Lapec prowadzi tutaj blog rowerowy

Rowerowo-górski blog cyniczno-ironiczny ;]

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2018

Dystans całkowity:848.17 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:35:49
Średnia prędkość:22.06 km/h
Maksymalna prędkość:59.60 km/h
Suma kalorii:8544 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:60.58 km i 3h 15m
Więcej statystyk

DPD 15/2018 + Kamieniołomowo

  • DST 108.32km
  • Czas 04:33
  • VAVG 23.81km/h
  • VMAX 59.60km/h
  • Sprzęt Szkodnik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 8 czerwca 2018 | dodano: 09.06.2018


Piątek, weekendu początek :)
Dziś do pracy pojechałem rowerem, gdyż miałem dość mocne przeczucie, że po pracy wykonanej w tym tygodniu, piątek zacznie się trochę wcześniej niż o standardowej godzinie :) Nie myliłem się, ale od początku. Do pracy pojechałem jak zwykle, ble ble ble, wiecie o co biega, nieraz opisywałem więc nie będę się powtarzał ^_^ 

Po pracy natomiast wyjechałem, na już wczoraj zaplanowany trip na Kopalnie Dolomitu "Libiąż". W sumie w tym roku bardziej myślałem że to Filip zabierze mnie w te miejsce, no ale jednak patrząc po jego BeeSach, zauważyłem że był tam niedawno. Trudno, przeanalizowałem więc trasę kolegi Gizma i wiedziałem że tak czy siak muszę dojechać do miejscowości Jeleń przy jeziorze Dziećkowickim. Znam, ogarnę, a później pomyśle :-D

Dojechałem trasą standardową, bez żadnych przygód i miałem do wyboru dwie opcje: albo pchać się w las (którego nie znam) albo pojechać naokoło i przejechać kawałek DK-79, gdzie dzięki Street View widziałem że można jechać rowerem. Dobra, druga możliwość brzmi jak plan heh. Jechało się bardzo miło, przyjemnie i przynajmniej ... przestało wiać ze wszystkich stron. Co tam że w słonku było jakieś 36-38*C :-D Mi tam nie przeszkadza :-) Dojechałem do krajówki, następnie w czystej symbiozie z TIR-ami, udało mi się dojechać do zjazdu właściwego czyli zwykłej drogi gminnej. Drogi, która nie dość jest super przyjemnie zrobiona, to jeszcze do inwestycji dołożyli po prawej stronie ścieżkę rowerową, no i w to mi graj :) Pokręciłem nią do skrętu, później asfaltem i zobaczyłem przystanek rowerowy, który postanowiłem odwiedzić w celu nawodnienia. Na przystanku, wpadło mi do głowy że zrobię pierwsze w dniu dzisiejszym zboczenie z zamierzonej ścieżki. Otóż na znakach (i mapce) zobaczyłem że da się wjechać na Kamieniołom od tak zwanej dupy strony - czyli jazda od lasu :)

No i super - w końcu wpadły elementy gruntowe. Odwiedziłem kamieniołom, a później po prostu nie szło od razu nawracać się na Libiąż, gdyż w odległości około dwóch kilometrów znajdowało się podobno uroczę jezioro Groble. Tam właśnie się udałem, spałaszowałem końcówkę kebaba i mogłem jechać dalej. A właśnie jestem w sumie winien wyjaśnienie. Co do kebaba to tradycją w naszym biurze (skromnym bo trzy osobowym), jest fakt że jak ktoś ma urodziny (tym razem kumpel) to stawia obiad.

Oto, takie :)


Pojedzone, popite wodą (jak zwierzęta xD) i pierw czerwonym szlakiem do Libiąża, coby następnie uderzyć w kierunku Chełma Śląskiego. Zaczęły się delikatne górki, wiatru zero, no ale jednak chmury zaczynały straszyć po lekku. Dojechałem do Lędzin, ogarnąłem sklep po jakąś Cole (wody się skończyły) i mogłem udać się na dobrze mi znaną trasę w kierunku Zamościa. A nie przepraszam jeszcze jeden deszcz przeczekałem na przestanku xD. Później, żeby nie było to się ochłodziło. Tak, w Lędzinach na sklepie był termometr który pokazywał ... 28,7*C, i ciągle mżyło. Dziękuje w sumie za tę mżawkę :D Z Zamościa, poprzez jeden postój, zobaczyłem co tam ciekawego na czarnym szlaku, przeczekałem ulewę na Giszowcu i na spokojnie wróciłem na Żubra, znaczy do bazy :)

W końcu jakaś setka wpadła ;]
============================
Trasa => https://www.relive.cc/view/e1136582918 => choć ogólnie nie polecam, nawet ja mało z tego kumam heh. A i bez końcówki, bo musiałem telefon zrestartować.

Dystans skorygowany o wariację Endo w lesie przed deszczem, z czterech kilometrów zrobił mi jeden .... dwunasto-minutowy xD

Fotki:
Początkowy, popołudniowy fragment

Jaworzno Jeleń - sympatyczna okolica

Mało sympatyczna krajówka - o dziwo, nikt nie trąbił :)

Żegnaj Śląsku!!

Bardzo fajna i ulica i śmieszka ;]


Tytułowe Kamieniołomowanie xD ...

... i miejsce na drugie śniadanie

Wracamy - Libiąż, okolice PKP

Górki z okolic Chełmka

I na koniec nagroda w lasach murckowskich

=====================
W sumie?


Kategoria Rower

Zastępczo - towarzysko

  • DST 40.71km
  • Czas 02:04
  • VAVG 19.70km/h
  • Sprzęt Krossiwo
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 6 czerwca 2018 | dodano: 07.06.2018



Zawsze po dobrej imprezie (góry) przychodzi kac (życie), i tym razem nie było inaczej. W poniedziałek prócz załatwienia miliona spraw u babki, wczoraj (inwentura Ronda standardowo najfajniejsza xD => https://www.relive.cc/view/e1134358635) i dziś ogarniałem teren służbowy. Dobrze że już jesteśmy z kumplem w okolicach połowy, bo polekku mam odruch wymiotny jak muszę iść gdzieś, coś pomierzyć. Tyle tytułem wstępu.

Dziś po terenie, byłem w spółdzielni w celu dopytania się o pewną sprawę, potem zjadłem wcześniejszy obiad i w sumie to zgodnie z planem miałem jechać na Piotrowice. Miałem, ale nie musiałem ... mogłem, ale nie chciałem. Jutro mnie ta niewątpliwa "przyjemność" już nie ominie, ale choć o jeden dzień ten fakt odłożyłem. 

Co do celu to już wczoraj byłem telefonicznie umówiony na ploty o "gnojach życiowych" z Diobłem. Spotkanie na Batorym miało się odbyć późnym popołudniem, a ja miałem jeszcze chwilkę czasu, tak więc stwierdziłem że pojadę zobaczyć czy woda w stawach nie wyschła na zespole przyrodniczo-krajobrazowym "Żabie Doły" :) Znaczy puki co zespole, bo obszar ten już od jakiegoś czasu stara się o status rezerwatu - wg mnie słusznie.

Ładnie tam nie powiem, lecz dojazd był masakryczny dziś, czemu? ano przez wiatr, który nie dość że duł strasznie, do tego prosto w twarz - odbierając resztki przyjemności z pierwszej od 10 dni wycieczki rowerowej. Przemordowałem i mogłem przez Chorzów nawracać w kierunku Batorego. Przygoda: jedna, na zjeździe kierowca dostawczaka se drzwi otworzył, nie patrząc w lusterko - na szczęście wyhamowałem Krossiwem, które to dziś pełniło funkcję transportową. "Dziadek" spisał się całkiem, całkiem, lecz zaś coś skrzypi w pedałach przy mocniejszym nacisku, hmmm homoseksualisty czy suport? W wolnej chwili pomyśle nad tym :)

Później już spotkano z Marcinem i jazda na Rybaczówke, gdzie jeszcze dojechała Siostra ma, ze śpiworkiem mym => jeszcze raz dzięki za pranko :) Pogadali, sposmucili, poopowiadali, po planowali i mogli wracać, każdy w stronę swą. 

Humor 3/10, Forma 5/10, Chęć zostania przejechanym przez TIRa mocne 8/10 - i na tym zakończę ....
========================================================================================
Trasa => https://www.relive.cc/view/e1135158161

Fotki:
Park Śląski i niesamowita fotka, pusto!!!!!

Jak na Chorzów to całkiem ładnie, obyło się bez pany - zainteresowani wiedzą o co chodzi xD

A tu trafiłem na ładny mural z legendą Ruchu Chorzów - szanuje w sumie

Ostatnie foto czyli standardowy widok na Starych Panewnikach, nie zgubił ktoś pieska???? :)

==========================================
Pomożemy?


===================================================
Zaczyna to jakoś wyglądać heh



Kategoria Rower

Podnamiotowo cz.3 => PTTK "Przegibek" - Rajcza + Kato

  • DST 28.90km
  • Kalorie 4938kcal
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 3 czerwca 2018 | dodano: 06.06.2018


O czym to ja miałem na końcu ostatniego wpisu, a już wiem: gówniak uroczy bobasek płaczący nie był jednak najgorszym odgłosem na polu namiotowym! Od 6:00 rano zaczął nam naparzać (dość średnio wokalny => piać nie umiał) kogut, który stwierdził że obudzi całe pole. No nie zgadniecie, kto spał najbliżej kurnika? TAK, MY xD Wrzask nas obudził, ale nie zniechęcił od drzemki - zrobiła to kura, która zaczęła się chwalić jajkiem .... zmieniając koguta, do tego dzieci wstały i zaczęły się bawić. Ehhh, a było tak pięknie wczoraj ;/ ... ;)

Dobra, kto rano wstaje, temu się daje, czy jakoś tak => mogliśmy zacząć działać.

Plan był prosty, ponieważ oba telefony były dość średnio naładowane (a do tego powerbanki się skończyły), trzeba było podkraść trochę energii ze Schronu ;] Kij tam z moim Kśiałomi, który z Kśiałomi wyssał jeszcze jakieś 43% ale Siostry już pomału kwiczał, a musieliśmy mieć pewność że choć jeden wytrzyma dzisiejsze Endo. Tak więc płeć piękna do środka szykować śniadanie, a część brzydsza składać bajzel :D U nas w rodzinie na tripach się nie bawimy w równouprawnienie, choć miałem dobrowolną pomoc w składaniu namiotu muszę przyznać :)

Śniadanie, plan na trip i jazda w trasę - wszak pogodę zapowiadają kapryśną ;/ Ruszyliśmy w kierunku Wielkiej Rycerzowej z celem zdążenia na 13:30 na BUSik z Soblówki do Rajczy, gdzie mieliśmy już bez stresu ocenić pogodę i do niej dostosować pociąg powrotny ;]
Wystartowaliśmy i w sumie ... brakło chmur burzowych, ciepło, sympatycznie (wśród kolejnego rajdu, tym razem pieszego), szliśmy moim jednym z ulubionych szlaków granicznych aż do rozwidlenia, gdzie Gocha olała szczyt i poszła (raczej słusznie) od razu do Schronu, zająć miejsce. Ja natomiast wdrapałem się na naszą najwyższą górkę tej wycieczki, po czym ponownie mogliśmy się spotkaliśmy, tym razem przy małym (ciepłym) piwku :) Jak wiadomo w Bacówce na Rycerzowej nie istnieje takie pojęcie jak prąd, no ale przy deficycie wody taki napój był i tak godny polecenia :D
Milutko się siedziało, zwłaszcza że mam ogromy sentyment do tego miejsca (w sumie tu zaczynałem przygodę z górkami), no ale zaczęło popadywać, niebo zaczynało się barwić w czarnych kolorach a i do BUSa zostało 1,40h. Szlaku zostało trochę ponad półtorej godziny, tak więc w dół ... ino zaś dwie opcję heh. Obie czasowo takie same, no ale żółtym już szedłem, a czarnym mogłem ponownie z Gochą zadebiutować :) Wniosek: żółty, przez mniejszą ilość luźnych kamieni (które mega spowalniają) jest szybszy xD

Schodząc i mijając się z pierdyliardem ludzi idących (na szczyt) prosto na burzę, na rozwidleniu, przed asfaltem wynikało że będziemy około 4-5 minut przed odjazdem.

I tak było, i co kur*a wyszło? że pan Marecki se pojechał za wcześnie, takie info przynajmniej na nas czekało w sklepie - do tego przed samym deszczem. Do pełni szczęścia doszedł fakt, że w sklepie terminal nie działał a nasz budżet wynosił trochę ponoć 11 złotych xD Ale trzeba przyznać że było fajnie, lokalni jegomoście mi polali dwa kielichy, Gocha dostała kwiatki z bramy weselnej, ogarnąłem bro na miejscu, do tego udało się kupić jakieś cygarety na sztuki, colę, piwo na drogę i mając przed sobą perspektywę ulwy mogliśmy ruszyć z buta te brakujące osiem kilometrów :) Wracając jeszcze na chwilę do pana (specjalnie z małej) Mareckiego to co za debil, minęliśmy go jeszcze potem raz w Ujsołach jak jechał nazot, ale nawet się na na przystanku nie zatrzymał - chyba się bał zjeby :D

Wyszliśmy, kwiatki coby się nie zmarnowały do flakonika przy kapliczce i ... lunęło, a nam się "oświecił" przystanek z zadaszeniem pośrodku niczego :D No przecież idealnie przeczekaliśmy (a lało tak że grypa murowana), popiliśmy i o suchości (do tego znajdując 5 złotych na poboczu) do Ujsoł, gdzie sklep (już z terminalem) po ciasto i pooglądać włości po dość średnio udanych (http://www.eska.pl/news/ujsoly_-_zajazd_w_straznic...) Kuchennych Rewolucjach Pani Magdy G. :D Do Rajczy prócz jednaj minimalnie stresującej sytuacji z przyjeżdżająca Policją z piwkiem w ręku, po jednym pitt Stopie doszliśmy na pizze :) Obiad wszedł bardzo dobrze, potem sklep, mycie butów w Solę, ponownie sklep (mhmmm, ogórki :D) i na mega spokoju "na berze", gdyż w związku że jeszcze mieliśmy wolną niedzielę w zapasie, na godzinę odjazdu wybraliśmy pociąg dopiero o 20.13 ;]

Na peronie jeszcze drobne upomnienie młodzieży że nie rzuca się śmieci na tory, chwila rozmowy z znajomymi ze szlaku i ... mogłem odpalać Morfeusza ... oczywiście po opróżnieniu zapasów :D Zostałem obudzony (a raczej wyrwany z fazy "REN" :D) pod Piotrowicami gdzie stwierdziłem że jeszcze zrobimy malutki spacer z psem, a ja uczynię se delikatne roztrenowanie. Tak też się stało, Siostra odprowadziła na przystanek, no ale po takim wysiłku jeszcze mi się zachciało McDonalda, po którym mogłem uderzać w kierunku wanny ;]

Wystarczyło ;)

==============================================
Trasy => Z Rycerzową ale ino do Soblówki => https://www.relive.cc/view/e1132442482
Oraz całość ... bez Rycerzowej xD

+ Kato, bez Reliva bo uciekł ;]

Fotki:
Poranek, a po przeciwległej stronie - kurnik xD

Jazda czerwonym


Widok na nasze cele tego dnia => po prawej Wielka (1226m n.p.m.), a po lewej Mała (1207m n.p.m.) Rycerzowa

Myk na górze, lekko spocony :)

Siostry widok na szczyt ...

... oraz mój widok na Bacówkę ;]


Następnie na czarny, który w początkowej fazie był super, później kamienie i aż do ...

... asfaltu xD

Jeszcze ino delikatnie podmokły przystanek zbawienny:D

Wiadomo

I nad Sołą skończyliśmy :)

============================================================
Nie żałuję niczego, w sumie zakładałem 70 kilometrów a wyszło prawie 64km z czego 59 poza Katowicami :)
Bardzo dobry wyjazd, gdzie naprawdę choć na chwilę wszystkie gnoje życiowe które się ostatnio zbierały zostały olane, a teraz wracamy do życia ... i gnoi xD

O takie toto wyszło

========================================================================
Co do poranka, to może była jednak grubsza sprawa? :D


Kategoria Góry

Podnamiotowo cz.2 => Sól - PTTK "Przegibek"

  • DST 19.62km
  • Kalorie 3606kcal
  • Aktywność Wędrówka
Piątek, 1 czerwca 2018 | dodano: 05.06.2018


Po spaniu, obudziliśmy się dość wcześnie ale jednak "klara" z nieba dała nam dość mocno popalić heh. Cali mokrzy wstaliśmy, Gośka wykorzystała opcje pogodową na opalanie się, a ja jakby nigdy nic przy zamkniętym namiocie dalej korzystałem z darmowej sauny :D Solarium i sauna normalnie za freeko heh.
=============================================================
Około 11:00 wyspany, otworzyłem se piwo i na spokojnie mogliśmy sobie patrzeć na kapitalny widok, który bankową umieszczę w galerii "fotkowej" :) Następnie, bez pospiechu posprzątaliśmy po sobie i mogliśmy znów przez jeżyny (sic!) zejść do miasta.

Po zejściu z górki pierw uderzyliśmy asfaltem do sklepu, gdyż prócz ogromnego "pypcia" na ogórki kiszone, zachciało mi się zimnej Coli - ot tak dla odmiany :) Sklep wiedziałem że jest koło dworca PKP-Sól, no ale na szczęście udało się znaleźć wcześniejszy, coby przynajmniej po 0,2l zakupić :) I tu trzeba zaznaczyć, że już miałem wychodzić z niego, gdyż jeden facet po prostu zrobił nam poranek. Takiego flegmatyka (młody synek, tak na marginesie) to już dawno nie widziałem xD

Przykład:
- Jest Keczup?
* (chwila) Jest
- A Pudliszki?
* (chwila) Tak
- A pikantny?
* (sprawdzę, chwila) Jest
- To nie chce
* XD


No dobra, nieważne. Z Colą w łapię poszliśmy w okolice w/w sklepu, zrobiliśmy zakupy => pierw trochę mniejsze (ale już z ogórkami :D), bo jednak trzeba było wejść na szczyt (do tego nie było Żubrów w puszce pfff) więc wzięliśmy tylko coś na tzw: wszelki wypadek, jakby tamten (w Rycerce Dolnej) był pozamykany i mogliśmy rozpocząć wchodzenie na Łysice. Aaaaa, jeszcze było delikatniutkie pomylenie kierunków, potok na szlaku gdzie Gośka stwierdziła że umyję se buta (:-D), popas i operacja wyciągania kleszcza z mojego uda. Lubią mnie zdecydowanie! Warto jeszcze zaznaczyć że tego samego dnia (ino później) jeszcze jeden, ale już taki konkretny po mnie łaził xD

Po "szczytowaniu" misja na dół do sklepu ... którego okazało się że już nie ma. Na całe szczęście to Beskidy, a nie jest Kotlina Kłodzka i jakieś 50 metrów dalej trafiliśmy do ABC ;] Zaopatrzeni, mieliśmy już tylko dwie opcje do wyboru: albo czarny szlak terenowy, który stety/niestety robiłem jakieś 4 lata temu i był fatalnie oznaczony, o tu http://lapec.bikestats.pl/1085073,Sol-Rajcza.html - moje mega początki na BeeSie (:D) albo po prostu nie kombinować i iść przez wioskę aż do Joneczkowych Rycerek asfaltem.

W sumie asfalt był niezłym pomysłem na mój przepakowany bagaż i jednak wybraliśmy szlak zielony, gdzie poprzez mały Pitt Stop nad rzeczką (który okazał się super w dechę) doszliśmy do końca drogi utwardzonej. Odcinek gruntowy to ino delikatne podejście które już nie raz robiłem, będąc na wakacjach w Mładej Horze. Delikatne, a jednak dało tak w kość bo już zaczynaliśmy być mega głodni.
=================================================
Wiadomo, udało się nam zamknąć szlak i wylądować na Przełęczy Przegibek, na której to mieliśmy spać pierwszego dnia xD. W Schronie pierwszą rzeczą którą zrobiliśmy to rzuciliśmy się na jakąś zupkę chińską, żeby cokolwiek zjeść. Także pierw po makaronie bolońskim, potem po jakieś tam smakowej i mogliśmy dość wcześnie zabrać się rozbijanie namiotu. Pole na start okazało się bardzo fajne, gdyż za 20 zł (w sumie) mieliśmy jeszcze dostęp do prysznica, którego w sumie brakowało, bo w chusteczki to mogliśmy się ewentualnie wysmarkać a nie się dokładnie umyć :)

Baza namiotowa postawiona i mogliśmy zająć się swoimi sprawami czyli Gośka odpoczynkiem, ja natomiast poleciałem jeszcze na Bendoszkę (1144m n.p.m.), żeby w końcu zrobić jakiś konkretniejszy szczyt tego wyjazdu ;]
Ruszyłem na szczyt (wg oznaczenia 0,20h na górę), porobiłem parę fotek, które pewno też umieszczę w relacji i mogłem rozpocząć schodzenie ...... a raczej zbieganie xD Ja pier**lę, nie wiem jak to nawet nazwać! Napiszę tak, znowu się nam udało, bo w kierunku Pilska i Babiej Góry była po prostu ściana deszczu, zaczęło grzmieć! Wiem że z rana też tam grzmoty towarzyszyły, ale tu po prostu nagle przestało nawet wiać - co wiedziałem że nie wróży nic dobrego. Zbiegłym jak najszybciej się da, wskoczyłem do namiotu i byłoby tyle w sumie .... u nas nawet kropla nie spadła :D

Mogliśmy jeszcze więc chwilę pogadać, odpalić jakieś piwko albo dwa (jedno przypadkiem wylać w namiocie xD) i prawie spokojnie udać się do spania. Czemu prawie? bo ponownie jakiś gówniak urocze dzieciątko dało o siebie zdać - no przecież nie mam pojęcia jak z takiego małego ciałka może wydobywać się aż taki wrzask?
===========
Ten "śmiech" mi niszczył BeeSa!!! Po bólach i mękach w końcu z fotkami :)))))))))
================
PS: nawet nie wiem z czego On miał siły płakać, ale tak nawalał że po prostu całe pole go słyszało. Czy to było najgorsze? nie, ale o tym w kolejnym wpisie :P
====================================
Trasa => Relive kajś uciekło, sorki xD

Fotki:
Nasza miejscówka na nocleg, niebo już przyjemne ;]

Gimbusy i fotka w lustrze :P

Gocha na yyy śliskim gruncie :D

A tu pokażemy, wejście i zejście z okolic Łysicy - 694m n.p.m.


Sztuka nowoczesna wprost z Rycerki Dolnej xD

Potok Rycerski i chyba jedyne prócz Siostry trzeźwe istoty w tamtych okolicach :D

Spokojne nabieranie wysokości

Pitt Stop w klimacie i każdy robi co lubi :P
Wyjątkowo na chwile odstawiłem piwo :D


W końcu na gruncie => godzina do Schroniska :)

Ostatni postój przed celem

Już samotne wchodzenie na ...

... na Bendoszkę Wielką (Będoszka jest również nazwą prawidłową) i ...

... szybka ucieczka, bo jak widać wyglądało to co najmniej średnio xD


Szkoda że zaś przez noc świeciły ino cztery gwiazdki na niebie (i dwie naziemne :P), no ale choć deszcz nas ponownie ominął :)
============================================
No nic, z wiekiem może mi przejdzie, ale puki co ....


Kategoria Góry