :P

Ogarnąłem chatę, wypiłem kawę, pooglądałem TV, zjadłem obiad, napisałem BeeSa i coby tu? Chodzić mi się nie chciało, więc wiadomy był rower i choćby mały glut na hałdę, bo widoki przy takim wietrze powinny być zacne ;)

Kostuchna i Murcki w grę nie wchodziły (bo za blisko), ale hałda Skalny w Łaziskach była już celem optymalnym. 

Wystartowałem chwilę po 15:00 i pod wiatr (przez Podlesie) dojechałem do Tychów, następnie Wyry i po jakiś wiochach (całkiem uroczych) dojechałem do mojego celu. Opłaciło się => widoki były w dechę :-)

Powrót pierw ponownie przez jakieś dziury, kąsek DK-81, Mokre, aż w Śmiłowicach w końcu (pierwszy raz dziś) poczułem wiatr na plecach. Normalnie szkoda było do lasu wjeżdżać, więc pokręciłem jeszcze na Rudę Śląską i przez Panewniki i sklep na Piotro (oraz przez piwo na z Kolejarzu :P) dojechałem na chatę ^_^

Trasa:


Fotki:

Na start jakaś nowość - przejazd zamknięty xD W Katowicach to rzadkość :)

Tychy dla Morsa ;]

Przyjemna okolica :)

A tu z prawej strony widać mój cel.
Niestety schował się ... koń, którego musiałem jakoś ominąć xD


I na celu - stąd nawet Tychy wyglądają ładnie :)

Tak, wiało :D

Bombelkownia

xDDD

Chwila krajówkami - fajnie, szerokie pobocze ;]


Ruda Śląska => Kopalnia Halemba i Przystań

A na koniec zachodzik z bogatszej części Piotro :)


 =========================================
BTW: Padłem heh xD



Kategoria Rower