Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2021
Dystans całkowity: | 109.18 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 02:51 |
Średnia prędkość: | 19.58 km/h |
Suma kalorii: | 5000 kcal |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 27.29 km i 1h 25m |
Więcej statystyk |
Łukasz Kozioł Pierwszy xD
-
DST
10.83km
-
Aktywność Wędrówka
Sobota, 30 stycznia 2021 | dodano: 30.01.2021
Coś średnio mam wenę do pisania, więc ino na szybko (dojedzam do Środy Wielkopolskiej) z tym wpisem.
Co do genezy, to o babuszce już wiecie, ale że wyjazd do Poznania wymyśliłem sobie dopiero o 18:00, więc był czas na górki z rana. Towarzysz ...
... no bo kto inny? (●__●)
Trasa tym razem pod kolegę, gdyż ja rzygam Kozią, ale skoro Żukasz tam nigdy nie był, to można było się skoczyć
<( ̄︶ ̄)>
To zawsze on nam idzie na rękę, więc tym razem, zamiana heh.
7:11 do pociągu, powrót (na farcie) do BB grubo przed 12:00, w domu obiadek ... i mam dwadzieścia minut (pojechałem jednak o 15:00) do Poznania. Cóż, raczej bym wolał spać z Majką w łóżku, ale co zrobić? Poznań też ponoć ładny o tej porze roku ;).
Trasa:
Fotki:
Najładniejsza, czyli ... od Łukasza z Brynowa xD
A tu już na trasie ...
To zawsze on nam idzie na rękę, więc tym razem, zamiana heh.
7:11 do pociągu, powrót (na farcie) do BB grubo przed 12:00, w domu obiadek ... i mam dwadzieścia minut (pojechałem jednak o 15:00) do Poznania. Cóż, raczej bym wolał spać z Majką w łóżku, ale co zrobić? Poznań też ponoć ładny o tej porze roku ;).
Trasa:
Fotki:
Najładniejsza, czyli ... od Łukasza z Brynowa xD
A tu już na trasie ...
... był i słonecznik...
... a poza tym ... to nudy: P
... a poza tym ... to nudy: P
I już na szlaku:
Schron ....
... i szczyt ᕙ(⇀‸↼‶)ᕗ
I w dół:
Miasto ...
... i Ci pa :-P
Kategoria Góry
DPD 1/2021
-
DST
29.91km
-
Czas
01:33
-
VAVG
19.30km/h
-
Sprzęt Szkodnik
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 stycznia 2021 | dodano: 26.01.2021
Debiutanckie w nowym roku kręcenie do roboty posiada niestety mega smutną genezę. Wczoraj bowiem o godzinie 13:00 w wieku 88 lat, zmarła w Pobiedziskach często i gęsto opisywana na tym blogu moja babuszka Tola :(. Życia ... i śmierci się niestety nie oszuka ;/.
Wczoraj więc całe popołudnie i wieczór "wisiałem" na telefonie, a o godzinie 21:30 usnąłem. Przebudziłem się chwilę przed pierwszą w nocy, na chwilę jeszcze zasnąłem i o 04:30 już było "pospane". Ogarnąłem więc mieszkanie [i powitałkę oczywiście (też jakoś bez humoru wczoraj)], spakowałem plecak i mogłem o 06:05 ruszyć w kierunku Szopienic - choć trochę oczyszczyć umysł.
Termicznie było całkiem spoko - take tam 0*C, wiatru praktycznie nie było, i ino nawierzchnie pod Schwalbe denerwowały. Pod blokiem (pozdro Diobeł) prawie gleba, następnie ślizgawka, mokre asfalty (z błotem pośniegowym) na Ligocie i Brynowie, biała D3S, mokro, ślisko, Upadowy, i do samej roboty mokro. Do zapomnienia => czyli coś takiego:
Po pracy normalnie bym wracał przez Giszowiec, ale tym razem bałem się, że cały się ubrudzę syfem z okolic krawężnika więc padło na Zawodzie i ... się zaczęło - tu jeszcze pruszyło ...
... tu już padało ...
... a tu sypało xD.
Oczywiście nie muszę pisać jaki był kierunek wiatru ¯(°_o)/¯. Widoków nie opiszę, bo jechałem ze wzrokiem skierowanym na kierownicę pfff.
Na koniec jeszcze przejechałem się nową śmieszką przy CP "Brynów" ...
... gdzie ... no graty za rozwiązanie skrzyżowania: całkiem fajne miejsce coby tramwaj musiał poczekać (na czerwonym świetle) na przejazd autobusów ( ˘ ³˘)♥.
Reszta to Jankego, Kolejowa, Stalowa, Kościuszki DK-81 (chodnikiem), nawodnienie, i ul. Gdańską do bazy.
Styczeń to jednak nie jest dobry miesiąc na rower. Tak samo jak ... na jednodniowy przyjazd do Poznania na początku (chyba?) przyszłego tygodnia. Z przyczyn oczywistych dziś bez śmiecha.
Kategoria Rower
Wieprzkowo
-
DST
42.55km
-
Kalorie 5000kcal
-
Aktywność Wędrówka
Sobota, 16 stycznia 2021 | dodano: 19.01.2021
Wyjazd się nawet nie skończył, a ja już mogę zacząć opisywać. Mamy godzinę 01:13, a ja se kwitnę w Żywcu, przy takim oto (termicznym) czymś ...
... oki, jednak nie popiszę, bo przestaje czuć palce u rąk xD.
====================
Dobra, mamy już niedzielę wieczór, siedzę sobie w cieplutkim domku i na całe szczęście nic mi nie ma ;]. Przynajmniej jak na razie heh :).
Co do samej genezy, to już w poprzednią sobotę zagadał do mnie Zientas o wyjazd w góry .. z noclegiem. A obostrzenia zapytałem? Jest chatka pod Baranią Górą co można spać za darmo - odpowiedział kolega. O taka:
Dziękuję, toster już kupiłem. Ale jest i kominek i można napalić i będzie ciepło i przytulnie - namawiał kolega dalej:
Wiertarkę również już posiadam!! I nawet jest miejsce do spania pod dachem!!:
Dziękuję ponownie, kombinerek też nie potrzebuje!! :P. Zientarski jednak nie przestawał namawiać i niechętnie dałem się namówić, że pojadę ino kawałek ich odprowadzić i wrócę do Kato na około 17:30.
=============
W czwartek odwiedziłem jeszcze rodziców, a po wizycie w domu rodzinnym poszedłem do Łukaszów i wyszło że Marzena ma przymiarkę kiecki ślubnej - Łukasz więc również zgłosił chęć wyjazdu. Ja byłem ciągle sceptyczny, ale co mi tam: Magda i tak szła (a jak się okazało jednak nie szła) do pracy w sobotę na rano. Będąc już w domu zadzwoniłem jeszcze do Diobła i on również zgodził się jechać, a w piątek do składu dołączył Janiol. Niby ekipa zacna, ale mi ciągle coś nie pasowało - jakieś przeczucie czy coś?
Skoro już jednak powiedziało się "a", to trzeba było powiedzieć "b". Wstałem ...
... i udałem się na dworzec na Piotro, gdzie czekali już Michał i Łukasz, a po chwili zjawił się Bartek.
Pociąg przyjechał minimalnie spóźniony, Diobeł już nim jechał, a ostatnia osoba (czyli Grzegorz) miała wsiąść w Tychach. Miała, ale nowy znajomy pomylił pociągi i dołączył do nas dopiero w Pszczynie xD. Reszta trasy zleciała w sympatycznej atmosferze i po 1:20h meldujemy się w tytułowym Radziechowym Wieprzu.
Na "dzień dobry" miły akcent, gdyż Pan kierowca jadący pługiem podniósł to coś co odśnieża dzięki czemu, nie uwaliliśmy się już na starcie. Pozdrawiam jeszcze raz i dzięki za odmachanie - jak jakimś cudem to przeczytasz ;)).
I tu się kończą (w moim przypadku) pozytywy. Pierwsze cztery kilometry to spokojny, cztero-kilometrowy spacer przez miasto.
Nawet ładna zima, ale co mi po tym, skoro w Katowicach mamy to samo?
XD.
Na początku szlaku właściwego Diobeł (chodzący na chwilę obecną o wiele więcej niż ja) pokazał nam plecy i tyle go było widziano :D. My natomiast postanowiliśmy wykonać sesję zdjęciową i popróbować specyfików (tego tyskiego już nigdy nie ruszę!!), które to każdy posiadał. Po dłuższej chwili ruszyliśmy szlakiem niebieskim.
Szlak jak szlak - widoków malutko, taki jakiś zwykły był, ale choć przetarty - dzięki ludzie ... i Dioble ;)
Ciągle bez jakiejś większej satysfakcji (z mojej strony) szliśmy ku górze, ale niestety im wyżej, tym robiły się coraz większe "frytki". Z peletonu oderwali się Łukasz i Grześ, a my w trójkę zaczęliśmy się coraz mocniej ślizgać na szlaku.
Ślizganie to jedno, choroba filipińska Janiola to drugie. Zientas mi poleciał do przodu (bo nocleg) i zostaliśmy w dwójkę xD. Sam miałbym ciężko Michała sprowadzić, więc do pomocy zszedł Łukasz i ponownie tym samym szlakiem (fotek brak) wróciliśmy do miasta. W mieście dogonił nas Marcin i mogliśmy wracać - oczywiście ponownie w dwóch grupach. Łukaszowi się spieszyło bo był umówiony, a Michała czekała (potwierdzam - żyje) rozmowa z żoną :D. Mi się jakoś ogólnie średnio szło - pewno to przez te nieodśnieżone chodniki ;). Oni pojechali po 18:00, my jakąś godzinę po nich, a Zientas i Grzegorz ostatecznie odpuścili nocleg w chatce (dobrze, bo mogłoby się skończyć podobnie tragicznie jak w Sudetach => info o tu), zadzwonili po szwagra Bartka i pojechali do niego.
Tym zdaniem powinienem kończyć opisywanie szlaku ... ale nie. To był dopiero początek jak się okazało (●__●). Jeszcze na PKP zadzwoniłem sobie do Magdy, a że z Łukaszem dokończyliśmy przed miastem to co mieliśmy wzięte na szlak, i zostałem rozpracowany xD. "OPR" słuszny jak najbardziej, ale rozkojarzyłem się na tyle, że w pociągu stwierdziłem że nie mam telefonu :O. Szybka analiza - musiał zostać na dworcu, kolejna analiza: i w Wilkowicach wysiadam! Zaraz coś przecież pojedzie pomyślałem. Taaaa, dobre 50 minut czekania (do poprzedniego do Wieprza zabrakło mi około kwadransa) i przyjechał pociąg ... ino do Żywca ;/. No nic, tu była choć poczekalnia, nieogrzewana, ale zawsze. Tam co? Godzina czekania!! Coraz bardziej zły, ale co zrobić? 21:28 jadę, o 22:15 wracam - luzik. Zjadłem, napiłem się kawki z automatu, i na trzy minuty przed planowanym odjazdem słyszę komunikat ... że pociąg jest opóźniony o conajmniej 40 minut. Nosz do nie napiszę czego. Cztery kilometry iścia i jak się uda że ten pociąg jedzie ze Zwardonia/Rajczy, to ogarnę powrót na chatę.
Szybki spacerek i melduje się na PKP - telefon grzecznie leżał na ziemi, więc albo nie trafiłem do kieszeni (w nowych galotach), albo ktoś go podniósł i rzucił na ziemie ¯\_(ツ)_/¯. Najważniejsze jednak, że jak się później okazało działał (choć był rozładowany - dzięki Łukasz za powerbanka, oddam w 100% naładowany), ekran nie był pęknięty i mogłem go (po oczywiście wcześniejszym ogrzaniu) podładować. Następnie na szybko sprawdziłem rozkład, no i niestety - ostatni pociąg jechał jednak z Żywca
.·´¯`(>▂<)´¯`·.
Godzina 22:10, zero opcji noclegowych, kolejny zug o ... 04:47, do tego wokoło pola i ponad dwucyfrowy mróz. Ehhh, jedyne na co rozsądnego wpadłem to wrócić się swoimi śladami do Żywca, zjeść jakiegoś kebaba, i poczekać do pociągu który odjeżdżał o godzinie 3:57. Tak zrobiłem, otwartego kebaba oczywiście nie znalazłem, ale wpadłem na stację benzynową po jakieś chrupki, zapalniczkę (moja oczywiście się popsuła - bo jak!!), hot doga i zaopatrzyłem się w bilon do automatu z herbatką w poczekalni na dworcu. Generalnie spoko - jakoś wytrzymam te cztery godziny. Co mogło pójść jednak nie tak? ¯\_(ツ)_/¯.
No co mogło pójść nie tak?. EHHH, faaajnie. W tym samym czasie Magda mi odchodziła od zmysłów, Łukasz, Marzena i Diobeł usilnie szukali kogoś (w sumie nie wiem po co heh, ale dzięki!!), kto by mógł po mnie ewentualnie pojechać, a najlepsze jest jednak to, że finalnie okazało się, że Zientas spał u teścia ... jakieś 10-15km ode mnie. Kto mógł jednak wiedzieć? XD.
Oki, byłem ubrany "na górsko" (dobrze być zmarzluchem => wysokie buty, dwie pary skarpet, góra i dół termoaktywne, polar itp.) więc termicznie czułem się nie najgorzej, ale ciągłe chodzenie i lekka senność trochę dokuczały, więc przycupnąłem sobie na przystanku autobusowym dając na chwilę odpocząć nogom. Po chwili ... miałem towarzystwo Panów z radiowozu heh xD. Zobaczyli siedzącego na przystanku, to pewno pomyśleli, że odwiozą sobie kolesia na nocleg ze szklanką wody rano w pakiecie xD. No nie, nawet przez chwilę po nawrotce nie pomyślałem o alkoholu, i po chwili rozmowy Panowie stwierdzili że do Katowic nie jadą i pojechali se w siną dal xD.
Później już generalnie chodziłem i co chwilę włączałem telefon, bo trochę gorzej znosił mrozy ode mnie :P. Finalnie więc dystans z sobotnio - niedzielnego "spacerku" ściągłem z opaski:
W niedzielę ino poszedłem po dziewczynę mą na dworzec i wróciłem jak ją odprowadziłem. Dzięki ogólnie za wyrozumiałość i troskę :*
Wracając do już w sumie niedzielnej nocy, to coś z sobą trzeba było robić. Najbardziej rozsądnie było zahaczyć o kolejne dwie stacje benzynowe na gorącą herbatkę. Oczywiście nie nadużywając gościnności ◉‿◉.
(BTW: Żywiec nocą ;])
Herbatka, 20 minut na ogrzanie, spacer na kolejną, powtórka, i mamy godzinę 03:00, gdzie skład mojego pociągu stał już na peronie od północy.
Pokręciłem się więc w okolicach poczekalni i samego pociągu, w nadziei że mnie zobaczą i trochę wcześniej "otworzą" skład.
BTW:
:P
Tak się stało - pociąg "otwarli' już(?) o 03:20!! Z radością poleciałem oczywiście do załogi podziękować za owy gest (•‿•). Jak się okazało, normalnie tego nie robią, ale mnie obserwowali i stwierdzili, że skoro nie jest pijany, to niech nie marznie :]. Chwilę pogadaliśmy i mogłem kupić nowy bilet (xD) i wrócić do kitku /ᐠ。ꞈ。ᐟ\. W sumie to jej mi było najbardziej szkoda, bo dostała racje żywieniowe "do wieczora" :/. Na całe szczęście jak wróciłem to jeszcze miała, więc głodna nie była ^_^.
A tu już zdjęcie z godziny 9:00.
Co mogę napisać prócz tego że był to jeden z najgorszych wyjazdów ostatnich lat? Planowałem wszystko ogarnąć na bilecie dziesięcio-godzinnym, a tu => tam 18zł, nazot 14.45, po telefon 5.95, i do domu 13.60zł. Bym już prawie (cenowo) dojechał do Jeleniej Góry i z powrotem. Szlak do bani, nawet nie wiem ile go było, a w niedzielę (się nie przyznałem :p) ledwo chodziłem :D. Poza tym tak jak pisałem wcześniej, ostatni raz tykam cytrynówki na bazie bimbru. Każdy kto jej spróbował w jakimś stopniu "się pozamiatał" - i tu info dla kobiet: tego naprawdę dużo nie było!! Rakietfiul jakiś czy co¯\(°_o)/¯? Pfff.
A co najlepsze jak teraz myślę (poniedziałek) to to, że przecież koło dworca jest postój taksówek. Z Żywca do telefonu miałem jakieś 4 km, w dwie strony no niech będzie nawet 10 km. Pojechać, zapłacić te nawet 30zł i wrócić. Mądry człowiek ... na całe szczęście nie po szkodzie ;).
Następnym razem jak będę miał przeczucie to nikaj nie jadę!! ... I zostaje przy Żubrze :P
Godzina 22:10, zero opcji noclegowych, kolejny zug o ... 04:47, do tego wokoło pola i ponad dwucyfrowy mróz. Ehhh, jedyne na co rozsądnego wpadłem to wrócić się swoimi śladami do Żywca, zjeść jakiegoś kebaba, i poczekać do pociągu który odjeżdżał o godzinie 3:57. Tak zrobiłem, otwartego kebaba oczywiście nie znalazłem, ale wpadłem na stację benzynową po jakieś chrupki, zapalniczkę (moja oczywiście się popsuła - bo jak!!), hot doga i zaopatrzyłem się w bilon do automatu z herbatką w poczekalni na dworcu. Generalnie spoko - jakoś wytrzymam te cztery godziny. Co mogło pójść jednak nie tak? ¯\_(ツ)_/¯.
No co mogło pójść nie tak?. EHHH, faaajnie. W tym samym czasie Magda mi odchodziła od zmysłów, Łukasz, Marzena i Diobeł usilnie szukali kogoś (w sumie nie wiem po co heh, ale dzięki!!), kto by mógł po mnie ewentualnie pojechać, a najlepsze jest jednak to, że finalnie okazało się, że Zientas spał u teścia ... jakieś 10-15km ode mnie. Kto mógł jednak wiedzieć? XD.
Oki, byłem ubrany "na górsko" (dobrze być zmarzluchem => wysokie buty, dwie pary skarpet, góra i dół termoaktywne, polar itp.) więc termicznie czułem się nie najgorzej, ale ciągłe chodzenie i lekka senność trochę dokuczały, więc przycupnąłem sobie na przystanku autobusowym dając na chwilę odpocząć nogom. Po chwili ... miałem towarzystwo Panów z radiowozu heh xD. Zobaczyli siedzącego na przystanku, to pewno pomyśleli, że odwiozą sobie kolesia na nocleg ze szklanką wody rano w pakiecie xD. No nie, nawet przez chwilę po nawrotce nie pomyślałem o alkoholu, i po chwili rozmowy Panowie stwierdzili że do Katowic nie jadą i pojechali se w siną dal xD.
Później już generalnie chodziłem i co chwilę włączałem telefon, bo trochę gorzej znosił mrozy ode mnie :P. Finalnie więc dystans z sobotnio - niedzielnego "spacerku" ściągłem z opaski:
W niedzielę ino poszedłem po dziewczynę mą na dworzec i wróciłem jak ją odprowadziłem. Dzięki ogólnie za wyrozumiałość i troskę :*
Wracając do już w sumie niedzielnej nocy, to coś z sobą trzeba było robić. Najbardziej rozsądnie było zahaczyć o kolejne dwie stacje benzynowe na gorącą herbatkę. Oczywiście nie nadużywając gościnności ◉‿◉.
(BTW: Żywiec nocą ;])
Herbatka, 20 minut na ogrzanie, spacer na kolejną, powtórka, i mamy godzinę 03:00, gdzie skład mojego pociągu stał już na peronie od północy.
Pokręciłem się więc w okolicach poczekalni i samego pociągu, w nadziei że mnie zobaczą i trochę wcześniej "otworzą" skład.
BTW:
:P
Tak się stało - pociąg "otwarli' już(?) o 03:20!! Z radością poleciałem oczywiście do załogi podziękować za owy gest (•‿•). Jak się okazało, normalnie tego nie robią, ale mnie obserwowali i stwierdzili, że skoro nie jest pijany, to niech nie marznie :]. Chwilę pogadaliśmy i mogłem kupić nowy bilet (xD) i wrócić do kitku /ᐠ。ꞈ。ᐟ\. W sumie to jej mi było najbardziej szkoda, bo dostała racje żywieniowe "do wieczora" :/. Na całe szczęście jak wróciłem to jeszcze miała, więc głodna nie była ^_^.
A tu już zdjęcie z godziny 9:00.
Co mogę napisać prócz tego że był to jeden z najgorszych wyjazdów ostatnich lat? Planowałem wszystko ogarnąć na bilecie dziesięcio-godzinnym, a tu => tam 18zł, nazot 14.45, po telefon 5.95, i do domu 13.60zł. Bym już prawie (cenowo) dojechał do Jeleniej Góry i z powrotem. Szlak do bani, nawet nie wiem ile go było, a w niedzielę (się nie przyznałem :p) ledwo chodziłem :D. Poza tym tak jak pisałem wcześniej, ostatni raz tykam cytrynówki na bazie bimbru. Każdy kto jej spróbował w jakimś stopniu "się pozamiatał" - i tu info dla kobiet: tego naprawdę dużo nie było!! Rakietfiul jakiś czy co¯\(°_o)/¯? Pfff.
A co najlepsze jak teraz myślę (poniedziałek) to to, że przecież koło dworca jest postój taksówek. Z Żywca do telefonu miałem jakieś 4 km, w dwie strony no niech będzie nawet 10 km. Pojechać, zapłacić te nawet 30zł i wrócić. Mądry człowiek ... na całe szczęście nie po szkodzie ;).
Następnym razem jak będę miał przeczucie to nikaj nie jadę!! ... I zostaje przy Żubrze :P
=============
A śmiech dziś z życia wzięty :D.
Pierwszy raz od bardzo długiego czasu, zapobiegawczo wziąłem czapkę na trip - no przydała się ...
... :)))))))
PS: Po pracy ponownie postałem sobie 1:40h w Szopienicach na dworcu, bo mój pociąg był opóźniony o godzinę - ODDAWAĆ UPAŁY!!
Kategoria Góry
Ćwiartka odstresowująco-rozprostowywująca :P
-
DST
25.89km
-
Czas
01:18
-
VAVG
19.92km/h
-
Sprzęt Szkodnik
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 4 stycznia 2021 | dodano: 05.01.2021
Końcówka tamtego i początek tego roku to istny nicnierobieng. Jedynie co, to pojechaliśmy z Magdą (pociąg + tramwaj) na Sylwestra do znajomych do Sosnowca, z którego to ... Gosia z Bartkiem i powitałką (czyli Tofikiem) odwieźli nas na Piotro autem xD. A tak to leniwe dni w domku :P. Aaaa i nawet nie pracując, zarobiłem 2 złote ᕙ(⇀‸↼‶)ᕗ :DDD. Zawsze coś :D.
Wczoraj już natomiast odliczałem godziny do powrotu do pracy, ale jak wracałem wieczorem ze stacji do domu, to zobaczyłem na drzwiach wejściowych do klatki kartkę z informacją: 04.01.2021 - od 10:00 do 17:00 wymiana wodomierzy - "być w dom". Wniosek: zaczynamy rok od telefonu do szefa z prośbą o urlop - fajnie. Cóż jednak zrobić? ¯\_(ツ)_/¯ => Majka ciągle nie potrafi drzwi otwierać xD.
BTW: :P
Wstałem po 8:00, dokończyłem ogarnianie chaty, i praktycznie w jednej chwili (po 12:00) zjawili się fachowcy i fachowiec (ustalić szczegóły remontu) od łazienki. Choć tyle! Zrobią szybko pomyślałem i mykam na rower, coby dzień urlopu nie był do końca "zmarnowany". Taaaa, o ile z wodomierzem w łazience nie mogło być kłopotu, to ten w kuchni był poezją xD. Otóż: był za lodówką, którą trzeba było odsunąć, od której kabel "szedł" za zlewozmywakiem, do gniazdka, które było przyciśnięte kuchenką, do której dostać się można było tylko ... odsuwając zmywarkę. Czyli ogólny ... => powstrzymam się od brzydkiego słowa heh.
I tak sobie głośno myśląc: zaczynam kochać moją spółdzielnie. Rok temu za trochę jakieś 70zł wymienili mi działające podzielniki na kaloryferach, na nowe działające podzielniki na kaloryferach. W tym już nawet nie pamiętam za co zapłaciłem coś 80zł - pewno też działało. Teraz za zmianę działających wodomierzy, na nowe działające wodomierze, chcą ponad 200zł. Kurde, muszę kota chować, bo przecież też działa, ale co z tego? XD.
Wracając do meritum, jak to wszystko ogarnąłem i poustawiałem ... to było już ciemno.
Jechać do jednego sklepu jednak musiałem więc wyciągłem Szkodnika ;].
Sklep, Manhattan (trochę jak Seattle :D), Podlesie, nazot Piotrowice, kąsek Brynowa (z Marzeną "na słuchawkach"), Ligota i na chatę bo ... zmarzłam heh.
Finalnie wyszło coś takiego:
Dwa razy na Jankego ino prawie zginąłem => raz przez blachosmroda, a raz przez kierowce autobusu 297 - klasyk ಠ_ಠ.
A tak to - nowa ulica z DDR-ką w okolicach ul. Spółdzielczości ...
... fajnie że z normalnym wjazdem na nią.
Łącznik ulic Tunelowej i Wspólnej
Klasycznie jak na to miejsce XD
A tu (łącznik ul. Hetmańskiej i Kłodnickiej) pochwała - pierwszy raz mogłem przetestować na rowerze nową pochylnie:
Jak dla mnie bomba, tak samo jak oznakowanie nowej DDR-ki na Piotrowickiej :DDD
Tyle :P. Nie składałem jeszcze życzeń więc ... wszystkiego najdłuższego? :)))
XDDDDDD
Kategoria Rower